Viv

Viv

czwartek, 18 marca 2010

Żeście D***, a nie Wiedźmin... (2)

wiesmin

Bezpowrotnie minęły czasy, kiedy seriale postrzegano jako bękarty filmu kinowego, na którym mogły żerować, licząc na resztki, które skapną z pańskiego stołu. Przypominały jeden z drugim takiego Kopciucha, biegającego w znoszonych butach i w sukience z dziurą na tyłku. W serialach pokroju Magnum czy Miami Vice braki fabularne czy budżetowe dało się jakoś zamaskować szybką akcją, pięknymi kobietami i wyszczekanymi bohaterami. Co więcej, czasy w jakich działy się seriale były na tyle bliskie współczesności, że odpadały problemy z tym, aby „wszystko trzymało się kupy” w kwestii scenografii i sprzętów.

Gorzej sprawa miała się z serialami fantastycznymi. Te zazwyczaj działy się w wymyślnych sceneriach, pełnych technicznych nowinek, dziwacznych maszynerii i zupełnie niefunkcjonalnych strojów, którym z czasem powiększały się dekolty. A nawet jeśli działy się współcześnie, istniał jakiś superbohater, którego niesamowite zdolności trzeba było pokazać. I tu zaczynał się problem.
Telewizja to nie wytwórnia filmowa i worka pieniędzy na produkcje nikt nie da, trzeba więc radzić sobie w inny sposób. Bierzemy tańsze gwiazdy, robimy mniej gustowną, (ale tańszą i łatwiejszą do zniszczenia/spalenia/rozbicia) scenerię, wyrzucamy wszystko, co może znudzić widza i jazda, kręcimy! Ach, i jeśli bohater ma jakieś niezwykłe zdolności, nie wolno tym epatować, bo za dużo z tym roboty a pieniędzy nie ma. Weźmiemy powtórzymy parę razy, jak ten facet przykleja się do ściany. A tego pomalujemy na zielono. I będzie Hulk.



Być może wina leżała po stronie źródła inspiracji (komiks – narzędzie szatana, popkulturowa szmira, szerząca homoseksualizm i namawiająca lemingi do zbiorowego samobójstwa – jak kto woli), nie da się jednak ukryć, że chodzącemu, zielonemu mięśniakowi z fryzurą w stylu mopa brakuje charyzmy i klasy chociażby takiego B.A Baracusa.

Dzisiaj problemu z niewielkimi nakładami finansowymi w zasadzie nie ma: jeśli jakiś serial rokuje szanse na sukces, pompuje się w niego dolary w ilościach przekraczających niekiedy budżety filmowe (przykład Pacyfiku , którego budżet wedle niektórych informacji wynosi – bagatelka – dwieście milionów dolarów). Co więcej, pewnej rehabilitacji doznał film telewizyjny – kiedyś oznaka niewielkich możliwości i miernoty, teraz coraz częściej wykorzystywany do twórczej ekspresji. Przykładem tej zmiany może być wyprodukowany przez The Mob dla angielskiej Sky One dwuczęściowy Terry Pratchett's The Colour of Magic oparty na powieściach Terry’ego Pratchetta : Kolor Magii i Blask Fantastyczny.



Terry Pratchett's The Colour of Magic jest w zasadzie zaprzeczeniem typowego, telewizyjnego produkcyjniaka: ma dobry scenariusz, oparty na bestsellerowych powieściach topowego pisarza. Prezentuje dużą dawkę typowego, angielskiego humoru. Po ekranie biega zgraja sławnych aktorów, wśród których znajduje się m.in. Sean Austin, Jeremy Irons, Tim Curry i Christopher Lee. Wreszcie, film zachwyca bardzo sprawnie wykonanymi i ładnymi efektami specjalnymi, poczynając od postaci (ciekawie animowana ŚMIERĆ i Skalny troll) kończąc na krajobrazach (choćby Kraniec Świata). Oczywiście pod względem efektów specjalnych poziom Władcy Pierścieni to nie jest, ale mało kto chyba tego oczekiwał. Z drugiej strony, oglądając film, trudno w zasadzie zorientować się, że to produkcja telewizyjna! Sprawnością wykonania w niczym nie ustępuje produkcjom wielkich wytwórni. Nie jest to zresztą pierwsza próba sił z dziełami Pratchetta – wcześniej ta sama stacja wyemitowała film Wiedźmikołaj , a w drodze (mam nadzieję) jest kolejny – Piekło pocztowe.

W tym kontekście zastanawiać może pewne opóźnienie, jakie zauważyć można w przypadku naszych rodzimych stacji. Produkcje TVN czy TVP1 nadal uchodzą za pozbawione wszelkiej strawy duchowej, taśmowo produkowane wytwory umysłu pokręconego niegorzej niż włoskie lody. A co gorsza – wytwory słabe, biedne i brzydkie. Pomijając pojedyncze przykłady, rodzime stacje z niechęcią podchodzą do kręcenia produkcji z kręgu szeroko rozumianej fantastyki. Jest to o tyle dziwne, że populacja fanów tego typu produkcji w Polsce jest dość spora, więc dobrze zrealizowany serial fantasy czy nawet kryminał z elementami nadprzyrodzonymi z pewnością znalazłby widzów.

Chociaż… biorąc pod uwagę to, co stało się z Wiedźminem i jaką zyskał sobie sławę, rozumiem twórców, nie palących się do kręcenia fantastyki. W końcu chwytliwy tytuł i duże nazwiska nie wystarczą…

Brak komentarzy: