Viv

Viv

sobota, 29 marca 2014

[RECENZJA] Infoszok, czyli na wstępie musimy się nagadać


David Louis Edelman
Infoszok

Ocena: 5/10

Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Hatak

Jedną z często wyśmiewanych przypadłości fantasy jest skłonność jej autorów do tworzenia wielgachnych, pełnych rozmachu opowieści, ciągnących się niczym topiony ser, gdzie debiutancki pięcioksiąg autora nagle okazuje się tylko wstępem dla dziesięciotomowej sagi z setką wątków i dwoma tysiącami bohaterów. Jednak Infoszok – debiut Davida Louisa Edelmana – pokazuje, że i w SF zdarzają się podobne historie. Co prawda mamy tu do czynienia „tylko” z trylogią, ale już pierwszy jej tom pokazuje, że autor już na początku wygarnął z grubej rury. Może nawet zbyt grubej.

wtorek, 25 marca 2014

[RECENZJA] Czad. Cykl płci i miłości, czyli na wzgórzu róż Grabiński czuwa


Stefan Grabiński
Na wzgórzu róż

Ocena: 7/10


Stefan Grabiński
Czad. Cykl płci i miłości.

Ocena: 6/10.

W Polsce horror nigdy nie cieszył się jakąś szczególną estymą. Użyć pewnych motywów, posłużyć się nimi do zbudowania społecznego komentarza, powieści zaangażowanej, moralitetu – jasne, czemu nie; ale napisać utwór stricte rozrywkowy? Bazujący na czysto emocjonalnych reakcjach? To się nie godzi! Na szczęście w ostatnich latach coś w tej materii drgnęło i okazało się, że mamy jednak tradycję „rodzimego straszenia”: filmy pokroju Lokisa czy Wilczycy zyskują status kultowych pospołu z obrazami wytwórni Hammer, a twórczość pisarzy – jak choćby Stefana Grabińskiego – wreszcie otrzymuje stosowną edycję i oprawę. 

piątek, 14 marca 2014

[FILM] Duży ekran, mały ekran #13

Blood Shot (2013) reż. Dietrich Johnston  (4/10)
Wyobraźcie sobie wampira – nie jakiegoś wymoczkowatego Edzia, ale porządnego, wielkiego jak szafa i łysego badassa w czarnym płaszczu. Potem wyobraźcie sobie tego wampira podróżującego po świecie jako cyngiel CIA, wpadającego do budynku, przyjmującego na klatę tonę ołowiu, a potem robiącego całkowitą masakrę, z wlewaniem komuś wybielacza do gardła włącznie. Do tego dodajcie jakiegoś młodego policjanta owładniętego obsesją (w sumie nie wiadomo nawet skąd) zabicia wampira, przez co całkiem sypie mu się życie osobiste i praca, a następnie wizję, że ta dwójka staje naprzeciw islamskiej grupy terrorystycznej, która testuje broń chemiczną na małych szczeniaczkach, wozi ze sobą harem dziewic, chce zdetonować w USA bombę atomową z pomocą starożytnego, niebieskiego dżina i karłów-samobójców, a komórki mózgowe ma tak owładnięte miłością do Allaha, że jej członkowie zapominają o zmianie garderoby i w jankeskiej metropolii biegają ubrani w beduińskie wdzianka i turbany. Wyobraźcie sobie teraz to wszystko w niskobudżetowym filmie, pełnym absurdalnych klisz kina akcji, z falą uderzeniową posyłającą bohatera dziesięć metrów do przodu, raną, która nie przeszkadza mu w robieniu piruetów w czasie strzelaniny, choć chwilę wcześniej nie mógł przez nią ustać na nogach, przeciwnikami wyciągniętymi z najbardziej łopatologicznych odcinków South Park, niekończącą się amunicją, wylewającym się z ekranu kiczem i przesadą, oraz rolami Lance’a Henriksena i Christophera Lamberta. Jest źle? Jest strasznie. Ale w kategorii „film tak zły, że aż dobry” jest to całkiem przyjemna produkcja. Tania, bzdurna i przesadzona, ale serio, jeśli bohater zjeżdża do podziemnej kwatery za pomocą odrzutowej trumny, za którą wisi amerykańska flaga, to jak mogę narzekać?

wtorek, 11 marca 2014

[KĄCIK GRAFOMANA] Szmaragdy

W kąciku mojego grafomaństwa maleństwo, które napisałem dość dawno na jakiś konkurs (i chyba nawet coś wygrałem), będący poniekąd rezultatem mojej nawracającej manii dotyczącej Edgara Allana Poe. Tekst jest w zasadzie taką stylistyczną zabawą, ale mam do niego słabość i nie chciałbym, żeby mi się zgubił w odmętach Internetu... a nuż się komuś spodoba.


Zmierzcha już. Widzę jak słońce, majestatycznie chowając się za horyzontem, krwiście czerwoną poświatą obleka świat. Mój czas się zbliża. Czuję widmową dłoń Przeznaczenia zaciskającą się na moim gardle, chwytającą mnie za serce, wydzierającą duszę. Nim księżyc zajaśnieje na niebie, będę już nieżyw, tego jestem pewien. Dlatego też z przejęciem spisuję swoje wyznania, drżącą ręką próbując przelać na papier swój strach i nieszczęście. Przeklęty ja! Przeklęty ród mój i moja słabość. Zagładę sprowadziłem na swój dom, ulegając diabelskiej pokusie, trupiemu odorowi ukrytemu pod maską anielskiej urody…

wtorek, 4 marca 2014

[RECENZJA] Przedksiężycowi III, czyli ostatni krąg piekła


Anna Kańtoch
Przedksiężycowi III

Ocena: 8/10

Siedzę od dobrych kilkunastu minut wpatrzony w ekran i niemrawo próbuję sklecić wstęp do recenzji, nie będący jednocześnie zbiorem frazesów w rodzaju „to już jest koniec!”, bądź – uchowajcie ludzie – „wszystko co dobre, kiedyś się kończy”. Z drugiej strony jest coś absurdalnego w pisaniu wstępu do tekstu traktującego o końcu i to na wielu płaszczyznach. Zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z pozycją intrygującą, jaką niewątpliwie byli Przedksiężycowi. Anna Kańtoch stworzyła niesamowity świat, który następnie na oczach czytelników systematycznie zmieniała w gruzy, mnożąc pytania i podsycając ciekawość w oczekiwaniu na finał, by na koniec, swoim zwyczajem, wywinąć się od wszelkich definitywnych rozwiązań.