![]() |
Źródło: healthpotion.pl |
Błysk.
Domek
jednorodzinny. Na tle otoczenia wygląda wręcz absurdalnie: wciąż białe ściany,
okiennice w jednym kawałku, nawet róże wyglądają tak, jakby ktoś niedawno je
przycinał. Szalona idea. Skradam się do wejścia: nie mam co prawda pojęcia, kto
mógłby mieszkać tutaj, gdy dzielnicę dalej trwają walki, ale nikłe światło
prześwitujące przez zasłony każe się domyślać, że lokatorzy są w domu.
Nie
cieszy mnie to.
Na
chwilę przystaję i zaczynam się zastanawiać. Nigdy jeszcze nie próbowałam
okraść zamieszkałego domu. Opuszczone, na wpół spalone i owszem, ale nigdy
jeszcze nie wchodziłam do budynku, w którym mogłam spotkać innych ludzi. Ilu
może ich być? Kim mogą być? Zaczynam żałować, że nie zapytałam wcześniej, czego
mogę się spodziewać… Klękam przed drzwiami i nasłuchuję. Ciche, odległe głosy i
jakaś muzyka. W niczym mi to nie pomaga. Chwytam klamkę i lekko przekręcam, ale
i tak wiem, że są zamknięte. Wdech, wydech, wdech, wydech… sięgam po wytrych.
Gdyby dwa tygodnie temu ktoś powiedział, że będę posługiwała się wytrychami jak
cholerny włamywacz, trzepnęłabym mu w łeb. Dzisiaj stać mnie już tylko na
wzruszenie ramion. Po chwili zamek się poddaje, moment zawahania, przypływ
adrenaliny i otwieram drzwi… na oczach starszego mężczyzny, patrzącego na mnie
z mieszaniną zdziwienia i złości (a może mi się wydaje? W środku jest dość
ciemno…). Przez umysł przelatują mi różne scenariusze: uciekać, zostać,
walczyć? Klęczę jeszcze przed otwartymi drzwiami i otwartym korytarzem i widzę,
jak mężczyzna idzie w moją stronę, wymachując laską (łomem?), krzycząc, pytając
co tu robię. Z daleka wydawał się niezbyt groźny, jednak im bliżej podchodził,
tym większy się stawał, jego głos potężniał, a gruba laga zataczała coraz
większe okręgi.