Viv

Viv

piątek, 7 maja 2010

Let's play!


Teleturnieje – kto ich nie lubi? Obecne na ekranach telewizorów od lat 30, towarzyszą nam bez przerwy, dostarczając rozrywki, frustracji lub niepohamowanego śmiechu na widok wyczynów graczy.

Czym jest teleturniej? Wiesław Godzic definiuje go jako specyficzny gatunek telewizyjny, z jednej strony wyraźnie nastawiony na konkretną publiczność, z drugiej zaś – tani w produkcji i łatwy do dostosowania w różnych warunkach kulturowych. Jest przedłużeniem popularnych w przeszłości festynowych konkursów zgadywanek (zgadnij pan i wygraj świniaka!), służącym rozrywce i oddaniu atmosfery walki (w założeniu fair play, ale z tym ostatnio coraz gorzej).

Za pierwszy teleturniej telewizyjny zwykło się uważać Sperling Bee z 1938, gdzie uczestnicy musieli przeliterować wyjątkowo trudne wyrazy. W latach 50 nastąpił szybki rozwój teleturniejów, w czym pewna role miała także afera z programem $64.000 Question, gdzie uczestnikowi udostępniono wcześniej pytania. Dojrzałą postać teleturniej przyjął w latach 60, głównie za sprawą Chucka Barrisa, producenta między innymi Randki w ciemno. Oferował programy dość odważne, pełne ekshibicjonistycznych zachować, lecz przy tym bardzo popularne (pamięta się polską wersję, co?). Wtedy też zaczęto przyjmować, że teleturnieje to rozrywka łatwa i przyjemna, wręcz trywialna.

Co jednak przyciąga widza do teleturnieju? Posiłkując się tekstem Godzica, można stwierdzić, że w trakcie gry uaktywniają się mity gry i rytuału. Widz zostaje wciągnięty w narrację, odczuwając przyjemność z pozostawania w bezpiecznym miejscu, podczas gdy uczestnicy męczą się w studiu, lub gdy – podobnie jak oni – nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, lub wręcz przeciwnie: gdy znają odpowiedź na pytanie za milion, którego w końcu uczestnik nie zdobywa.

Teleturnieje można dzielić na wiele sposobów, wydaje mi się jednak, że najlepszy będzie podział ze względu na zadania czekające gracza. Mamy więc:

• Teleturnieje wiedzowe, w której gracze mają za zadanie pokonać współzawodników odpowiadając na pytania z wiedzy ogólnej lub specjalistycznej. Jest to chyba najczęściej emitowany typ teleturnieju, zwłaszcza w Polsce, być może ze względu na dość wysokie nagrody, jakie gry te oferują. Przykładami mogą być chociażby Milionerzy, Wielka Gra, 1 z 10, czy też znienawidzone przez niektórych Najsłabsze ogniwo.
• Teleturnieje zręcznościowo-zabawowe, w których uczestnicy musza pochwalić się lepszymi bądź gorszymi umiejętnościami akrobatyczno – gimnastycznymi, co wiąże się nierzadko z niebezpieczeństwem ośmieszenia w razie porażki. Lub chociaż kąpielą w wodzie. Przykładami mogą być Hole in the Wall , Chwila prawdy , czy też Takeshi’s Castle.

Oczywiście nie wyczerpuje to możliwości – jest wiele teleturniejów, które znajdują się na marginesie którejś z grup, choćby Familiada (trudno uznać go za teleturniej miedzowy, biorąc pod uwagę, iż bazuje na odgadywaniu skojarzeń), czy Idź na całość, który to teleturniej zamierzam krótko opisać.

Idź na całość to teleturniej emitowany w latach 1997 – 2001 w telewizji Polsat, z niezastąpionym_i_boskim Zygmuntem Chajzerem w roli prowadzącego.

W grze uczestniczyły osoby wybrane spośród widzów. Polegała ona głównie na podejmowaniu decyzji czy zabrać dotychczas zdobytą nagrodę, czy wymienić ją na inną, być może lepszą. Gry były bardzo różne, na przykład gracz mógł wymieniać znaną nagrodę na nieznaną lub na odwrót (pamiętne czajniki i kapelusze), odsprzedawać je prowadzącemu lub innemu graczowi, brać udział w grach losowych czy licytacjach. W najlepszym wypadku gracz mógł wygrać samochód lub dwa, umeblowanie kuchni/łazienki lub wypaśną wycieczkę na Karaiby, w najgorszym zaś – dostawał wrednego, czerwonego kota w worze, zwanego Zonkiem, co wiązało się z utrata wszystkich nagród.



Czemu teleturniej ten wydaje mi się tak ciekawy? Przede wszystkim dlatego, że oferował naprawdę pokaźne nagrody (tak, wiem, zaraz mi zaczną wypominać te wspaniałe Fiaty 126p które z wytrwałością godną lepszej sprawy tam rozdawano) wyjątkowo małym nakładem sił. Uczestnik nie musiał posiadać rozległej wiedzy i odpowiadać na podchwytliwe pytania, nie musiał także chwalić się swoją zręcznością czy sprawnością. Jedyne, od czego zależała jego nagroda, było szczęście, mocne nerwy i prosty trick, na którym opierał się program, zwany Paradoksem Monty Halla.
Teleturniej swego czasu cieszył się naprawdę sporą popularnością (zapewne ze względu na wspominany brak pytań wiedzowych), a o sile jego oddziaływania świadczyć może chociażby fakt, że zwroty takie jak Idź na całość czy Zonk weszły do języka i są nadal używane…

PS. Z premedytacją nie pisałem nic o Momencie prawdy i programach typu Mam Talent czy Idol. Tych ostatnich – choć zawierają elementy współzawodnictwa i budzą skojarzenia z game shows – nie zaliczyłbym do teleturniejów, natomiast tego pierwszego po prostu nie oglądam.

1 komentarz:

paulina haratyk pisze...

moim ulubionym powiedzeniem jest wygrana w Idź na całość, czyli x złoty + nagrody (gdzie zazwyczaj wartość nagród kilka-kilkanaście razy przekraczała ilość gotówki)