
Świat jest dziwny. Czasem wydaje mi się, że już się do tego faktu przyzwyczaiłem, wtedy jednak życie dość skutecznie pokazuje mi, że jednak się myliłem. W ten sposób David Slade, mający na koncie mocne Hard Candy i interesujące pod względem prezentacji wampirów 30 dni nocy zabiera się za kręcenie trzeciej części Zmierzchu, a bliżej nieznany facet o imieniu Kevin Tancharoen, którego jedynym (prawdopodobnie) dziełem jest Fame ma ogromne szanse na stworzenie nowej wersji legendarnego Mortal Kombat...
Poprzednie produkcje spod znaku MK - mówiąc delikatnie - całkiem obrzydziły kinomanom niezwykle interesujące uniwersum. O ile jeszcze pierwsza część serii, pochodząca z 1995 mogła się podobać, za sprawą znośnej fabuły, dobrych walk i niezłej charakteryzacji, o tyle wypuszczony na rynek dwa lata później Mortal Kombat 2: Unicestwienie był kawałkiem potwornie kiczowatego, bzdurnego i koszmarnego filmu. Przypominało to bardziej występy cyrkowców, niż pojedynki śmiertelnie groźnych fighterów. Produkowane później seriale tylko dopełniły sprawy...
I tutaj dochodzimy do rzeczonego pana Kevina, który niczym Filip z konopi wyskoczył ze smakowitym, amatorskim filmikiem, prezentującym jego autorska wizje tego, jak mógłby wyglądać nowy Mortal Kombat.
Nieco ponad siedmiominutowy filmik w ciągu trzech dni obejrzało niemal trzy miliony użytkowników. A jest co oglądać! Filmik zaskakuje profesjonalnym wykonaniem, ciekawą walką a przede wszystkim autorskim pomysłem urealistycznienia akcji. Poprzednie części MK cierpiały na tym, że twórcy chcieli za wszelką cenę pokazać, jacy to wojownicy są świetni, jakie mają ekstra ciosy i czego to oni nie potrafią, co prowadziło do oczywistych kuriozów. Tancharoen zdecydował się ograniczyć te aspekty, uczynic wojowników bardziej ludzkimi, dać im bardziej wiarygodne podłoże i zbrutalizować całość (co jest bardzo dobre - w końcu o krew i flaki zawsze w MK chodziło). Równie ważna zmianą, jest przesunięcie akcentu z misji ratowania świata, jaka przypadła w udziale Liu Kangowi, na rzecz zagmatwanej relacji między Sub-Zero i Scorpionem, który ma zostać głównym bohaterem (alleluja!).
Oczywiście, prócz głosów hurraoptymistycznych, pojawiły się i wątpliwości, głównie dotyczące charakterystycznej dla gry mistyki. Z udzielonego przez reżysera wywiadu wyłania się jednak obraz dość ciekawy i przemyślany, tworzony z perspektywy fana. Co z tego wszystkiego wyjdzie - trudno stwierdzić. Ja osobiście liczę na to, że film powstanie i będzie urywał łby.
4 komentarze:
Ja jestem sceptycznie nastawiony do powstania filmu w takiej konwencji. Jeżeli poziom makabry zostanie utrzymany, to od amerykańskich cenzorów dostanie kategorię "gimnazjaliści won" a to jest fatality dla każdego kinowego filmu w jueseju. Chyba że wyjdzie to jako straight to DVD obliczone na sentymentalnych graczy, ale wtedy będzie mały budżet i może trącić Edem Woodem.
P.S. Rozumiem próbę wniesienia autentyzmu, ale Baraka to był przerażający, cmentarny, kanibalistyczny badass a nie jakiś wypiercingowany kumpel xRonniegox :/
Ja mimo wszystko jestem dobrej myśli, bo na chwilę obecną facet wydaje się mieć koncept i się go trzymać. Jasne, że taka zmiana to jest radykalizm, sam też nie do końca jestem zadowolony z przerobienia Scorpiona z pałającego żądzą zemsty upiora z płonącą czachą w jakiegoś asasyna. Z drugiej jednak strony, może to pozwoli jakoś utrzymać to wszystko w ryzach, a nie tak jak w drugiej części, gdzie wprowadzali kolejne postacie na liche 5 minut, żeby się pojawiły i umarły. Przecież tam był i Baraka, i Milena, i Rain, i Smoke, tyle że z ich obecności właściwie nic nie wynikało.
Przyznaje się bez bicia z półobrotu, że rzeczonej dwójki nie widziałem, więc nie wiem, jak tam wypadł mój ulubiony zombie karateka. :]
Tym lepiej dla ciebie, bo wrzucili go tam tylko po to, żeby się pochwalić, że był :>
Prześlij komentarz