Długa Ziemia
Stephen Baxter & Terry Pratchett
Ocena: 8/10
Speców
od marketingu można nie lubić (i z pewnością znalazłoby się sporo ku temu
powodów), trzeba im jednak przyznać, że często wiedzą, w jakie tony uderzyć.
Jeden rzut oka na okładkę Długiej Ziemi duetu
Terry Pratchett i Stephen Baxter wystarczy, by dojrzeć, kto z tej dwójki
„naprawdę się liczy”. Zagranie – jak dla mnie – dość perfidne, choć nie można
mu odmówić pewnych podstaw: wiadomo wszak, czyje nazwisko przyciąga większe
rzesze fanów. Z drugiej strony trzeba powiedzieć jasno: to nie jest książka
Pratchetta, do której dodany jest bonus w postaci SF, ale synteza tego, co w
twórczości pisarzy najlepsze. Jej efektem jest powieść lekka i wciągająca, a
przy tym zawierająca garść ciekawych przemyśleń i obserwacji.
Co
byście zrobili, gdyby okazało się, że obok naszej Ziemi, tej Podstawowej,
znajduje się szereg wersji alternatywnych, będących w większym lub mniejszym
stopniu jej odbiciem? Ziemie pozbawione ludzkości, dziewicze, zasobne w
bogactwa naturalne i nieskażone wykwitami cywilizacji? A co ważniejsze: co by
się stało, gdyby ktoś odkrył łatwy sposób, by przemieszczać się między tymi
alternatywnymi światami, bez skomplikowanych urządzeń, zaawansowanej
technologii, tylko z odrobiną poskładanych ręcznie części i ziemniakiem? Koniec
świata czy początek nowego wieku? A może obydwa po trochu?
Ci,
którzy spodziewają się po Długiej Ziemi hard
SF, w której ideę światów równoległych rozkłada się na czynniki pierwsze i
analizuje z każdej strony, powinni zrewidować swoje oczekiwania. Owszem,
kwestia „jak i dlaczego” przewija się wśród rozważań bohaterów, ale ma
znaczenie marginalne i najczęściej ogranicza się do stwierdzenia, że nikt nie
potrafi jednoznacznie orzec, jakim cudem to wszystko jest możliwe. Z pozoru
można to uznać za wadę – wszak mamy do czynienia z czymś, co odmieniło oblicze
ludzkości! – ale czy w gruncie rzeczy nie jest to logiczne podejście? Czy na
obecnym poziomie rozwoju technologii (odkrycie Długiej Ziemi następuje w 2015
roku) jesteśmy w stanie przedstawić satysfakcjonujące wytłumaczenie tego fenomenu?
Baxter i Pratchett pozostawiają te dywagacje, będące w gruncie rzeczy konikiem
wąskiej grupy ludzi, by skupić się na czymś większym: reakcjach zwykłych ludzi
na pojawienie się nowych możliwości.
Długą Ziemię bez wątpienia można
określić jako science fiction socjologiczną: duet pisarzy próbuje określić,
jaki wpływ miałoby to epokowe odkrycie na człowieka, zarówno w sensie
jednostkowym, jak i w odniesieniu do całych grup społecznych – przy czym dla
każdego z tych modeli przyjmuje odmienne podejście. Ten pierwszy uwidacznia się
w wątku Joshuy Valiente, tak zwanego „naturalnego kroczącego”, który do
podróżowania po światach wykrocznych nie potrzebuje krokera. Z uwagi na swe
zdolności zostaje zwerbowany przez Lobsanga – świadomość tybetańskiego
mechanika zamkniętą w komputerowych systemach – do odbycia wyprawy na krańce
Długiej Ziemi (o ile takowe istnieją). Ich podróż na Zachód ma w sobie elementy
zarówno podróży inicjacyjnej, jak i pionierskiej ekspedycji ku nieznanemu.
Joshua jest w pewnym sensie bohaterem „z przypadku”: człowiekiem, który wszedł
w ten interes nie do końca z własnej woli, odludkiem stroniącym od towarzystwa,
nie przepadającym za znajdowaniem się w centrum uwagi (co powoduje, że z
początku trudno się z nim utożsamić). Jednak podróż z Lobsangiem sprawia, że
modyfikuje sposób, w jakim postrzegał ludzi i ich działania, zaczyna widzieć i
czuć więcej, a przede wszystkim dociera do niego, jak wielkim i niezbadanym
obszarem jest Długa Ziemia.
Wyprawa
staje się kalejdoskopem, w którym ewolucja prezentuje wszelkie możliwe warianty
rozwoju biosfery. Duet pisarzy poświęca tym kwestiom sporo uwagi, nie
ograniczając się li tylko do ekstrapolowania potencjalności i mutacji wśród
fauny i flory, lecz wchodząc głębiej, próbując dociec ich przyczyn, znaleźć czynniki,
dzięki którym dana rzecz zaistniała. Jak stworzenia bez rozwiniętej kultury
mogą mieć jednocześnie bardzo złożony system komunikacji? Czy inteligencja i
zdolność używania narzędzi są domeną tylko człowieka? Jak diametralnie odmienne
rzeczywistości mogą czaić się za granicą kolejnego świata? Rozważania te
prezentowane są w sposób mało inwazyjny, przede wszystkim w formie dialogów,
dzięki czemu czytelnik poznaje te wszystkie informacje razem z bohaterami, ale
nie ma wrażenia uczestnictwa w jakimś wykładzie. Przy okazji pojawia się w Długiej Ziemi wątek, którego we
współczesnej SF nie widuje się często: wiara w pozytywny aspekt działań nauki,
w postęp – jakkolwiek górnolotnie może to brzmieć. Czuć przekonanie, iż dzięki
tej wyprawie uda się poznać i zrozumieć więcej, zrobić kolejny krok i dopomóc
ludzkości odkrywającej ogrom tego nowo poszerzonego świata.
Jednak
ten eksploracyjny pęd nie jest tak naiwny, jak można by się spodziewać – nad
głową bowiem stale unosi się przekonanie, że koniec końców ludzie i tak to wszystko
spieprzą. O ile w wątku Joshuy nastawienie to pojawia się rzadko i w dużej
mierze przysłaniane jest przez nastrój przygody, o tyle narasta, gdy Baxter i
Pratchett przechodzą do skali makro i zaczynają analizować wpływ Długiej Ziemi
na ogół ludzkości. Ten zaś, jak można się domyślić, wcale nie jest
jednoznacznie pozytywny. Owszem, nagle problem przeludnienia, zanieczyszczenia
środowiska czy głodu zostają dosłownie zdmuchnięte; zmalała skala przestępstw,
powstało miejsce dla nowych wyznań, a kolejna kolonizacja, zachwiawszy
strukturą społeczną, wymogła powrót do starych rozwiązań – choćby barteru w
miejsce wymiany pieniężnej. Więcej: nowy Dziki Zachód, jak zwykło się nazywać
Ziemie wykroczne, jest miejscem wręcz stworzonym dla ludzi dynamicznych, nie
bojących się wyzwań i ciężkiej pracy, a tworzone tam społeczności stają się nie
tylko samowystarczalne, ale również trwalsze. Ale jednocześnie, pokazując cuda,
jakie wytworzyła ewolucja na alternatywnych globach, odsłaniana jest również
jej druga twarz – chaotycznej, zimnej suki. W końcu nie każdy dostaje od niej
to samo: komuś trafi się szybki metabolizm, a innemu słaby wzrok i wielkie
stopy. A jak wiadomo, gdy ktoś ma więcej, lepiej lub łatwiej niż inni,
zaczynają się problemy. Zaś chętnych do skorzystania na kryzysie i wyzyskania
go we własnych celach nigdy nie brakowało...
Odczuwalny
jest przy tym jednak – przynajmniej dla mnie – pewien niedosyt. Ileż bowiem
interesujących obserwacji można wyprowadzić z odkrycia Długiej Ziemi!
Prześledzić wpływ na ekonomię, demografię, religie, przeanalizować, jak
zareagował przemysł i media – Baxter i Pratchett w znacznej mierze tylko
zarysowują tę problematykę, nie wchodząc w nią zbyt głęboko. Świadom jestem, że
zbytnie skupienie się na tej warstwie zapewne zaburzyłoby konstrukcję powieści,
acz nie miałbym nic przeciwko, gdyby książka była grubsza o te sto czy dwieście
stron. Tym bardziej, że jest naprawdę przyjemna w odbiorze i znakomicie się ją
czyta. Nie epatuje specjalistycznym żargonem, nad którym trzeba by było łamać
sobie głowę, choć nie wzdraga się przed przedstawianiem naukowych teorii. Duet
pisarzy bardzo dobrze operuje słowem, co znajduje odbicie w plastycznych
opisach Ziem wykrocznych oraz świetnie skonstruowanych dialogach. To właśnie te
ostatnie „przemycają” gro informacji na temat wyprawy i sytuacji na Ziemi
Podstawowej oraz są głównym nośnikiem subtelnego, acz momentami czarnego humoru.
Tyczy się to zwłaszcza relacji Joshuy i Lobsanga – odludka i świadomości ze
sztucznym ciałem – która podszyta jest zarówno nieufnością oraz
niezrozumieniem, jak i sympatią, stając się w efekcie jednym z najjaśniejszych
punktów Długiej Ziemi.
Na
koniec nieco prywaty: trochę niezrozumiałe jest dla mnie usilne dzielenie
powieści i próby określania, co pochodzi od Pratchetta, a co od Baxtera, gdzie
przebija ich styl i który z pomysłów z pewnością należy do któregoś z nich. Czy
naprawdę nie można tej książki traktować całościowo? Czy to naprawdę ważne, od
kogo wyszedł dany gag lub pomysł na postać? Nie wystarczy, że do rąk czytelnika
trafia bardzo przyjemna, wciągająca lektura, która może nie wikła się w
futurologię ani zbyt skomplikowane analizy kulturowe i socjologiczne, lecz
dostarcza interesującą, pełną humoru historię? Długa Ziemia nie zmieni oblicza SF, nie otworzy przed nikim drzwi
poznania, ale z pewnością zapewni sporo rozrywki i odrobinę pozytywnych myśli
wśród katastroficznych wizji współczesnej fantastyki naukowej.
Pierwotnie recenzja ukazała się na portalu Kawerna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz