Viv

Viv

środa, 19 lutego 2014

[RECENZJA] Królowa głodu, czyli nie pali się kościołów


Wojciech Chmielarz
Królowa głodu

Ocena: 6,5/10

Wojciech Chmielarz był dotychczas znany jako autor pozytywnie przyjętych powieści kryminalnych, najwyraźniej jednak nabrał ochoty na literacki skok w bok – bowiem Królowa głodu jest utworem stricte fantastycznym, łączącym motywy SF, fantasy i westernu, doprawiając je odrobiną horroru. Przyznam szczerze, że nie miałem wcześniej do czynienia z prozą Chmielarza i nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać: opis książki nie wyjaśniał za wiele, zaś pierwszy kontakt z samym tekstem był… cóż, taki sobie.

Zarys fabularny jest prościutki i niemal każdy, kto interesuje się fantastyką, po jego usłyszeniu uśmiechnie się z przekąsem. Oto jedna – jak wynika z tekstu – z ludzkich kolonii, podzielona na strefy wpływów Federacji i Korporacji, pomiędzy którymi leży dawne księstwo Kuźni Zachodu, w rezultacie dwóch wielkich wojen zamienione w obraz nędzy i rozpaczy. Oto Kaźń, będąca miejskim kikutem dawnych czasów, rozrastającym się niczym rak dzięki marzeniom i chciwości poszukiwaczy żywmetalu – kruszcu rezonującego z psychiką swego właściciela. Oto bohater – Bram, młody Holender – przybywający do Kaźni z tajną i arcyważną misją odzyskania cennego artefaktu, pomagająca mu właścicielka miejscowego burdelu, stary tropiciel i wredny szeryf, który od razu przeczuwa, że Holender coś kręci i będą przez niego kłopoty. Do tego wątek zemsty za zdradę, walki o wpływy, wiszącej nad głowami wojny, potwornego zła z wielkimi zębami czającego się w mroku, przeszłości, która ma wpływ na teraźniejszość, wyprawy po wspomniany artefakt… Słowem: koszmarny banał, kicz, metr mułu i śnięte ryby. No dobrze, srogo przesadzam: nie da się jednak ukryć, że początkowo wszystko zmierza do standardowej opowieści o herosie: Bram jest dzielny i piękny, pomaga mu wąsaty Polak do-rany-przyłóż, szybko zdobywa uznanie kobiet, w tym miejscowej piękności i jej kochanki-lesbijki, a szeryfa poznajemy, gdy bez mrugnięcia okiem podrzyna gardło jednemu z mieszkańców i każe pozbyć się małej dziewczynki, będącej świadkiem zajścia. Brakuje tylko głosu Piotra Fronczewskiego oznajmiającego, iż „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Problem banalnych i schematycznych postaci naprawdę mógłby znacząco obniżyć wartość Królowej głodu – tym bardziej, że Chmielarz pozostawia tło dość mocno niedookreślone. Oczywiście podrzuca czytelnikowi szczegóły dotyczące sytuacji geopolitycznej czy historii wojen, ale mimo to rzeczywistość pozostaje tylko naszkicowana – na tyle, by bohaterowie nie poruszali się w próżni, jako że oni są tu najważniejsi i to na nich opiera się cała intryga. Kto oczekuje sążnistych kronik wszystkich miast, władców i dynastii, nie mówiąc o szczegółach dotyczących hierarchii społecznej i rozwoju technologicznego, włącznie z opisem konstrukcji każdej flinty, ten raczej się zawiedzie.

Czemu jednak „mógłby”? Bowiem – rzecz interesująca – Chmielarzowi udaje się wygrać tę początkową schematyczność na własną korzyść, pozostając w obrębie znanych i rozpoznawalnych motywów, a jednocześnie wprowadzając w maliny czytelników, którzy zbyt mocno i ochoczo postanowili zawierzyć powieściowym stereotypom. Mniejsza, czy jest to wynik przypadku, czy celowa pułapka – jeśli to drugie, to mogę pogratulować podjęcia ryzyka, bo takie „przełamanie po czasie” to jednak dość obosieczna broń, ale w tym przypadku działa. Z jednej strony autor zaprzęga do roboty masę wyraźnych tropów kulturowych, których źródła łatwo odkryć, przekształca je lekko, kreując swój świat quasi-średniowiecznej retro postapokalipsy, zarysowując jego granice i najważniejsze punkty, ale pozostawiając spory obszar dla wyobraźni. Z drugiej natomiast zaczyna te konwencje łamać i wykręcać, mocno zagęszczając klimat, mnożąc zwroty akcji i komplikując to, co wydawało się proste, a osią tych przekształceń czyniąc swoich bohaterów. Jest to o tyle znaczące, że choć postacie od początku do końca nie wychodzą poza określony typ i rolę, to jednak w obrębie schematu ewoluują, nabierają dodatkowych walorów, bądź owe walory tracą. Tutaj każdy ma swoje własne tajemnice i intrygi, niejeden kieruje się specyficznym dla siebie, niekiedy dość pokrętnym poczuciem honoru bądź interesu, przez co jednoznaczna ocena może być tyleż problematyczna, co zwodnicza. Szeryf Siren wychodzi z szufladki „jestem zły i kopię szczeniaczki przed śniadaniem”, stając się jedną z barwniejszych postaci; podobnie jak Bram, przechodzący z etapu herosa, poprzez funkcję „pożytecznego idioty” i dalej. Nie wspominając o Ellen, która sypie niespodziankami jak z rękawa. Efekt jest całkiem udany: od pewnego momentu trudno przewidzieć, jak potoczy się historia, znaczona kolejnymi zdradami, sojuszami i półprawdami, aż do mocnego, przewrotnego finału.

Wychodzi tu zresztą – mam wrażenie – wcześniejsza twórczość pisarza: mimo tylu zwrotów akcji trzyma opowieść w ryzach, nie pozwalając powstać dziurom fabularnym, dbając o detale (niby drobne, a nierzadko mające zasadnicze znaczenie dla intrygi), a zarazem nadając całości dobre tempo. Książka, mimo początkowego „rozwodnienia”, z czasem się komplikuje, atmosfera gęstnieje, ocierając się chwilami o horror, napięcie rośnie, ale tekst unika zbytniego zagmatwania. Chmielarz ma lekkie pióro, nieźle radzi sobie z opisem świata – choć czasem potrafi zaskoczyć cokolwiek dziwnymi wtrąceniami w zdaniach, co jakiś czas również potknie mu się noga w dialogach. Za to miło, że postarał się – w miarę możliwości – dostosować styl wypowiedzi postaci do pełnionych przez nie funkcji: trudno pomylić pełne cynizmu kwestie Sirena z ironicznymi, ciętymi ripostami Ellen czy konkretnymi wypowiedziami Brama. Szczegół, a cieszy.


W ostatecznym rozrachunku Królowa głodu wypada więc całkiem nieźle. To przyjemna, sprawnie napisana powieść przygodowa, idealna na dłuższą podróż pociągiem. Jasne, początek jest cokolwiek niemrawy i może lekko zniechęcić, podobnie jak popkulturowy recykling osiągający spore rozmiary, ale rekompensuje to zabawa stereotypami, interesująca ewolucja bohaterów i przyjemny styl. Nie wspominając już o tym, że – w przeciwieństwie do wielu popularnych tekstów z pogranicza fantastyki – czytelnik nie musi się obawiać ani utonięcia w morzu krwi, flaków i nagich biustów, ani konieczności wzruszania się ckliwym, mdłym wątkiem romantycznym, co wielu zapewne przyjmie z radością. 

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego podziękowania dla BookRage

Brak komentarzy: