Viv

Viv

środa, 21 stycznia 2015

[FILM] Zabawmy się w piekle, czyli ci cholerni filmowcy



Zabawmy się w piekle (2013)
reż. Shion Sono

Ocena: 9/10

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Japonia-online.

Współczesna kinofilia w ogromnej mierze bazuje na nostalgii: wspomnieniu – nierzadko wyidealizowanym – reżyserów i widzów dotyczącym seansu kinowego i związanego z nim przeżycia. Czy też, jak chcieliby niektórzy, wręcz Przeżycia. Doświadczenia jakiegoś abnormalnego stanu, który natychmiast zanika po zatrzymaniu projektora. Czegoś zupełnie niedostępnego seansom z kasetami wideo czy piratami ściągniętymi z Sieci, zarezerwowanego wyłącznie dla terkoczącej, magicznej taśmy 35 mm, z której w małej, często skromnej, lecz zapełnionej po ostatnie miejsce (lub przeciwnie – pustej, z wyjątkiem kilku podstarzałych maniaków) sali kinowej wyświetlano zdartego Bergmana. Widok takich właśnie miejsc, nierzadko zdewastowanych i opuszczonych, lecz wciąż posiadających swoją „magię”, stał się wręcz powtarzalnym chwytem narracyjnym. Nie będę roztrząsał, na ile uprawniony jest taki obraz, gdzie kończy się nostalgia a zaczyna snobizm, ani jak całe to zjawisko konfrontuje się z owymi technologiami – kwestie te w tym miejscu mnie nie interesują. Interesuje mnie natomiast to, w jaki sposób w Zabawmy się w piekle Shion Sono, pozostając w obrębie owej nostalgicznej, kinofilskiej narracji, jednocześnie dociska pedał gazu, tworząc energetyczny, bezczelny i krwią spływający list miłosny do kina i wszystkich, którzy podążają jego ścieżką.