Viv

Viv

czwartek, 20 maja 2010

To nie kocioł, to bomba.




Telewidz ze mnie marny. Nie przepadam za reklamami, serwisy informacyjne przegrywają u mnie z dziennikami, teleturnieje mnie nie śmieszą a oferta programów rozrywkowych oferowanych przez polskie stacje niekiedy mocno mnie przygnębia. Poza tym nie cierpię oglądać seriali w telewizji. Jestem w tym przypadku raptusem potwornym – gdy mnie coś zainteresuje, chcę jak najszybciej poznać historię do końca. Omawiane więc często zjawisko wielogodzinnych maratonów serialowych, odtwarzanych na ekranie komputera to jest właśnie to, co lubię. Nie muszę przystosowywać się do strumienia telewizji i ramówki, tylko siadam sobie kiedy chcę, i oglądam. Na przykład Pogromców Mitów, którzy stali się ostatnio dla mnie wielkim hitem.

Koncepcja programu, produkowanego przez australijską spółkę Beyond Television Productions, nadawanego pierwotnie na kanale Discovery Channel w USA jest prosta. Duet prowadzących program, ekspertów w dziedzinie efektów specjalnych: Adam Savage i Jamie Hyneman bierze na warsztat różne mity i miejskie legendy dotyczące zarówno wydarzeń historycznych, jak i zdarzeń z realnego życia. Dlatego też obok historii o starożytnym systemie ostrzegania przed inwazją i dźwiękach zapisanych w glinie, opracowywane są też sytuacje w rodzaju zabójczego pudełka chusteczek, domowego poduszkowca, lub mity filmowe, jak wybuchający przy wystrzale bak samochodu.

Co potem? Cóż, najprościej rzec można, że dany mit zostaje sprawdzony niemal od każdej strony. Prowadzący, nierzadko z pomocą tzw. Build Teamu (tudzież w wersji polskiej Młodych Pogromców Mitów) poddają historie dwu stopniowemu procesowi. Najpierw starają się odtworzyć warunki „naturalne” w jakich mit powstawał (czyli np. w micie o drewnianej armacie chodzi o użycie odpowiedniego drzewa i narzędzi), by w razie niepowodzenia (obalenia mitu) użyć nowoczesnej techniki do spowodowania odpowiedniego efektu – najczęściej potężnej eksplozji.

Cóż jest takiego specjalnego w tym popularno-naukowym programie, że tak mocno przyciąga do ekranu?

• Prowadzący. Zastosowano tutaj najstarszy patent na dobre show, czyli skontrastowanie dwóch odmiennych osobowości, w tym wypadku statecznego i poważnego Hynemana i wesołkowatego Savage’a. Obydwaj doskonale się uzupełniają, nierzadko prowadząc ze sobą pełne ironii dialogi. Częste są sytuacje, w których Savage coś psuje, by Hyneman mógł to naprawić, odpowiednio fakt ten komentując.
• Problemy. Są najróżniejsze: od wyjątkowo głupich, jak mit o morderczej paczce chusteczek i wartości odżywczej pudełka po płatkach, po naprawdę popularne, jak sprawdzenie, czy buty ze wzmocnionymi noskami naprawdę mogą odciąć palce i czy prowadzenie samochodu rozmawiając z komórki jest równie niebezpieczne jak po pijanemu. Do tego dochodzą też liczne mity z Hollywood, które często zostają boleśnie wykpione.
• Doświadczenia. Korzystając z ograniczonych środków, doświadczenia w tworzeniu efektów specjalnych i własnej inwencji, pogromcy dokonują niekiedy bardzo skomplikowanych doświadczeń, obejmujących zarówno eksperymenty chemiczne, operacje z naśladującym ludzkie ciało żelem balistycznym i liczne crash-testy. I choć wiele z nich wygląda całkiem niewinnie, wiele jest niebezpiecznych i objętych tajemnicą (jak np. w odcinku sprawdzającym mity kryminalne).
• Show. Czyli to, co tygryski lubią najbardziej. O duecie prowadzących już wspominałem, lecz reszta ekipy niewiele im w tym ustępuje. Czasem człowiek wręcz czeka, aż coś pójdzie nie tak i wydarzy się jakaś katastrofa. A o te nietrudno, tym bardziej, że niemal w każdym odcinku coś zostaje zgniecione, spalone lub wysadzone w powietrze. Czasem jest to cukierek, a czasem kilkutonowa betoniarka. Niezależnie jednak od tematu, pogromcy robią wszystko, aby było co oglądać.
• Interakcja. Program jest ciekawym przykładem intertekstualności III rzędu. Widzowie nie tylko oglądają program, ale maja aktywny udział w jego tworzeniu: przysyłają informacje o kolejnych mitach, wnioskują o ponowne zbadanie mitu (co zdarza się całkiem często) lub po prostu dostarczają środków do totalnej destrukcji. Duża część zdemolowanych samochodów pochodziła od fanów, którzy chcieli zrobić z maszyn dobry użytek.



Można mieć oczywiście obiekcje co do sposobu przeprowadzania doświadczeń i ich „naukowości”. Ale, jak przyznają sami twórcy, nie są oni naukowcami prowadzącymi żmudne badania, tylko ludźmi robiącymi show. Profesjonalne, rozrywkowe show. Tylko tyle i aż tyle.

A teraz idę sobie obejrzeć odcinek o wzmacnianych butach. Jako użytkownik glanów, muszę być pewny, że pewnego dnia nie obetną mi paluchów…

2 komentarze:

LeShaq pisze...

A w Polsce właśnie instalują bankomaty oparte na identyfikacji linii papilarnych. Podobno nie da się ich oszukać. Hmmm

Piotr Vivaldi Sarota pisze...

W tłumaczeniu "nie da się oszukać" oznacza tyle, co "nie znaleźliśmy nikogo, kto by go oszukał". Znając inwencję niektórych, niedługo się to zmieni...