Viv

Viv

środa, 19 lutego 2014

[RECENZJA] Królowa głodu, czyli nie pali się kościołów


Wojciech Chmielarz
Królowa głodu

Ocena: 6,5/10

Wojciech Chmielarz był dotychczas znany jako autor pozytywnie przyjętych powieści kryminalnych, najwyraźniej jednak nabrał ochoty na literacki skok w bok – bowiem Królowa głodu jest utworem stricte fantastycznym, łączącym motywy SF, fantasy i westernu, doprawiając je odrobiną horroru. Przyznam szczerze, że nie miałem wcześniej do czynienia z prozą Chmielarza i nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać: opis książki nie wyjaśniał za wiele, zaś pierwszy kontakt z samym tekstem był… cóż, taki sobie.

piątek, 14 lutego 2014

[RECENZJA] Toccata, czyli badaj rzeczywistość


Krzysztof Boruń
Toccata

Ocena: 7/10

Krzysztof Boruń należy do klasyki polskiej literatury science fiction i choć wśród miłośników gatunku jego twórczość cieszy się poważaniem, dla szerszego grona odbiorców jest on pisarzem cokolwiek zapomnianym, o ile nie w ogóle nieznanym. Ze świecą szukać na księgarskich półkach kolejnych wydań i reedycji jego książek, jak to ma miejsce w przypadku Lema; jego nazwisko nie przewija się w różnych artykułach, jak się to dzieje w przypadku Zajdla. Cieszy więc powrót Borunia do głównego obiegu – zarówno dzięki wznowieniu Trylogii kosmicznej przez wydawnictwo Solaris, jak i akcji BookRage, która wypuściła Toccatę w wersji ebook.

czwartek, 6 lutego 2014

[FILM] Tons of awesomeness, czyli filmowe podsumowanie 2013 roku

Chwilę zajęło mi zrobienie mojego zestawienia filmowego 2013 roku, ale wreszcie jest! Oczywiście można w tym miejscu zapytać, jaki jest sens publikowania takiego rankingu na początku lutego – szczerze mówiąc nie wiem, czy jest jakikolwiek, ale po pierwsze założyłem sobie, że takowy zrobię, a po drugie doświadczenie pokazuje, że ludzie ogólnie lubią czytać rankingi: ot, jeden rzut oka i wiadomo, co oglądać.

Jaki był filmowo ten poprzedni rok? W sumie niezły… ale bez szału. Nie tylko z uwagi na same filmy (choć poza pierwszą trójką trudno mi wskazać produkcje, które absolutnie mnie kupiły) ale i na moje moce przerobowe: cóż, trudno nie zauważyć, że stosunek tytułów obejrzanych i nieobejrzanych wypada na niekorzyść tych pierwszych. Lecz wciąż – było w tym roku parę miłych rzeczy: wreszcie znalazło się parę niekoniecznie wybitnych, lecz wciąż dobrych filmów gatunkowych, Marvel okopał się na pozycji „dostarczam rozrywki i c*uj”, a polskie kino wyszło (mam nadzieję, że na stałe) z dołka. Minusy? Jeden, ale zasadniczy: dystrybutorzy nadal lecą sobie w kulki, traktując nierzadko widza jak idiotę. Widać to zwłaszcza w odniesieniu do premier i ich opóźnień. Serio, jestem w stanie zrozumieć opóźnienie miesięczne, albo dwumiesięczne, ale to, co stało się np. z Pietą (2012) Kim Ki-Duka to jakiś absurd: jakim sposobem Mistrz P. T. Andersona był w stanie zawitać do nas po dwóch miesiącach od premiery, a film Koreańczyka – zdobywca Złotego Lwa przecież! – potrzebował na to niemal całego roku? A gdy już dotarł, promocja była minimalna i film w zasadzie przemknął tylko przez kina? Nie wspominając o takim Kongresie Ariego Folmana, który w Warszawie można było obejrzeć w pewnym momencie w jednym tylko kinie, na jednym seansie w ciągu dnia… Cóż, niedawna chryja z Robaczkami z Zaginionej Doliny sugeruje, że na poprawę w najbliższym czasie nie ma co liczyć.