Tym razem - dla odmiany od recenzji i felietonów - odrobina literackiej pisaniny. Tekścik krótki, trochę wiekowy, acz ostatnio lekko podszlifowany, był zainspirowany piosenką Television rules the nation zespołu Daft Punk. W sumie trochę się zdezaktualizował - dzisiaj już brak telewizora nie jest czymś dziwnym, jak to było jeszcze parę lat temu. Dzisiaj pewnie tekst traktowałby o ucieczce od Facebooka i ćwierkaczy... Z drugiej strony, mnie nadal się podoba. I mam nadzieję, spodoba się również innym.
To się
musiało zdarzyć. Wiedziałem, że to wszystko było zbyt proste, zbyt łatwe i
szybkie. Podejrzliwy wzrok faceta w punkcie skupu, histeryczny śmiech
przyjaciół ukrywający zakłopotanie, sąsiedzi pukający się w głowę i omijający
mnie szerokim łukiem, zmniejszająca się liczba znajomych na Facebooku… To
wszystko powinno być dla mnie przestrogą, znakiem nadchodzących problemów.
Czułem na sobie ich wzrok – wszystkich, bez wyjątku. Miałem wrażenie, że nie
odstępują mnie na krok, podążają za mną wszędzie – do pracy, w czasie spaceru w
parku, nawet w sypialni i łazience. Kiedy wchodziłem do hipermarketu, stawały
się wręcz nieznośne. Kusiły mnie, przebrzydłe pudła, cholerni marnotrawcy czasu
i energii, wyciągający moje pieniądze z konta ze skutecznością odkurzacza,
kuszące najpiękniejszymi i najbardziej kuriozalnymi wizjami. Karaibskie wyspy,
finały Ligi Mistrzów, klasyka kina, puchate króliczki i biuściaste aktorki z
filmów porno – oferowały cały asortyment, na każda porę dnia i nocy. Ale ja
byłem twardy, nie złamały mnie, nie dałem się omamić. Do czasu…