Viv

Viv

piątek, 13 lipca 2012

Notka grafomańska nr 1

Swego czasu miałem pomysł na kilka opowiadań, których bohaterami byłaby dwójka funkcjonariuszy policji, działających w steampunkowym Londynie przełomu wieków. Potem pomysł ewoluował, przekształcał się i w końcu stanęło na idei zespołu do walki z czynnikami nadnaturalnymi, złożonego (jakież to oryginalne!) z potworów, psychopatów i jednostek nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie. Efekty były były jakie były - czasem, mniej, czasem bardziej spektakularne. Jednak prócz dłuższych tekstów umyśliłem sobie także krótsze, których funkcją miało by być bliższe opisanie danej postaci. Niżej jedno z takich opowiadanek. Jakkolwiek lenistwo mnie użarło i nie puszcza, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda się to wykorzystać... A póki co można czytać. Mam nadzieję, że bez bólu zębów.



Dobry ojciec

Z Archiwum Griswolda: Helena Frost

 
Posterunkowy Smith zaklął szpetnie, gdy silny podmuch wiatru zgasił mu kolejną zapałkę. Dwadzieścia stopni mrozu, wiatr jak jasna cholera, w domu, w cieple leży trup bankiera, a ty człowieku nie możesz sobie nawet spokojnie zapalić! Jeszcze trzy razy próbował wzniecić ogień, zanim jego kolega, posterunkowy Miles, w końcu się ulitował i przypalił obydwu papierosy benzynową zapalniczką. Była brzydka, nieporęczna i potwornie śmierdziała, ale przynajmniej sprawdzała się w takich sytuacjach.
- Diabli by to wzięli! – Powiedział Smith, truchtając w miejscu. – Czemu to nas wyciągnęli z domów? Przecież to nie nasz rewir!
- Ale mieszkamy w pobliżu. – Miles spokojnie zaciągnął się papierosem. – A ich nie interesuje, gdzie patrolujesz ulice, tylko jak szybko możesz dotaszczyć swoje dupsko na miejsce przestępstwa.
Zmarznięty policjant nie rzekł nic, skupiony na próbach rozgrzania się. Po chwili, z głośnym turkotem, pod kamienicę przytaszczył się ciężki policyjny automobil, zwany przez mieszkańców „słoniem” ze względu na wygląd i prędkość. Fakt, pojazd był ociężały, ale gdy trzeba było przebijać się przez zwały śniegu bądź śmieci, był niezastąpiony, a wielu wcześniejszym kawalarzom rzedły miny, gdy nagle wjeżdżał przez ścianę ich domu do środka. Przy niewielkiej kamienicy, w której mieszkał bankier Bigby nie było ani śniegu, ani śmieci, ale droga pamiętała zdecydowanie lepsze i mniej dziurawe czasy. Smith i Miles patrzyli, jak ze słonia wysiada szczupła kobieta. Ubrana w ciepły, lecz niepozbawiony elegancji kożuch, w skórzanych rękawiczkach wyglądała trochę jak panienka z dobrego domu, ale wystarczyło jedno zmęczone spojrzenie wielkich, sarnich oczu, pod którymi zalegał cień, jakby od długiego braku snu, żeby Miles wyprężył się jak struna.
- Dzień dobry, panno Frost. – Zasalutował. – Posterunkowy Smith i Miles meldują się na służbie.
- Czy ktoś wchodził do środka? – Zapytała dziewczyna; głos miała miły, choć nieco smutny. – Wy albo ktoś z ekipy?
- Nie, nikogo nie wpuszczaliśmy.
- Dobrze, dajcie mi dwadzieścia minut, a potem wezwijcie kogoś po zwłoki.

***
Mieszkanie Bigby’ego zajmowało całe trzy piętra, z czego najwyższe było zarezerwowane dla licznych kochanek bankiera, które odwiedzały go niemal tabunami. On sam zaś leżał teraz, brudząc własną krwią jeden z tych drogich i całkowicie pozbawionych gustu dywanów, jakimi chwalą się nowobogaccy. Całe mieszkanie było okropne: złoto, srebro, obrazy w ramach z kości słoniowej, masa drogich wykończeń – wszystko świadczyło o tym, że bankier miał jakieś kompleksy, które starał się uleczyć przepychem. Większość z tych przedmiotów była bezwartościowa – choćby krzesła stojące pod oknem, na których nie da się siedzieć, bo bogato zdobione nogi nie utrzymałyby nikogo cięższego niż dwuletnie dziecko. Ale za to wyglądają tak okazale…
Helena westchnęła. Zdjęła kożuch, rękawiczki i zbliżyła się do nieboszczyka. Bogaty, gruby i zaniedbany, z przerostem ambicji i nadciśnieniem, leżał teraz na podłodze z ułamanym kawałkiem świecznika wbitym w okolicach serca. Dziewczyna dotknęła palcami czoła trupa. Wolała wpierw zająć się nim, przed osłuchaniem, co ma jej do powiedzenia to brzydkie mieszkanie…

***
- Mówisz serio? – Zapytał Smith w przerwie między chuchaniem we własne dłonie – Matka ją wydziedziczyła?
- Tak słyszałem od Mary. Podobno rozmawiała o tym z detektyw Craven. – Miles zaciągnął się papierosem. – Po śmierci ojca, matka zabroniła pannie Frost używać rodowego nazwiska, gdy poszła do akademii. Gdy przydzielono ją do Londynu, napuściła na nią rodzinę, zwłaszcza tę bliższą. Jej narzeczonego też przekabaciła, wmówiła mu, że panna Helena sypia z innym. A po tej sprawie z nielegalnym kinematografem, już całkiem się jej wyrzekła i kazała iść precz.
- Z kinematografem? Mówisz o tych morderstwach tej, no… Gardner? Nie widziałem, że brała w tym udział.
- Brała i to właśnie wtedy dostała taki awans. Ale strasznie się po tym zmieniła…
- Co masz na myśli?
- Wiesz, kiedy ją po raz pierwszy spotkałem, wyglądała jak z obrazka. Mówię ci, dziewczyna jak ze snu: piękne oczy, uśmiech i głos, choć może nieco wstydliwa. A potem coś się stało, nie mam pojęcia, co. Stała się strasznie małomówna, chodzi niemal cały czas smutna, jakby się jej siostra powiesiła i ma te straszne cienie pod oczami…
- Może kiepsko sypia? – Smith odpalił papierosa od niedopałka partnera. – Moja Gina też ma takie, gdy mały drze się nocy jak opętany, a ja jestem na patrolu…
- Tyle, że panna Helena ma je cały czas. Na dodatek słyszałem, choć uważam to za potworne oszczerstwo, że coś się jej… z głową stało.
- Z głową?
- Owszem. Podobno zdarza jej się… mówić do siebie. Zupełnie jakby z kimś rozmawiała, ale nikogo przy niej nie ma. Jakby rozmawiała z duchem. Nazywają ją wariatką, ale na litość Boga, przecież to się nie godzi! To doskonała, sumienna funkcjonariuszka! Poza tym…
Miles nie dokończył myśli, bo w tym samym momencie drzwi wejściowe się otworzyły i stanęła w niej Helena. Smith mógłby przysiąc, że cień pod jej oczami stał się mocniejszy, a jej twarz nabrała dziwnego, potwornie przygnębiającego wyrazu. A może mu się zdawało?
- Posterunkowy Miles, proszę zająć się ciałem. – Powiedziała cicho, wchodząc do słonia. – A następnie przekazać patrolom, by rozglądały się za dwiema kobietami: Emily Klemn i Kathrin Hels. Ta druga jest być może burdelmamą, więc zachowajcie pozory i nie spłoszcie jej. Powodzenia.

***
Helena otworzyła drzwi i weszła do swojego mieszkania, całkowicie pogrążonego w ciemnościach. Zdjęła kożuch i położyła go na krześle. Nie zapalała światła, ostatnimi czasy zdecydowanie lepiej czuła się w ciemności, a i sprzętów nie miała wiele, by się o nie potknąć. Rozsiadła się w swoim ulubionym fotelu: wielkim, wygodnym, z czerwonym obiciem, w którym zawsze siedział ojciec, czytając jej bajki. Teraz nie ma już kto ich czytać…
- A może po prostu boisz się o to spytać? – Zabrzmiał nagle głos nad głową Heleny. – I wybacz, że nie zrobiłem herbaty, ale wiesz… ostatnimi czasy raczej jej nie pijam.
- Nic nie szkodzi, i tak nie mam na nią ochoty. – Odrzekła, nie zmieniając pozycji; wiedziała, że gdzieś tam nad nią, na twarzy pełnej zmarszczek pojawił się uśmiech, z trudem wychylający się spod sumiastych wąsów. – I kogo miałabym spytać o te bajki? Ciebie?
- Owego dżentelmena, z którym się spotykasz, Marcusa. Czyżbyś nie lubiła jego towarzystwa?
- Nie wiem, czy on przepada za moim…
- Wydaje mi się, że tak. Rezerwa i dystans to cechy typowe dla ludzi takich jak on, po przejściach, wychowanych twardą ręką, którzy niejedno w życiu widzieli i niekoniecznie chcą się tym chwalić. No i twoja skromność też nie pomaga. Ale z drugiej strony, czyż nie zgodził się towarzyszyć ci do ciotki Dorothy? Nawet jej się podobał, a wiesz przecie, jaka z niej bigota!
Helena zzuła buty i oparła głowę o oparcie fotela. Rzeczywiście, Marcus zgodził jej towarzyszyć i nawet nie narzekał. I ciotka też ucięła z nim długą pogawędkę. Może…
- Powinnaś go poprosić o bajkę, gdy wróci z Newcastle. – Mężczyzna ziewnął przeciągle. – A teraz chyba czas na sen. To był ciężki dzień, a ciebie czeka jutro jeszcze śledztwo i raport. A jeśli znaleźli te kobiety, to pewnie i nawał papierkowej roboty.
Nie powiedziała nic, wpatrując się w pustkę. Mężczyzna okrył ją kocem, tak jak leżała, zwinięta na fotelu i ucałował w policzek.
- Dobranoc kochanie.
- Tak… dobranoc tato. Miłych snów.


Brak komentarzy: