Viv

Viv

niedziela, 28 lipca 2013

Z Archiwum: Futurospekcja

Zapewne wielu ma tak, że czasem pisuje teksty na różne portale, strony, blogi, potem pisać tam przestaje, przenosi się gdzieś indziej, a stare teksty leżą sobie na "starych śmieciach", od dawna nieodwiedzane przez autora... cóż, ja właśnie tak mam. Kiedyś pisałem teksty dla pewnego portalu fantastycznego, ale w pewnym momencie  moja współpraca z nim się zakończyła. Problem w tym, że zostało tam naprawdę sporo moich tekstów - głównie recenzji - z których, muszę przyznać, jestem raczej zadowolony. Dlatego też postanowiłem część tych archiwów wrzucić na bloga, żeby mieć je pod ręką. Zapewne trochę to lamerskie, wstawiać swoje stare teksty, ale trudno - przynajmniej mnie będzie z tym przyjemniej. W każdym razie cykl "Z Archiwum" będzie się pojawiał od czasu do czasu - zapewne do momentu, aż nie skończą mi się zapasy.


Futurospekcja
Robert J. Sawyer

Ocena: 4/10

Czas zawsze przyciągał uwagę człowieka, intrygował go. Oczywiście Czas nie w rozumieniu okresu, jaki potrzebny jest do wykonania pewnego zadania czy dotarcia do konkretnego miejsca, ale Czas w rozumieniu nieprzerwanego strumienia rzeczywistości, spinającego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Czemuż zresztą się dziwić – czy może być coś ciekawszego niż wizja naprawienia swoich błędów młodości lub ujrzenia cywilizacji ludzkiej za setki lat, czego doświadczył bohater Wehikułu czasu Wellsa? Oczywiście nie ma się co łudzić – maszyna do podróży w czasie wylądowała w tym samym miejscu, co kolonizacja Marsa czy teleportacja, w pudle z etykietką „może kiedyś tam”. Z drugiej strony, skoro nie można się w przyszłość przenieść, to może chociaż da się ją podejrzeć?

poniedziałek, 22 lipca 2013

Pożądanie, czyli depresja gwarantowana


 Pożądanie
Antologia

Ocena: 7/10

Po lekturze Pożądania trzeba przyznać, że Powergraph potrafi trollować. Nie da się bowiem inaczej określić tej sytuacji: książka wydana w środku boomu na „porno dla mamusiek” i pikantne paranormale, o chwytliwym i kojarzącym się jednoznacznie tytule, z okładką sugerującą określoną zawartość… i treścią, która nijak ma się do oczekiwań szarego czytelnika. Hedonizm? Frywolne igraszki? Powłóczyste spojrzenia i spocone ciała splecione w uścisku po miłosnych uniesieniach? Znajdą się… przynajmniej w pewnym sensie. Zresztą, czy opis na tylnej okładce może kłamać? Zerknijmy:

Oto dwanaście tekstów współczesnych polskich pisarzy.

Trzeba przyznać, że udało się zgromadzić w antologii naprawdę interesujący zestaw nazwisk. Mamy więc pisarzy „tradycyjnie” kojarzonych z Powergraphem, jak Jakub Małecki i Michał Cetnarowski; autorów z obszaru gatunkowego – Łukasza Orbitowskiego i Marcina Przybyłka; utytułowanych, takich jak Anna Kańtoch i Szczepan Twardoch, jak i młodą stażem Bernadetę Prandzioch. Do tego Wit Szostak, Piotr Rogoża, Jakub Nowak i Jarosław Urbaniuk… Innymi słowy mocny koktajl stylów, pomysłów i estetyk. Przynajmniej do pewnego stopnia…

czwartek, 11 lipca 2013

Z cyklu Potworne Kino: TOP 5 potwornych koszmarków

Kiedyś, hen, dawno temu, wrzuciłem na bloga notkę zbierającą najlepsze – moim zdaniem – tytuły anglosaskiego kina potworów. Wpis opisujący, dla równowagi, najgorsze szkaradzieństwa tego nurtu miał powstać niedługo później, ale jak to bywa, gdzieś się zgubił w natłoku zdarzeń, wydarzeń i innych tekstów. Aż w końcu przyszła na niego pora!

Tym bardziej, że w gruncie rzeczy większość ogląda to kino właśnie dla kuriozów, kiczowatych scenografii, tekturowych potworów i papierowych postaci, nakręconych w czasach, gdzie nawet najbardziej absurdalny pomysł miał szansę na realizację. Tak jak wczesne filmy o potworach zawierały często jakąś tezę, ostrzegały przed niebezpieczeństwem atomu lub zewnętrznego wroga ukrytego za maską monstrum, późniejsze produkcje nie zawracały sobie tym głowy – bo to nie one miały przyciągać publiczność. Problem w tym, że tak naprawdę nie bardzo wiadomo, co faktycznie miało widzów wabić…

Na pewno nie fabuły: te były silnie ustandaryzowane i przebiegały według znanego schematu: bohater widzi potwora – nikt mu nie wierzy – potwór rozrabia – alarm i próby zabicia monstrum – potwór rozrabia bardziej – wreszcie ginie w spektakularny sposób. Jedyna zmiana polegała na tym, że heros raz był młodszy, a raz starszy, raz zdobywał kobietę w połowie filmu, a raz pod koniec. I nawet jeśli nie był naukowcem lub wojskowym (a zafiksowanym na punkcie motoryzacji nastolatkiem), zawsze towarzyszyła mu postać ucieleśniająca prawo i porządek społeczny.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Przedksiężycowi II, czyli fin de siècle


Przedksiężycowi tom II
Anna Kańtoch

Ocena: 7/10

Pierwszy tom Przedksiężycowych był niczym solidna i pyszna przystawka. Z jednej strony sama w sobie sycąca – oferująca znakomitą wizję miasta-molocha i społeczeństwa czasów wynaturzonej Ponowoczesności, bardzo dobrze napisana i momentalnie wciągająca czytelnika w gęsty klimat świata „końca wieku”. Z drugiej – obiecująca literackie frykasy nie obciążające przy tym żołądka. Jak więc prezentuje się drugi tom, gdy wreszcie wylądował na talerzu i wbiło się weń sztućce? Wciąż jest to rzecz bardzo smaczna, acz niektóre składniki posiekano chyba zbyt drobno.

To, co najmocniej rzuca się w oczy podczas czytania, to znaczne przesunięcie w konstrukcji fabuły. Poprzednio mieliśmy w zasadzie dwie główne perspektywy: zewnętrzną Daniela – kosmicznego rozbitka, zmuszonego radzić sobie w całkowicie obcym świecie i wewnętrzną, związaną z wątkiem Kairy i Finnena, ewoluującym od opowieści awanturniczej i kryminału ku zdecydowanie cięższym tematom. Obydwie te perspektywy koniec końców splatały się w jedną większą, w której centrum leżało samo Lunapolis. Nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że pierwszy tom przede wszystkim zarysowywał rzeczywistość, w jakiej egzystować będą bohaterowie: określił kształt społeczeństwa, jego hierarchię wartości, prawa i stopień rozwoju technologicznego, koncepcję Skoków, drabinkę miast oraz kilka innych kwestii. Dzięki temu w drugim tomie – mając już opracowane reguły rządzące światem – można było bardziej skupić się na bohaterach, zejść z poziomu konstruowania labiryntu do ochoczo krążących po nich robaczków. A tych jest całkiem sporo: Kańtoch znacząco rozszerzyła wachlarz postaci, których działania śledzić będzie czytelnik, odsuwając niektórych na drugi plan, bądź to rzucając nieco światła na skrytych dotychczas w cieniu.