Antologia
Światy równoległe
Ocena: 7/10
Zazwyczaj
nie rozpoczynam recenzji od oceny wydania, ale w wypadku Światów równoległych zrobię
wyjątek. Nie oszukujmy się: nie jest ono szczególnie zachęcające. Pal licho
grafikę – ta jeszcze daje radę. Kolorystyka i liternictwo, choć nie do końca mi
pasują, też mogą być. Ale obok odłażącej z okładki folii czy błędów w składzie
trudno już przejść obojętnie. Rozumiem,
że książki nie ocenia się po okładce, ale czy naprawdę nie dało się stworzyć
wydania trzymającego poziom zawartości – solidnego rzemiosła, skutkującego
czymś może nieporywającym, ale zdecydowanie satysfakcjonującym?
Antologia
powstała z inicjatywy Śląskiego Klubu Fantastyki i to właśnie utwory jego
członków można w niej znaleźć. Niewątpliwie Światy równoległe to
książka pod wieloma względami mocno eklektyczna: rzut oka na listę autorów
pozwala dostrzec nazwiska znane i lubiane (Michał Cholewa, Iwona Surmik, Anna
Kańtoch), ale również twórców mniej utytułowanych czy nawet wręcz debiutantów –
co bardzo mi odpowiada (ostatecznie, jak często można poczytać teksty
początkujących twórców w innym miejscu niż ezin czy self-pub?). Kolejnym
elementem składowym owego eklektyzmu jest tematyka opowiadań: w antologii
brakuje centralnego motywu czy też spinającej utwory, spójnej estetyki (choć SF
w różnych odmianach zdaje się lekko przeważać). Interesujące natomiast, że
większość tekstów adaptuje szereg rozpowszechnionych w kulturze motywów oraz
klisz, które następnie poddawane są – z lepszym lub gorszym skutkiem –
reinterpretacji i przekształceniom. W tym miejscu oczywiście powinno znaleźć
się miejsce dla utyskiwań o upadku, kompletnym zaniku oryginalności i innych
apokalipsach na skalę literacką, ale powiedzmy sobie szczerze: w literaturze
rozrywkowej (a o takiej niewątpliwie w przypadku Światów równoległych mówimy)
zasadniczą kwestią nie jest formalna żonglerka ani olśniewanie czytelnika
konceptami, o jakich mu się nie śniło, ale właśnie sprawne operowanie znanymi
tropami, przekuwanie ich w nową formę i uwalnianie zawartego w nich potencjału
emocjonalnego. I ta właśnie umiejętność wyznacza w recenzowanej antologii linię
pomiędzy tekstami dobrymi, a tymi dobrymi nieco mniej.
Doskonałym
tego przykładem jest Aquarta Katarzyny Rupiewicz,
zdecydowanie najsłabszy tekst w antologii, bezprzykładnie zarżnięty przez
sztampę. Nie oszczędza ona ani fabuły,
ani rozwoju intrygi kryminalnej, a już szczególnie obfite żniwo zbiera przy postaciach:
ileż razy widzieliśmy niedopasowany duet socjopaty i choleryczki, doprawiony
solidną ilością irytującego potoku złośliwości bohaterki? Dla porównania Sztuka
porozumienia Kańtoch opiera się na bardzo podobnych podstawach,
wyznaczanych przez klasyczną opowieść detektywistyczną. Tutaj jednak kryminał
ewoluuje w trakcie, zahaczając o zagadnienia sposobu percepcji rzeczywistości,
funkcjonowania na skrajnie odmiennych poziomach komunikacji, poszukiwaniu kontaktu
oraz braku porozumienia, lecz unika przy tym egzystencjalnego smęcenia:
wszystko wpisane jest harmonijnie w intrygujący świat przedstawiony, poznawany
stopniowo wraz z rozwojem fabuły. Liczę, że Kańtoch powróci jeszcze do tego
uniwersum: w ostateczności idea percepcyjnego zróżnicowania rzeczywistości jest
konceptem całkiem nośnym…
Również
Echo
Michała Cholewy pokazuje, jak z ogranego, zdawałoby się, motywu można
wycisnąć coś interesującego. Opowieść o ojcu i córce, utrzymana w duchu Drogi, ukazująca rozpaczliwe próby
przeżycia w świecie pozbawionym elektroniki, fabularnie nie zaskakuje, ale
nadrabia to sprawną narracją oraz interesująco zarysowaną relacją między
rodzicem a dzieckiem, naznaczoną poczuciem winy i niekończącej się niepewności.
O tym, jak ważna jest umiejętność budowania nastroju i trzymania czytelnika w
stanie emocjonalnego napięcia doskonale pokazują również Zaraza Iwony Surmik oraz Z
popiołów Anny Głąb. W pierwszym przypadku warstwa językowa i
pieczołowicie prowadzona narracja tworzą atmosferę tajemnicy, zagrożenia
czającego się gdzieś na granicy umysłu i niemożliwej do poznania prawdy.
Niestety, kiedy wreszcie nadchodzi rozwiązanie, rozbudzone oczekiwania nie
znajdują właściwego ujścia, a konstrukcja fabularna okazuje się rachitycznym
szkieletem skrytym za olśniewającą fasadą. Opowiadanie Głąb, koncentrujące się
na motywie sztucznego człowieka, zdaje się cierpieć na podobny przerost formy
nad treścią, ale w tym przypadku umiejętnie budowany nastrój melancholii i
smutku, subtelnie wprowadzane elementy fantastyki oraz konstrukcja psychiki
głównego bohatera sprawiają, że przewidywalne zakończenie nie razi, przeciwnie:
jest najbardziej logicznym rozwiązaniem dramatu sztucznego życia.
Nie
oznacza to oczywiście, że Światy równoległe pozbawione są
jakiejkolwiek oryginalności, wręcz przeciwnie – znajdzie się tu sporo ciekawych
pomysłów, choć nie zawsze są one wykorzystane w pełni. Andrzej Trybuła w Ludzkim
demonie wpada na interesujący pomysł z „ciemną stroną Chopina”, ale
potencjalnie dobry tekst psuje przesadny komizm i humor latający niekiedy dość
nisko nad ziemią. Hotel „Alabama” Katarzyny Kubackiej z kolei kończy się w
najciekawszym momencie. Opowieść o ludziach gnanych do tytułowego hotelu przez
widma cierpienia, które sami przyjęli na swoje barki urywa się malowniczym
cliffhangerem, lecz osłabianym przez lekko jedynie zarysowany kontekst i
portret głównego bohatera. Na podobną przypadłość cierpią Jako aniołowie Heleny
Strokowskiej: z jednej strony test ujmuje kreacją dziecięcych bohaterów,
zagubionych w zdegenerowanym świecie, lecz jednocześnie zdeterminowanych w
dążeniu do przeżycia i pozostania sobą, z drugiej aż chciałoby się dowiedzieć
więcej o owym świecie i rządzących nim prawach. Wątek dziecięcy pojawia się
również w Mefercie Marcina Pawełczyka, o ile jednak Strokowskiej udało
się znaleźć w bohaterach równowagę pomiędzy strachem a beztroską, tak autorowi
jedynego opowiadania fantasy nie udało się to zupełnie. Litość wobec obcego,
przemoc domowa, kanibalizm, i paląca chęć życia – w teorii przepis na doskonałe
danie, w praktyce przypalona szarlotka, którą zjeść się da, ale bez przesadnej
przyjemności – głównie ze względu na brak jakiegokolwiek zaangażowania
emocjonalnego w poczynania postaci. Duży potencjał tkwił również w Kopalni
wody Małgorzaty Binkowskiej. Umiejętne budowanie nastroju odcięcia,
rozładowywane przez zabawne dialogi oraz tajemnica: co ci ludzie właściwie
robią na tej cholernej stacji? Czyżby byli członkami jakiegoś absurdalnego,
marsjańskiego programu rozrywkowego? Niestety, początkowa ironia wraz z
rozwojem fabuły ulatuje, robiąc miejsce bardziej tradycyjnej narracji o złych
korporacjach. Trochę szkoda. O żadnym rozczarowaniu nie można natomiast mówić w
odniesieniu do Jugs Szymona Gonery: zrealizowana w poetyce sennego koszmaru
opowieść o weteranie, zamkniętym w cyklu wspomnień zapoczątkowanych nieudaną
misją wojskową, zaskakuje niezwykłą intensywnością. Rwana narracja początkowo
może budzić dezorientację, ale sprawdza się doskonale, zacierając granicę
między realnością, a wyobrażeniem aż do mocnego, satysfakcjonującego finału.
Jak
widać, choć teksty zgromadzone w Światach równoległych prezentują
dość zróżnicowany poziom, finalnie całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie.
Myślę jednak, że bardzo wiele zależy tutaj od zapatrywań czytelników: jeśli
ktoś nie wzbrania się przed sprawnie napisaną, rozrywkową fantastyką, skupioną
raczej na budowaniu nastroju, niż przekraczaniu granic, powinien być
zadowolony. Natomiast osoby fetyszyzujące oryginalność i nad życie kochające
formalne wygibasy… cóż, chyba powinny poszukać czegoś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz