Wojciech Chmielarz
Królowa głodu
Ocena: 6,5/10
Wojciech
Chmielarz był dotychczas znany jako autor pozytywnie przyjętych powieści
kryminalnych, najwyraźniej jednak nabrał ochoty na literacki skok w bok –
bowiem Królowa głodu jest utworem stricte fantastycznym, łączącym
motywy SF, fantasy i westernu, doprawiając je odrobiną horroru. Przyznam
szczerze, że nie miałem wcześniej do czynienia z prozą Chmielarza i nie do
końca wiedziałem, czego się spodziewać: opis książki nie wyjaśniał za wiele,
zaś pierwszy kontakt z samym tekstem był… cóż, taki sobie.
Zarys
fabularny jest prościutki i niemal każdy, kto interesuje się fantastyką, po
jego usłyszeniu uśmiechnie się z przekąsem. Oto jedna – jak wynika z tekstu – z
ludzkich kolonii, podzielona na strefy wpływów Federacji i Korporacji, pomiędzy
którymi leży dawne księstwo Kuźni Zachodu, w rezultacie dwóch wielkich wojen zamienione
w obraz nędzy i rozpaczy. Oto Kaźń, będąca miejskim kikutem dawnych czasów,
rozrastającym się niczym rak dzięki marzeniom i chciwości poszukiwaczy
żywmetalu – kruszcu rezonującego z psychiką swego właściciela. Oto bohater –
Bram, młody Holender – przybywający do Kaźni z tajną i arcyważną misją
odzyskania cennego artefaktu, pomagająca mu właścicielka miejscowego burdelu,
stary tropiciel i wredny szeryf, który od razu przeczuwa, że Holender coś kręci
i będą przez niego kłopoty. Do tego wątek zemsty za zdradę, walki o wpływy,
wiszącej nad głowami wojny, potwornego zła z wielkimi zębami czającego się w
mroku, przeszłości, która ma wpływ na teraźniejszość, wyprawy po wspomniany artefakt…
Słowem: koszmarny banał, kicz, metr mułu i śnięte ryby. No dobrze, srogo
przesadzam: nie da się jednak ukryć, że początkowo wszystko zmierza do
standardowej opowieści o herosie: Bram jest dzielny i piękny, pomaga mu wąsaty
Polak do-rany-przyłóż, szybko zdobywa uznanie kobiet, w tym miejscowej
piękności i jej kochanki-lesbijki, a szeryfa poznajemy, gdy bez mrugnięcia
okiem podrzyna gardło jednemu z mieszkańców i każe pozbyć się małej
dziewczynki, będącej świadkiem zajścia. Brakuje tylko głosu Piotra
Fronczewskiego oznajmiającego, iż „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać
drużynę”. Problem banalnych i schematycznych postaci naprawdę mógłby znacząco
obniżyć wartość Królowej głodu – tym bardziej, że Chmielarz
pozostawia tło dość mocno niedookreślone. Oczywiście podrzuca czytelnikowi
szczegóły dotyczące sytuacji geopolitycznej czy historii wojen, ale mimo to
rzeczywistość pozostaje tylko naszkicowana – na tyle, by bohaterowie nie
poruszali się w próżni, jako że oni są tu najważniejsi i to na nich opiera się
cała intryga. Kto oczekuje sążnistych kronik wszystkich miast, władców i
dynastii, nie mówiąc o szczegółach dotyczących hierarchii społecznej i rozwoju
technologicznego, włącznie z opisem konstrukcji każdej flinty, ten raczej się
zawiedzie.
Czemu
jednak „mógłby”? Bowiem – rzecz interesująca – Chmielarzowi udaje się wygrać tę
początkową schematyczność na własną korzyść, pozostając w obrębie znanych i
rozpoznawalnych motywów, a jednocześnie wprowadzając w maliny czytelników,
którzy zbyt mocno i ochoczo postanowili zawierzyć powieściowym stereotypom.
Mniejsza, czy jest to wynik przypadku, czy celowa pułapka – jeśli to drugie, to
mogę pogratulować podjęcia ryzyka, bo takie „przełamanie po czasie” to jednak
dość obosieczna broń, ale w tym przypadku działa. Z jednej strony autor
zaprzęga do roboty masę wyraźnych tropów kulturowych, których źródła łatwo
odkryć, przekształca je lekko, kreując swój świat quasi-średniowiecznej retro
postapokalipsy, zarysowując jego granice i najważniejsze punkty, ale
pozostawiając spory obszar dla wyobraźni. Z drugiej natomiast zaczyna te
konwencje łamać i wykręcać, mocno zagęszczając klimat, mnożąc zwroty akcji i komplikując
to, co wydawało się proste, a osią tych przekształceń czyniąc swoich bohaterów.
Jest to o tyle znaczące, że choć postacie od początku do końca nie wychodzą
poza określony typ i rolę, to jednak w obrębie schematu ewoluują, nabierają
dodatkowych walorów, bądź owe walory tracą. Tutaj każdy ma swoje własne
tajemnice i intrygi, niejeden kieruje się specyficznym dla siebie, niekiedy
dość pokrętnym poczuciem honoru bądź interesu, przez co jednoznaczna ocena może
być tyleż problematyczna, co zwodnicza. Szeryf Siren wychodzi z szufladki
„jestem zły i kopię szczeniaczki przed śniadaniem”, stając się jedną z
barwniejszych postaci; podobnie jak Bram, przechodzący z etapu herosa, poprzez
funkcję „pożytecznego idioty” i dalej. Nie wspominając o Ellen, która sypie
niespodziankami jak z rękawa. Efekt jest całkiem udany: od pewnego momentu
trudno przewidzieć, jak potoczy się historia, znaczona kolejnymi zdradami,
sojuszami i półprawdami, aż do mocnego, przewrotnego finału.
Wychodzi
tu zresztą – mam wrażenie – wcześniejsza twórczość pisarza: mimo tylu zwrotów
akcji trzyma opowieść w ryzach, nie pozwalając powstać dziurom fabularnym,
dbając o detale (niby drobne, a nierzadko mające zasadnicze znaczenie dla
intrygi), a zarazem nadając całości dobre tempo. Książka, mimo początkowego
„rozwodnienia”, z czasem się komplikuje, atmosfera gęstnieje, ocierając się
chwilami o horror, napięcie rośnie, ale tekst unika zbytniego zagmatwania.
Chmielarz ma lekkie pióro, nieźle radzi sobie z opisem świata – choć czasem
potrafi zaskoczyć cokolwiek dziwnymi wtrąceniami w zdaniach, co jakiś czas również
potknie mu się noga w dialogach. Za to miło, że postarał się – w miarę
możliwości – dostosować styl wypowiedzi postaci do pełnionych przez nie funkcji:
trudno pomylić pełne cynizmu kwestie Sirena z ironicznymi, ciętymi ripostami
Ellen czy konkretnymi wypowiedziami Brama. Szczegół, a cieszy.
W
ostatecznym rozrachunku Królowa głodu wypada więc całkiem nieźle.
To przyjemna, sprawnie napisana powieść przygodowa, idealna na dłuższą podróż
pociągiem. Jasne, początek jest cokolwiek niemrawy i może lekko zniechęcić,
podobnie jak popkulturowy recykling osiągający spore rozmiary, ale rekompensuje
to zabawa stereotypami, interesująca ewolucja bohaterów i przyjemny styl. Nie
wspominając już o tym, że – w przeciwieństwie do wielu popularnych tekstów z
pogranicza fantastyki – czytelnik nie musi się obawiać ani utonięcia w morzu
krwi, flaków i nagich biustów, ani konieczności wzruszania się ckliwym, mdłym
wątkiem romantycznym, co wielu zapewne przyjmie z radością.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego podziękowania dla BookRage.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz