Viv

Viv

poniedziałek, 1 września 2014

[RECENZJA] Lalande 21185, czyli pragnienie pierwszego kontaktu


Janusz A. Zajdel
Lalande 21185

Ocena: 5,5/10

Obecnie Janusz Zajdel kojarzony jest przede wszystkim jako czołowy twórca polskiej fantastyki socjologicznej, którego najsłynniejsze i najbardziej cenione powieści – choćby Cylinder van Troffa czy Limes Inferior – eksplorują tematy m.in. dystopii, degeneracji społeczeństw, ustrojów totalitarnych, czerpiąc również wiele z obserwacji rzeczywistości czasów PRL. Jednak w początkowej fazie twórczości Zajdlowi – jak pokazuje jego powieściowy debiut, Lalande 21185 – bliżej było do klasycznej SF spod znaku podróży kosmicznych i eksploracji obcych planet. Jak z perspektywy niemal półwiecza wypada ów debiut?

Niezaprzeczalnie Lalande 21185 jest książką ciekawą i intrygującą. Czy dobrą? Tu już odpowiedź nie jest taka jednoznaczna. Wszystko rozbija się w gruncie rzeczy o formę, jaka wybrał Zajdel dla swojej książki – mianowicie powieści młodzieżowej, co z jednej strony pozwoliło na interesujące rozwiązania w kwestii fabuły, z drugiej – wymogło określony, dość irytujący chwilami, styl pisania. Ale po kolei. Opowieść koncentruje się na kosmicznej wyprawie w kierunku tytułowej gwiazdy. Cel: zbadanie dwóch planet, których warunki naturalne wydają się wystarczające dla rozwinięcia się istot rozumnych oraz – być może w przyszłości – założenia ziemskiej bazy. W skład zespołu wchodzi oczywiście grupa specjalistów z różnych dziedzin oraz dwójka urodzonych już na statku nastolatków – Ted i Ewa – dla których zetknięcie z Orfą i Florą będzie pierwszym kontaktem ze środowiskiem poza statkiem kosmicznym. A możliwe, że i z obcą, inteligentną formą życia…

W ten interesujący sposób zazębiają się ze sobą dwie konwencje: historii o eksploracji i powieści inicjacyjnej. Ted i Ewa to „kosmiczne dzieci”: urodzone na statku, bez więzi z Ziemią, jakie cechują starszych członków załogi, ze szczątkową wiedzą na temat macierzystej planety, a przez to – po części pozbawione wyuczonych odruchów i kulturowego kontekstu, koniecznego do zrozumienia pewnych zjawisk czy postaw. Ich uczestnictwo w eksploracji Orfy i Flory staje się więc również sposobem na odkrywanie Ziemi, kierunków rozwoju ziemskich technologii i społeczeństw. A jest co odkrywać i czego się uczyć: bo choć w centrum zainteresowania znajduje się pragnienie pierwszego kontaktu z rozumna rasą, to gdy już wreszcie następuje, okazuje się drugorzędne w stosunku do całej drogi, jaka do niego doprowadziła. U jej podstaw leży zaś jedno, zasadnicze założenie: poddając analizie kulturę obcą, nie należy przykładać do niej miary i siatki pojęć własnej, bezrefleksyjnie transponując podobne elementy. Ironiczne, że dzisiaj niewiele się w tej kwestii zmieniło (w sensie: takie podejście to wciąż w dużej mierze fantastyka), ale niewątpliwie należy oddać Zajdlowi sprawiedliwość, że zmusza swoich bohaterów do ciągłego wychodzenia poza ziemski schemat myślenia, do ciągłego stawiania hipotez, ich falsyfikowania i poprawiania, przestrzegając przed zbyt daleko idącymi wnioskami. Zwłaszcza tymi odnoszącymi się do etapów rozwoju obcych cywilizacji, ich dostosowania się do warunków naturalnych, wykorzystywania narzędzi, funkcji języka i sztuki – szczególnie w momencie, gdy odnajduje się elementy zbieżne z tymi znanymi z Ziemi. Jest więc Lalande 21185 po części wielkim, antropologicznym peanem na cześć badań naukowych, eksperymentu i myślenia poza schematem – a przy tym, pod pewnymi względami – zapowiedzią późniejszych dokonań pisarskich, skupionych wokół idei „kontrolowanego rozwoju” społeczeństw.

Tutaj też – po określeniu największego atutu powieści – dochodzimy do jej zasadniczego mankamentu: jej stylu. Nie ma się co oszukiwać: tekst Zajdla zestarzał się i nie zawsze było to starzenie się z klasą. Nie chodzi mi tu oczywiście o archaizmy technologiczne (w rodzaju specjalisty rolno-spożywczego i idei fonoteki, która to zresztą jest znakomita) bo te tworzą moim zdaniem przyjemny klimat retro. Gorzej, że niemal cała książka ma charakter quasi-wykładu: bohaterowie w zasadzie nie dyskutują – oni prowadzą monologi; długie, zaangażowane i nierzadko naszpikowane frazesami, które dzisiaj wydają się cokolwiek naiwne i przesadnie podniosłe. Wszystko jest przy tym wyłożone jasno, klarownie i bez szans na jakiekolwiek niedopowiedzenia. Średnio bywa również z dialogami – o ile z warstwą opisową radził sobie Zajdel dobrze, o tyle wypowiedzi bohaterów często zdarzały się średnio licować z ich doświadczeniem i funkcją, bywały napuszone, a w niektórych przypadkach również przeraźliwie sztuczne. Największy jednak zawód przeżyłem w odniesieniu do Teda i Ewy. I to nawet nie z powodu tego, że Zajdel chwilami chyba nie mógł się zdecydować, czy pisze o dzieciach, czy już nastolatkach, czego efektem były absurdalne dialogi (o ćwikle chociażby). Gorzej, że potencjał tych postaci został zupełnie niewykorzystany: urodzone na statku kosmicznym, dobrze wyedukowane, ale dopiero zdobywające doświadczenie planetarne, a do tego wchodzące w okres, gdzie towarzysz zabaw przestaje być postrzegany jako dziecko, a zaczyna – jako chłopak lub dziewczyna. I co? I nic: ich wątek urywa się tuż za progiem owego okresu, przerwany przez pasjonujący proces eksploracji, przetykany kilkoma pomniejszymi przygodami, po czym bach – kończy się u niemal oczywistego kresu (tyle dobrze, że bez sakramentalnego wyznania miłości). Rozumiem, że w tym wypadku warstwa antropologiczna miała wartość nadrzędną, ale skoro na początku udało się autorowi zgrabnie połączyć eksplorację z inicjacją, czemu nie pociągnął tego dalej?


Mimo tych utyskiwań warto po Lalande 21185 sięgnąć – niekoniecznie dopiero po zapoznaniu się z najbardziej poczytnymi utworami Zajdla. Oczywiście miłośnicy jego prozy zapewne chwycą po nią tak czy inaczej, ale dla osób, które w twórczość klasyka socjologicznej SF jeszcze się tak dobrze nie wgryzły, ciekawym doświadczeniem może być prześledzenie rozwoju stylu i tematyki utworów autora wraz z rozwojem jego kariery. Co powinno być o tyle łatwiejsze, że inicjatywa BookRage postanowiła zaserwować w ebooku wszystkie jego utwory. Nic, tylko brać i czytać. 

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego podziękowania dla BookRage.

Brak komentarzy: