Viv

Viv

niedziela, 28 lipca 2013

Z Archiwum: Futurospekcja

Zapewne wielu ma tak, że czasem pisuje teksty na różne portale, strony, blogi, potem pisać tam przestaje, przenosi się gdzieś indziej, a stare teksty leżą sobie na "starych śmieciach", od dawna nieodwiedzane przez autora... cóż, ja właśnie tak mam. Kiedyś pisałem teksty dla pewnego portalu fantastycznego, ale w pewnym momencie  moja współpraca z nim się zakończyła. Problem w tym, że zostało tam naprawdę sporo moich tekstów - głównie recenzji - z których, muszę przyznać, jestem raczej zadowolony. Dlatego też postanowiłem część tych archiwów wrzucić na bloga, żeby mieć je pod ręką. Zapewne trochę to lamerskie, wstawiać swoje stare teksty, ale trudno - przynajmniej mnie będzie z tym przyjemniej. W każdym razie cykl "Z Archiwum" będzie się pojawiał od czasu do czasu - zapewne do momentu, aż nie skończą mi się zapasy.


Futurospekcja
Robert J. Sawyer

Ocena: 4/10

Czas zawsze przyciągał uwagę człowieka, intrygował go. Oczywiście Czas nie w rozumieniu okresu, jaki potrzebny jest do wykonania pewnego zadania czy dotarcia do konkretnego miejsca, ale Czas w rozumieniu nieprzerwanego strumienia rzeczywistości, spinającego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Czemuż zresztą się dziwić – czy może być coś ciekawszego niż wizja naprawienia swoich błędów młodości lub ujrzenia cywilizacji ludzkiej za setki lat, czego doświadczył bohater Wehikułu czasu Wellsa? Oczywiście nie ma się co łudzić – maszyna do podróży w czasie wylądowała w tym samym miejscu, co kolonizacja Marsa czy teleportacja, w pudle z etykietką „może kiedyś tam”. Z drugiej strony, skoro nie można się w przyszłość przenieść, to może chociaż da się ją podejrzeć?

Podobny koncept wejrzenia w strumień czasu prezentuje w Futurospekcji Robert J. Sawyer. W czasie eksperymentu w Wielkim Zderzaczu Hadronów CERN dochodzi nagle do dziwnego zjawiska: na około dwie minuty wszyscy ludzie biorący udział w eksperymencie tracą przytomność, doświadczając jednocześnie wizji, w których widzą siebie w przyszłości. Niedługo później okazuje się, że ten „kataklizm” dotknął całą ludzkość, pozbawiając każdego człowieka na Ziemi na dwie minuty przytomności, a jednocześnie pozwalając mu spojrzeć na swe życie za ponad dwadzieścia lat. Futurospekcja powoduje duże straty i wiele nieszczęśliwych wypadków, ludzkość w niepokoju oczekuje na powtórne przeniesienie, a jednocześnie zastanawia się, czy przyszłość widziana w wizjach rzeczywiście jest tą właściwą, jedyną i nieodwołalną…
Punkt wyjścia obrał Sawyer naprawdę świetny: prosty trick z paradoksem czasowym otwiera wszak pole do rozważań na wiele tematów, zarówno tych moralnych, jak i naukowych czy socjologicznych, rozpatrywanych na poziomie jednostkowym i globalnym. Nie ukrywam, że osobiście najbardziej zainteresowany byłbym właśnie kwestiami społecznymi i skalą makro: w jaki sposób Futurospekcja wpłynęła na rozwój technologii, mentalność ludzką czy sytuację geopolityczną? Czy przyszłość jest nieodwołalna i odgórnie zdefiniowana? Czy wolna wola jest tylko pustym sloganem bez żadnego pokrycia w rzeczywistości, której nie da się w żaden sposób wybić z obranych już szyn czasowych? Na ile wizja roku 2030 jest wiarygodna i czy działania państw i społeczeństw powinny iść w kierunku jej zaprzeczenia czy potwierdzenia? Jakie implikacje przyniesie fakt, że z wyprzedzeniem poznano pewne zdarzenia, procesy i urządzenia?
Autor wybiera jednak bardziej jednostkową perspektywę: prezentuje kilku bohaterów bezpośrednio związanych z eksperymentem, którzy zostają postawieni wobec perspektywy nie zawsze miłej przyszłości. Cześć z nich, choć niechętnie, godzi się z tą wizją, część zaczyna aktywnie dążyć do jej zrealizowania, podczas gdy inni próbują udowodnić, że los człowieka nie jest zdefiniowany z góry niczym w antycznych tragediach.
Problem w tym, że kwestie te zarysowane są wyjątkowo wąsko, jakby Sawyer bał się popłynąć z prądem. Większość refleksji bohaterów krąży wokół spraw sercowych: czy warto wiązać się z kimś, jeśli w swej wizji przyszłości było się z zupełnie inna osobą? Czy ma się prawo unieszczęśliwiać drugiego człowieka, wiedząc o swoim wyborze? Dotyczy to zwłaszcza relacji Lloyd – Michiko, których niemal każdy dialog i interakcja krąży wokół tego tematu, nawet jeśli dyskutują o kwestii wolnej woli i możliwości zmiany przyszłości. Nawet problem odpowiedzialności za Futurospekcję i tysiące zabitych ludzi spływa po bohaterach jak po kaczce, mimo że motyw ten wydawał się znaczący (zupełnie jakby Sawyer chciał pokazać, że naukowcy to dranie bez serca lub że w takiej skali śmierć to tylko statystyka). W zasadzie tylko wątek Theo wybija się z tego schematu, przybierając kształt nieco bardziej sensacyjny i osobisty (choć również, moim zdaniem, niedostatecznie wykorzystany).
Ale wszystko to byłoby jeszcze do przełknięcia, gdyby nie całkowita anemiczność i papierowość postaci. Bohaterów jest kilku, ale charakterystyka żadnego nie jest w jakikolwiek sposób pogłębiona, ślizga się po powierzchni, przyporządkowując każdemu odpowiednią szufladkę, z której już nie wychodzi: „racjonalny naukowiec”, „zmysłowa Japonka”, „zdeterminowany asystent” itp. Większość z nich nie dostaje nawet takiego przywileju: pojawiają się w krótkim epizodzie, który nie ma żadnego wpływu na akcję, po czym znikają, niewiele wnosząc do konstrukcji świata. Nawet jeśli okroić obsadę do trzech postaci: Lloyda, Michiko i Theo, niewiele to pomaga. Z żadnym z nich czytelnik nie jest w stanie do końca się utożsamić, wniknąć całkowicie w jego tok rozumowania. Bohaterowie ci sprawiają wrażenie całkowicie bezpłciowych, zainteresowanych głównie sprawami sercowymi (z krótkimi przerwami na fizykę) i pozbawionych wyrazu, to niemal sterylne konstrukty niosące pewien ładunek ideologiczny, ale pozbawione osobowości. Na dodatek czasami miałem wrażenie, że pewne działania bohatera są irracjonalne i nie przystają do jego osoby (dotyczy to zwłaszcza Lloyda i szybkiej zmiany w nastawieniu do kwestii niezmienności przyszłości).
Duża w tym zasługa języka, jakim napisana jest powieść. Nie wiem, czy to kwestia przekładu czy działalności autora, ale styl Futurospekcji wydał mi się dość siermiężny, miejscami egzaltowany do potęgi, gdzie indziej znów powierzchowny i zbyt prosty. Dopóki na tapecie znajdowały się koncepcje związane z samym zjawiskiem przeniesienia i kwestiami nauk ścisłych, wszystko było w porządku. Kiedy jednak następował dialog, często wszystko się sypało, pozostawiając tylko dość drewniane, wymuszone kwestie i rwane określenia działań postaci, przywodzące na myśl debiutanta, a nie utytułowanego pisarza. Nie lepiej sprawa prezentuje się z opisami: zdawkowymi, nierzadko brzmiącymi wyjątkowo sztucznie. Przyzwyczajony do potoczystego, swobodnego stylu czułem się lekko skonsternowany, czytając pełne szczegółów fragmenty sąsiadujące z krótkimi, niemal telegraficznymi opisami, na dodatek z masą powtórzeń, których nierzadko dałoby się z łatwością uniknąć.
Czuję się w pewien sposób rozczarowany: po laureacie nagród Hugo i Nebuli spodziewałbym się książki jeśli nie wyśmienitej, to przynajmniej bardzo dobrej. Tymczasem Futurospekcja Roberta J. Sawyera to dla mnie teatr niewykorzystanych szans, świetnego pomysłu zalanego rozterkami żywcem wziętymi z melodramatu, przeciętnego i średnio przystępnego języka oraz mało satysfakcjonującego zakończenia. I choć czytało mi się książkę nie najgorzej, to jednak nie jestem pewny, czy poleciłbym ją komukolwiek poza wielkimi miłośnikami SF.

Brak komentarzy: