Viv

Viv
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą disney. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą disney. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 grudnia 2014

[FILM] Duży ekran, mały ekran #18

Hercules (2014, Brett Ratner)


Czego można się spodziewać, gdy Hollywood zabiera się za robienie letniego blockbustera z akcją osadzoną w antycznej Grecji i/lub zahaczającą o jej mitologiczne tałałajstwo? Z pewnością twardego herosa o posturze niedźwiedzia (Dwayne Johnson pasuje idealnie), otoczonego kanoniczną drużyną (choć zamiast czarnoksiężnika mamy tylko wikinga), dokonującego rzezi na masową skalę i tłukącego wrogów w licznych scenach batalistycznych (koniecznie z ujęciami z lotu ptaka), prześladowanego przez demony przeszłości i popadającego w zwątpienie („Nie byłem dostatecznie silny!”) by ostatecznie odnaleźć siebie („Jestem Herkulesem, skurwysyny!”) za sprawą motywacyjnej pogadanki subtelnej niczym stary buldożer. Znajdzie się oczywiście również miejsce na mały wątek romantyczny, dramatyczne wybory, bro-humor, czterdzieści sposobów na zabicie wroga oraz fenomenalny biceps Johnsona. I byłby Hercules typowym akcyjniakiem do obejrzenia i zapomnienia, gdyby nie całkiem kreatywne podejście twórców do świata przedstawionego, z którego niemal całkowicie wyrugowano element nadnaturalny: nie ma centaurów, bogów czci się, bo to najbezpieczniejsza opcja, zaś sam Hercules funkcjonuje nieomal jako bitewny celebryta, doskonale rozumiejący wagę dobrego PR. Ostatecznie cóż jest lepszego niż najemnik o boskim pochodzeniu, w pojedynkę radzący sobie z najgorszymi monstrami świata? A że owe monstra okazują się ostatecznie np. przeciwnikami politycznymi? Oj tam. Przewrotny to pomysł, by nadludzkość herosa przekształcić w rezultat sprawnego budowania wizerunku, a jednocześnie zostawić furtkę pozwalającą nieco ten obraz podkopać i uwierzyć, że jednak w tej legendzie coś jest (nawet jeśli finał funkcjonuje pod tym względem jak otwarte na oścież wrota stodoły). Ironiczna jest zresztą owa „realistyczność” w scenie bitwy, gdzie SPOILER siły prawego buntownika w bezładnym ataku rozbijają się o zdyscyplinowany i twardy mur tarcz brutalnego i bezwzględnego uzurpatora. KONIEC SPOILERA. Scena niby durna, a jakżeż w kontekście politycznym wymowna…

piątek, 14 marca 2014

[FILM] Duży ekran, mały ekran #13

Blood Shot (2013) reż. Dietrich Johnston  (4/10)
Wyobraźcie sobie wampira – nie jakiegoś wymoczkowatego Edzia, ale porządnego, wielkiego jak szafa i łysego badassa w czarnym płaszczu. Potem wyobraźcie sobie tego wampira podróżującego po świecie jako cyngiel CIA, wpadającego do budynku, przyjmującego na klatę tonę ołowiu, a potem robiącego całkowitą masakrę, z wlewaniem komuś wybielacza do gardła włącznie. Do tego dodajcie jakiegoś młodego policjanta owładniętego obsesją (w sumie nie wiadomo nawet skąd) zabicia wampira, przez co całkiem sypie mu się życie osobiste i praca, a następnie wizję, że ta dwójka staje naprzeciw islamskiej grupy terrorystycznej, która testuje broń chemiczną na małych szczeniaczkach, wozi ze sobą harem dziewic, chce zdetonować w USA bombę atomową z pomocą starożytnego, niebieskiego dżina i karłów-samobójców, a komórki mózgowe ma tak owładnięte miłością do Allaha, że jej członkowie zapominają o zmianie garderoby i w jankeskiej metropolii biegają ubrani w beduińskie wdzianka i turbany. Wyobraźcie sobie teraz to wszystko w niskobudżetowym filmie, pełnym absurdalnych klisz kina akcji, z falą uderzeniową posyłającą bohatera dziesięć metrów do przodu, raną, która nie przeszkadza mu w robieniu piruetów w czasie strzelaniny, choć chwilę wcześniej nie mógł przez nią ustać na nogach, przeciwnikami wyciągniętymi z najbardziej łopatologicznych odcinków South Park, niekończącą się amunicją, wylewającym się z ekranu kiczem i przesadą, oraz rolami Lance’a Henriksena i Christophera Lamberta. Jest źle? Jest strasznie. Ale w kategorii „film tak zły, że aż dobry” jest to całkiem przyjemna produkcja. Tania, bzdurna i przesadzona, ale serio, jeśli bohater zjeżdża do podziemnej kwatery za pomocą odrzutowej trumny, za którą wisi amerykańska flaga, to jak mogę narzekać?