Ocena: 8
Widzowie musieli się trochę naczekać na fabularny debiut Bartosza Konopki: jego Lęk wysokości wszedł do dystrybucji kinowej niemal rok po sukcesie na ostatnim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Paradoksalnie jednak można stwierdzić, że Lęk wysokości trafił idealnie w swój czas – w chwili, kiedy polskie kino sprowadzane jest do poziomu dna, a narzekania na twórców są na porządku dziennym, Konopka pokazuje, że możliwe jest stworzenie filmu skromnego, który wzrusza widza, zamiast go obrażać.
Jeśli ktoś spodziewał się, że twórca Królika po berlińsku wejdzie w świat fabuły z przytupem, by nie rzec – razem z drzwiami, oferując film o nowatorskiej, rozbuchanej formie lub skomplikowanej historii, z pewnością musiał się zdziwić, oglądając Lęk wysokości. Konopka zaproponował bowiem film kameralny, dość powściągliwy w sferze wizualnej, ale jednocześnie naładowany emocjami. Nie dostrzeżemy tutaj „wielkiej historii”, obrazu narodu na tle przemian politycznych, czy też wpływu mediów na kształt społeczeństwa; znajdziemy natomiast intymną opowieść o trudnych relacjach między ojcem a synem. Jest to też powód, dla którego film Konopki często porównuje się z Erratum, podejmującym podobny temat – próby odbudowania zerwanej więzi. O ile jednak w filmie Marka Lechkiego czynnikiem odsuwającym od siebie bohaterów jest przede wszystkim upływ czasu, wzajemne pretensje i poczucie niespełnienia, o tyle w Lęku wysokości Tomek (Marcin Dorociński) musi radzić sobie dodatkowo z chorobą psychiczną swego ojca (Krzysztof Stroiński). Dla Michała z Erratum nostalgiczna podróż w przeszłość, do miejsc związanych ze szczęśliwszym okresem życia stawała się platformą, na której budowana była nić porozumienia. Tomasz – ambitny dziennikarz, marzący o prowadzeniu dziennika telewizyjnego, spodziewający się pierwszego dziecka – skonfrontowany z niezrozumiałą chorobą, stara się odnaleźć w pamięci obrazy szczęśliwej przeszłości. Odszukać coś, co da mu powód, by nie poddawać się zniechęceniu, irytacji i napływającej falami złości z powodu nielogicznego czy egoistycznego zachowania ojca. Jednak tkwienie w przeszłości przynosi ulgę tylko chwilowo, w zamian podsycając lęki i niepokój – tak z powodu tego, że na jego oczach ktoś bliski zmienia się w kogoś obcego, żywego-martwego, nafaszerowanego chemią, ze strużką śliny spływająca po brodzie, jak i z faktu własnego zagrożenia chorobą (zwiększonego ryzyka podatności na schizofrenię).