Pożądanie
Antologia
Ocena: 7/10
Po lekturze Pożądania trzeba
przyznać, że Powergraph potrafi trollować. Nie da się bowiem inaczej określić tej
sytuacji: książka wydana w środku boomu na „porno dla mamusiek” i pikantne
paranormale, o chwytliwym i kojarzącym się jednoznacznie tytule, z okładką
sugerującą określoną zawartość… i treścią, która nijak ma się do oczekiwań
szarego czytelnika. Hedonizm? Frywolne igraszki? Powłóczyste spojrzenia i
spocone ciała splecione w uścisku po miłosnych uniesieniach? Znajdą się…
przynajmniej w pewnym sensie. Zresztą, czy opis na tylnej okładce może kłamać?
Zerknijmy:
Oto dwanaście tekstów
współczesnych polskich pisarzy.
Trzeba przyznać, że udało się
zgromadzić w antologii naprawdę interesujący zestaw nazwisk. Mamy więc pisarzy
„tradycyjnie” kojarzonych z Powergraphem, jak Jakub Małecki i Michał
Cetnarowski; autorów z obszaru gatunkowego – Łukasza Orbitowskiego i Marcina
Przybyłka; utytułowanych, takich jak Anna Kańtoch i Szczepan Twardoch, jak i
młodą stażem Bernadetę Prandzioch. Do tego Wit Szostak, Piotr Rogoża, Jakub
Nowak i Jarosław Urbaniuk… Innymi słowy mocny koktajl stylów, pomysłów i
estetyk. Przynajmniej do pewnego stopnia…
O miłości, cielesności i
zmysłach.
Po przyjrzeniu się opowiadaniom
zgromadzonym w Pożądaniu uderza pewna dysproporcja: z jednej strony wchodzimy
w świat cielesności wybujałej, atakującej bogactwem doznań, cielesności pięknej
i adorowanej, będącej przedmiotem estetycznego zachwytu lub środkiem prostej,
erotycznej stymulacji. Cielesności wyimaginowanej, wyidealizowanej, wyśnionej,
miękkiej i namacalnej, ale rzadko epatującej fizjologiczną dosadnością. Z
drugiej – idąca za nią miłość niemal zawsze jest kaleka. Czasem naznaczona jest brakiem: jak w Koźlętach
gazeli Szostaka, gdzie śliczna uczennica staje się przyczynkiem do
fantazji nauczyciela, wypełniającego lukę słodkimi marzeniami o niewinnym
romansie wśród hiszpańskich plenerów, wyjętym wprost z sentymentalnych
romansów. Autor nie potępia bohatera, nie odbiera mu tej drobnej przyjemności,
nie musi bowiem – rzeczywistość jest najlepszym budzikiem. Innym razem miłość
jest degradująca, zwłaszcza gdy – jak w Skórach Orbitowskiego –
skoncentrowana jest przede wszystkim na cielesności. W tym wypadku –
monstrualnej, przekształconej w nigdy nie narzekające, zawsze piękne, usłużne i
zmiennokształtne źródło przyjemności, prowadzące koniec końców do destrukcji.
Orbitowski stworzył mocny, działający na wyobraźnię tekst, który można by
odczytywać jako ostrzeżenie przed cielesnością, gdyby nie fakt, że jej źródło
jest bierne i to właśnie ono, wobec postępującego rozpadu bohatera, jego
degeneracji moralnej i fizycznej, wychodzi poza krąg ciała i dotyka sedna relacji.
Jest wreszcie miłość naznaczona stratą, w przypadku Małej May Marcina
Przybyłka – utratą żaru i energii, znamionującą małżeńskie życie, konfrontujące
się z prozą codziennego życia: pracą, stresem, seksualnym niezaspokojeniem.
Jednak tekst nie porywa – wobec aktualnej problematyki futurystyczny sztafaż
wydaje się zbędnym dodatkiem, same dylematy momentami ocierają się o banał, a
forma męskiej, piwnej gawędy o fantazmacie idealnej kochanki przeciwstawionej
gderliwej żonie razi łopatologią i osłabia ostateczną wymowę tekstu – zresztą,
jednego ze słabszych w zbiorze.
O zaspokojeniu i
nienasyceniu.
Lektura antologii każe wysnuć
wniosek, że w przedstawionych światach nienasycenie jest czymś normalnym,
uczuciem typowym, lecz dojmującym, zaś zaspokojenie to Święty Graal, którego
szuka wielu, lecz niemal nikt nie odnajduje. Zupełnie jakby jedynym dostępnym
bohaterom uczuciem był stały, niekończący się głód. W brawurowo napisanym RP
Productions bohater zdaje się mieć wszystko, czego pragnął: wymarzone
zajęcie, sukces, kontakt z ikoną branży – wszystkie jego wybory i doświadczenia
zdawały się dążyć do tego konkretnego punktu, do studia i ekipy kręcącej
siermiężne, historyczne porno. A mimo to w zetknięciu z pierwotną naturą seksu
ta groteskowa wizja „złotego dziecka branży” zdaje się całkiem więdnąć,
rozpadać, traci krzykliwe kolory, urok przesady i przaśnej swojskości nadany mu
przez niesamowicie pomysłowego Cetnarowskiego. Jednocześnie mam wrażenie, że do
zderzenie i przejście od przerysowania do szarówki jest zbyt drastyczny, przez
co nasuwa się na myśl odczytanie tekstu jako potępienia porno –
zdehumanizowanego orgazmotronu , a to – w kontekście wcześniejszych prac autora
– wydaje się ciut zbyt proste. Z kolei u Żulczyka w Och, Rafał nienasycenie
przybiera najprostszą postać: chęci skorzystania z ogólnoludzkiej katastrofy i
przerżnięcia seksownej i niezbyt kumatej córki sąsiadów. To bardzo specyficzne
opowiadanie: bohater to pozbawiony zasad buc i kombinator, myślący nie tą
głową, co trzeba. Polubić go nie sposób, tolerować trudno – jedyne, co może
pomóc w przebrnięciu przez tekst to finał, gdzie autor w przewrotny sposób daje
Rafałowi to, na co zasłużył.
O naszej seksualności i
odkrywaniu jej tajemnic, czasem najbardziej zaskakujących dla nas samych.
Seksualność i jej odkrywanie
zazwyczaj kojarzy się pozytywnie – jako coś nowego, intrygującego. Moment,
kiedy uzmysławia się swoje preferencje i oczekiwania; kiedy przekraczane
zostają kolejne stopnie wtajemniczenia bądź też dopiero co dokonało się
inicjacji. Jednak czytając Pożądanie można dojść do wniosku, że
próba zdefiniowania lub redefiniowania swej seksualności zazwyczaj kończy się
katastrofą i bólem. Wyraźnie widać to w jednym z najlepszych tekstów w
antologii – Człowieku nieciągłym Kańtoch, gdzie bohater cierpi na
poważne problemy z określeniem swej tożsamości – nigdy bowiem nie jest pewien,
czy faktycznie coś zrobił, czy tylko mu się to wydawało. Na ten problem z
zachowaniem ciągłości „narracji” życia nakłada się jego fascynacja sąsiadką,
która okazuje się jednak nie do końca taka, jak mu się wydawało… Jak to bywa u
Kańtoch, finał jest z jednej strony gorzki i nieco przygnębiający, z drugiej w
jakiś sposób pozytywny, kiedy wreszcie bohater zsynchronizuje wszystkie warstwy
swojej osobowości i odkryje, co stało się w sąsiednim mieszkaniu i kogo tak
naprawdę pożądał. Inaczej jest w Życiach
podwójnych Urbaniuka: tutaj w centrum jest swoista inicjacja, której
podlega młody student, wprowadzony – w Warszawie końca lat 30. – w świat
bohemy, alkoholu, rozbuchanej cielesności i perwersyjnego seksu. Z początku
tekst sprawia wrażenie opowieści o femme fatale wodzącej na pokuszenie
młodego i niewinnego mężczyznę, lecz subtelnie wprowadzane wątki paranormalne
otwierają nowe interpretacje i każą inaczej spojrzeć na świat – szukający
ukojenia w kieliszku i niekończącym się orgazmie w obliczu zbliżającej się
nawałnicy. Ciekawe opowiadanie, choć zakończenie może nieco zbyt sentymentalne.
O poszukiwaniu dopełnienia
w drugim człowieku.
Antologia Powergraphu zdaje się
być pesymistyczna również w kwestii elementarnej, jaką jest związek dwojga
ludzi. W teorii oddanych, kochających, ufających sobie i gotowych na poświęcenie.
W praktyce jednak owo dopełnienie trwa zazwyczaj tylko chwilę i wcześniej czy
później pozostanie po nim wyrwa, pustka i spalona ziemia. W Fade to:
black Twardocha bohater w obliczu śmiertelnej choroby przyjmuje
strategię żółwia, chowając się w sobie i odcinając od wszystkich, jednocześnie
całkowicie poświęcając się pisaniu scenariusza filmu, schronienia dla umysłu.
Styl Twardocha – ekspresyjny, przypominający pełen emocji potok słów szaleńca
pasuje do tematu, ale sam tekst nie porywa. Podobnie jak Playgirl Piotra
Rogoży, traktująca zarówno o pustce wywołanej odejściem drugiej osoby jak i
pogonią za ideałem lub choć jego namiastką. Rogoża ładnie rozgrywa kwestię, czy
wydarzenia są tylko manipulacją i okłamywaniem samego siebie, czy też
faktycznie los okazał się ironistą, ale całość nie zapada w pamięć. Zapamiętać
z pewnością należy Wywiad Prandzioch, nie tylko ze względu na
książkofilskie inklinacje. Jej opowieść,
o nieco szkatułkowej budowie, jest najbardziej optymistycznym tekstem w całym
zbiorze: porozumienie bohaterów ma charakter nie cielesny, ale intelektualny,
oparty jest na zaufaniu i prowadzi do otwarcia się na drugą osobę.
Jednocześnie, mimo braku wyszukanych chwytów stylistycznych, Prandzioch udaje
się wytworzyć atmosferę emocjonalnego napięcia, pełnego smutku związanego z
przeszłością, ale i nadzieją na przyszłość. Miłość do literatury łączy się z
miłością między ludźmi, ale nawet tutaj w rogu czai się widmo utraty – kiedyś
przecież przyjdzie czas na ostatnią książkę…
O przełamywaniu tabu.
Odważnie i bez cenzury.
W zbiorku nie brakuje mocnych
tekstów, eksplorujących zarówno zakamarki ludzkiej duszy, zarażonej chorobliwym
pożądaniem i cielesnością (Skóry), bądź epatujących opisami na
granicy fizjologicznej wulgarności (RP Productions), ale to Zimno,
gdy zajdzie Nowaka łączy w sobie zaskakujący koncept, miażdżącą dawkę
emocji i świetny styl. Opowieść o mężu, po śmierci wracającym w ciele swego
zmarłego syna byłaby znakomitym pomysłem na powieść psychologiczną, ale Nowak
kondensuje ją i wyciąga z niej esencję: dramat męża, odtrąconego przez żonę,
muszącego radzić sobie ze swoim bólem i uczuciami; tragedię matki, nie mogącej
pogodzić się z zamianą; ból odtrącenia, niechęć, strach, rozczarowanie i
nadzieję. Niekiedy ten intymny nastrój jest tak namacalny, że człowiek czuje
się nieswojo, jak intruz podglądający cudze dramaty, zaś po zakończonej
lekturze pozostaje w głowie mętlik. Znakomity tekst, kto wie, czy nie najlepszy
w antologii. Świetnie wypada też Dziś mam na imię Agata Małeckiego:
portret bohaterki rozczarowanej i rozdartej pomiędzy miłością do mężczyzny a
odrazą spowodowaną jego przemianą. Gdzie przebiega granica poświęcenia i
oddania, za którą jest już tylko nienawiść? Kiedy wreszcie pęknie ta nić i
któregoś dnia nie wróci do mieszkania, zadowalając się kimś innym, kto
odwzajemni jej uczucie, miast być od niej całkowicie zależnym? I czy godzi się
w ogóle myśleć o pozostawieniu potrzebującego, nawet jeśli jest ciężarem?
Podobnie jak u Nowaka, emocje są niemal namacalne, przygniatające, a odpowiedzi
na wcześniejsze pytania – wcale nie oczywiste.
O różnych rodzajach
pożądania.
Cóż, niewątpliwie opis nie kłamie
i antologia Powergraphu faktycznie opowiada o różnych rodzajach pożądania – z
tym, że jest ono zazwyczaj źródłem cierpienia, rozczarowania i chaosu. Zupełnie
nie licuje ono z kojarzonymi z erotyką i seksem beztroską czy radością – a te,
nawet jeśli się trafią, są tylko chwilowe i tym mocniej uwypuklają ostateczny
rozpad. Trochę przygnębiający to obraz. Można w Pożądaniu znaleźć teksty
bardzo dobre lub wręcz znakomite, tak na poziomie fabularnym, jak i
warsztatowym, z tym że dla mnie recenzowana antologia jest idealnym kandydatem
do naklejki: „Uwaga! Czytanie grozi depresją!”. Nie zmienia to faktu, że dla
nieustraszonych powinna to być naprawdę zacna lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz