Rytuał. Stała pora, dzień, określona godzina. Zapowiedź wydarzeń w kolejnym odcinku, żeby podtrzymać napięcie.
Serial przez wiele lat miał w sobie magię niepowtarzalności. Nieobejrzany odcinek skutkował niepokojem egzystencjalnym i natychmiastową wizytą u sąsiadki na herbatce, czy też telefonem do zaufanej osoby. Postać filmowa nie mogła istnieć bez widza (wskaźniki oglądalności!), ale i widz serialowego Kowalskiego czynił bohaterem swojej codzienności.
Lata płynęły. Czasy się zmieniały. Życie zaczęło biec trochę szybciej. Za sprawą internetu można nie tyle „odzyskać” niewidziany odcinek, co go „uzyskac”. Serialu nie musi być utożsamiany z TELEWIZOREM. Wiele osób ściąga całe sezony seriali, by z ich oglądania urządzać wręcz maratony filmowe (o których po wielu weekendach już tyle razy się nasłuchałam...). Oczywisty jest fakt, iż nie uzyskamy „dziewiczego” tworu, to co nie ukazało się jeszcze w telewizji, w internecie raczej się nie pojawi. Fart dla nas – zagraniczne produkcje w naszym kraju pojawiają się z większym lub mniejszym późnienie, więc ci bardziej niecierpliwi mogą uprzedzić polską emisję.
Mnie interesuje nie ten współczesny pożeracz megabajtów na sekundę, który jest twórcą, a starsza pani, gospodyni domowa, której za plecami przebiega wnuczek z kolejnym „ściągniętym” sezonem. Owa pani nadal o stałej porze siada z herbatką przed telewizorem przykrytym serwetką i nadal o stałej porze przez 45 minut nie odbiera telefonów. Choć prawda jest taka, że o tej godzinie, nauczony po latach, już i tak nikt nie dzwoni.
4 komentarze:
No ładnie. Czyli jestem "starszą panią, gospodynią domową, której za plceami przebiega wnuczek z kolejnym "sciągniętym" sezonem :-) Bo w niedziele między 20.00 a 21.00 proszę do mnie nie dzwonić, oglądam "Gotowe na wszystko" na FoxLife. Po wielu różnych próbach stwierdziłam, że w przypadku GtW świadomie wybieram tę "klasyczną" formułę serialową, dozowaną w regularnych dawkach rozrywkę i wzruszenie. Jakoś tak mi się lepiej ogląda po prostu. Ale np. "Californication" nie lubiłam oglądać w takich sposób, a "Rodzina Soprano" wyłączyła mnie z życia na całe tygodnie (dobrze, że w wakacje:-)
Ja też JUŻ sobie dozuję "Desperatki" jak to ładnie mówi moja koleżanka. Wszak ABC wypuszcza tylko jeden odcinek na tydzień (albo i na dwa) ;), ale panie z Wisteria Lane czasem wyłączały mnie ciągami z cudownego, skądinąd, życia w międzynarodowym akademiku.
Jeśli chodzi o mnie to nie ściągam niczego z internetu - wolę to niecierpliwe oczekiwanie na godzinę projekcji w tv;D Chyba jedynym serialem, którego część obejrzałam na komputerze było "The O.C":D I to tylko dlatego, że nie istniała nadzieja na obejrzenia zaległych odcinków w telewizji;P
Prześlij komentarz