Viv

Viv

sobota, 31 maja 2014

[RECENZJA] Ad Infinitum, czyli boskie intrygi


Michał Protasiuk
Ad Infinitum

Ocena: 6,5/10

Thriller nie jest gatunkiem zbyt często spotykanym wśród polskich premier książkowych. Po części może dlatego, iż wymaga on sporej dyscypliny i dokładności w konstruowaniu fabuły oraz umiejętności budowania napięcia, których braku nie da się łatwo zamaskować chwytliwymi dialogami i interesującą kreacją świata przedstawionego. Kiedy więc dostałem w swoje ręce Ad Infinitum Michała Protasiuka, obiecywałem sobie po nim całkiem sporo – bo i wydawnictwo sprawdzone, i autor znany z dobrych opowiadań, no i blurb obiecujący spisek z Żydami i Wielką Teorią Unifikacji w tle. Teraz jednak, po skończonej lekturze, nie mogę się pozbyć uczucia lekkiego rozczarowania…

środa, 28 maja 2014

[RECENZJA] Conan i Królowa Czarnego Wybrzeża, czyli zabójcza namiętność


Sound Tropez
Conan Barbarzyńca i Królowa Czarnego Wybrzeża

Ocena: 7,5/10

Recenzja została pierwotnie opublikowana na portalu hatak.

Wkładając do napędu płytę z nagraniem Conana Barbarzyńcy i Królowej Czarnego Wybrzeża, nie wiedziałem, czego dokładnie się spodziewać. Oczywiście słyszałem o dźwiękowej adaptacji komiksu Żywe trupy i przeczytałem kilka pozytywnych komentarzy, ale i tak idea wydała mi się cokolwiek karkołomna. No bo o ile z książką nie ma problemu, to jak miałaby wyglądać sprawa z medium, w którym tak ważna jest warstwa graficzna? Cóż, dzięki Conanowi... wreszcie mogłem się o tym przekonać – z całkiem pozytywnym skutkiem.

sobota, 24 maja 2014

[FILM] Duży ekran, mały ekran #14

Nie powiem, żebym ostatnimi czasy bił rekordy oglądania filmów, wręcz przeciwnie. Cóż, zbliża się czerwiec, może rzecz się odmieni… w każdym razie przełom kwietnia i maja upłynął głównie pod znakiem kina „tak złego, że aż dobrego” bądź kultowego. Oczywiście trafiały się produkcje po prostu dobre – w poprzedniej notce produkowałem się wszak o Godzilli Edwardsa, po drodze wpadł też bardzo zacny Winter Soldier, o którym jednak pisać nie będę  – ale większość tego, co obejrzałem, bez przeszkód mogłaby trafić do szufladki z etykietą W-T-F na przedzie.

Dead Heat (1988, Mark Goldblatt)
Ocena: 6/10

Film z prawdopodobniej najlepszym
cytatem z Casablanki w dziejach kina.
Rasowy akcyjniak z lat 80., z tym, że nie ogląda się go dla destrukcyjnych popisów głównych bohaterów, cycków ani finałowego twistu fabularnego, ale żeby sprawdzić, ile jeszcze dziwacznych pomysłów scenarzysta był w stanie upchnąć w tym filmie. Zresztą już sam koncept nie pozostawia wątpliwości, co będzie główną atrakcją Dead Heat – oto w mieście dochodzi do serii napadów rabunkowych, których sprawcami są… ożywione trupy. Srogo? Spokojnie, sprawy znacząco się skomplikują, gdy prowadzący sprawę detektyw Roger Mortis sam zejdzie z tego świata i zostanie nań przywrócony… Intryga szyta jest nićmi grubymi jak lina okrętowa i zawiera wszystko, czego oczekiwalibyśmy po takim filmie: motyw zemsty, poszukiwanie nieśmiertelności, strzelaniny, zombie i Vincenta Price’a, którego techniki marketingowe pozwoliłyby wcisnąć garść kurzu alergikowi. Wszystko tonie w absurdzie, dialogi prawdopodobnie pisano na srogim haju i trudno orzec, kto bawił się lepiej – aktorzy grając na planie, czy widzowie przed telewizorem. Rzecz idealna na seans przy piwie.

piątek, 16 maja 2014

[FILM] Godzilla, czyli zginać karki, Król nadchodzi




UWAGA: Tekst zawiera spoilery zdradzające szczegóły fabularne filmu. 
Jeśli nie oglądałeś - czytasz na własną odpowiedzialność!


"Godzilla" miała jedną z lepszych akcji promocyjnych ostatnich lat.
Godzilla Garetha Edwardsa niewątpliwie była dla mnie jedną z tych premier, na które czekałem w tym roku najmocniej. Nie tylko dlatego, że fanem Wielkiego Jaszczura jestem od ponad osiemnastu lat, a w podstawówce uwielbiałem rysować w zeszycie Biollante. Byłem szczerze ciekaw, jak z ikoną kina poradzą sobie Amerykanie w drugim podejściu, nauczeni słabym odbiorem filmu Emmericha i pogardą, jaką darzą ten film fani Godzilli. Oczywiście trailery i zapowiedzi pozwalały sądzić, że producenci zauważyli, iż mają do czynienia nie z jakimś anonimowym potworem, ale bohaterem mającym rzesze miłośników. I faktycznie: Godzilla to produkcja od fanboya dla fanboyów; z destrukcją, walkami potworów, górą nawiązań i cytatów, a przy okazji ciekawie obrazująca proces dostosowywania postaci Jaszczura zarówno do wymogów producentów filmowych, jak i współczesności.

środa, 14 maja 2014

[RECENZJA] Pokój światów, czyli Dobrzy, Źli i Marsjanie


Paweł Majka
Pokój światów 

Ocena: 8,5/10

Czasem mam wrażenie, że żyjemy w czasach terroru oryginalności – a właściwie tych, którzy pragną go za wszelką cenę, kręcąc nosem i sarkając na prawo i lewo, marudząc znad kart książki, że „przecież to już było”, dla których kombinatoryka jest tylko autorską wymówką dla twórczej impotencji i braku pomysłów. A potem patrzę na Pokój światów Pawła Majki, wypełniony archetypami aż po czubek okładki, wykorzystujący motywy setek powieści przygodowych, lecz przy okazji tak niebanalny i bezwstydnie rozrywkowy i choćbym chciał, nie mogę pozbyć się dobrego humoru.

poniedziałek, 5 maja 2014

[POTWORNE KINO] TOP 5 filmów o Godzilli

Godzilla vs. Biollante
Godzilla vs. Biollante (Źródło: Wikipedia)
Długo obiecywałem sobie ten wpis – po najlepszych i najgorszych przykładach anglosaskiego kina potworów musiał przyjść czas na moje skrajnie subiektywne zestawienie najciekawszych/najlepszych filmów o Godzilli. Nie będę ukrywał, że mam do wielkiego gada, jak i całej serii, stosunek bardzo osobisty – były to chyba pierwsze japońskie filmy (nie licząc wieczorynkowych Pszczółki Mai i Muminków) jakie miałem okazję obejrzeć. Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy w tamtym czasie wiedziałem dokładnie, co to ta Japonia właściwie jest, ale wkrótce dokształciłem się zarówno w kwestii geograficznej, jak i stricte filmowej, rozpoczynając moją niesłabnącą fascynację tym kinem.

Ponieważ do premiery nowej amerykańskiej Godzilli zostały niecałe dwa tygodnie, jest to dobra okazja żeby zebrać się w sobie i skrobnąć co nieco o bohaterze dzieciństwa. Jak wspomniałem wcześniej, jest to zestawienie skrajnie subiektywne: bycie fanem niejako z definicji zakłada brak dystansu do obiektu uwielbienia, więc jeśli ktoś oczekuje jakiegoś pogłębionego opisu lub obiektywnych argumentów natury estetycznej czy ideologicznej, to chyba zły adres. Inna sprawa, że próba obiektywnej analizy serii tak zróżnicowanej jak Godzilla wymagałaby czegoś więcej, niż krótka notka na blogu. Bo i jak zwięźle opisać bohatera, funkcjonującego na ekranach przez ponad sześćdziesiąt lat? Bohatera, który zaczynał jako metafora traumy związanej z bombą atomową, by następnie stać się narodowym superbohaterem, zwiastunem kryzysu, a wreszcie ikoną popkultury? Jak przyłożyć tę samą ramę do filmów tworzonych w czasie szybkiego rozwoju gospodarczego Japonii i tych kręconych podczas zapaści w latach 90.? Jak porównywać estetykę produkcji z lat 60., gdzie SF miało skłonność do kiczu i przesady, a żaden pomysł nie wydawał się „zbyt głupi”, z obrazami współczesnymi, gdzie panuje tendencja wręcz odwrotna i nawet filmy czysto rozrywkowe muszą być „mroczne i poważne”? Nie wspominając już o odmiennych strategiach realizacyjnych wykorzystywanych w różnych okresach (w zależności od kondycji samego kina w Japonii), wrażliwości estetycznej twórców, ingerencji zachodnich dystrybutorów, tnących te filmy niekiedy niemiłosiernie… Wszystko to było znaczące i miało wpływ na to, jak Godzilla wyglądał i co robił (polecam tutaj Bringing Godzilla Down to Size, gdzie można posłuchać m.in. ludzi odpowiedzialnych za efekty specjalne i aktorów odtwarzających Wielkiego G – interesująca sprawa). Czy więc można w prosty sposób powiedzieć, który film był „najlepsiejszy”? Cholera wie. Ja w każdym razie nawet nie próbuję.