Viv

Viv

piątek, 3 sierpnia 2012

Druga pełnia, czyli czuję w sobie zwierza

Uff... długo nic nowego nie było. Cóż, połączenie okresowego lenistwa z napływem kolejnych rzeczy do załatwienia to jednak nie jest dobre połączenie... Ale mam nadzieję, że najbardziej "leniwy" okres już za mną. Dlatego czas na aktualizację, a co!

Druga pełnia Laurell K. Hamilton

Ocena: 6/10


Druga pełnia to już ósmy tom serii przygód Anity Blake – nekromantki posiadającej niesamowity talent do popadania w kłopoty, które objawiają się zarówno pod postacią psychopatycznych wilkołaków, sadystycznej Rady Wampirów, szeregu bogaczy próbujących ją przekupić lub zastraszyć, nieumarłego maga, jak i już nieco bardziej trywialnych problemów natury moralnej i uczuciowej. I choć bardzo polubiłem zadziorną bohaterkę ze słabością do pingwinków, to jednak sposób, w jaki radzi sobie z kolejnymi przeszkodami, zaczyna być dla mnie coraz bardziej absurdalny i irytujący.

Mam sporą zagwozdkę, jak ocenić książkę Laurell K. Hamilton. W gruncie rzeczy dostałem to, na co liczyłem: lekką, rozrywkową powieść z wampirami, którą pochłania się szybko i łatwo, niepretendującą do miana ambitnej literatury, ale też stojącą stopień wyżej od czytadeł w rodzaju Zmierzchu. W książce znalazłem niemal wszystko, co tak polubiłem w przygodach Anity: sycącą akcję z kilkoma krwistymi kawałkami, odrobinę napięcia i grozy, wiele świetnie rozpisanych dialogów, pełnych czarnego humoru i ironii, interesujących bohaterów posiadających własne cele, a przede wszystkim garść informacji poszerzających obraz świata przedstawionego i relacji pomiędzy jego mieszkańcami. Ten wątek od zawsze mi się w serii podobał – konstruowanie i opisywanie wampirzej społeczności, wyjaśnianie tajników animatorskiego biznesu i analiza nastawienia społeczeństwa do nieumarłych – czuć było, że rzeczywistość nie sprowadza się do prostego „są wampiry i wilkołaki i się nie lubią, gdzieś na boku są jeszcze zombie, a wszystkich ich boją się ludzie”. W Drugiej pełni Hamilton odkrywa między innymi tajniki dyplomacji wampirów, szczegółowo opisuje również założenia wilkołaczej etykiety, ich obrzędy, gesty oraz kryjące się za nimi znaczenia. Czytelnik ma też okazję dowiedzieć się nieco więcej o niektórych postaciach – choćby o roli Jasona czy charakterze więzi między lampartołakami. I choć nie zawsze informacje te są płynnie wplecione w akcję – niekiedy przypominają mini wykłady zapisane gdzieś na marginesie – w ogólnym rozrachunku sprawiają bardzo pozytywne wrażenie.


To, co zdecydowanie mniej mi się podoba, to zauważalne – a przy tym przerażające – powolne dryfowanie serii w kierunku typowego romansu paranormalnego, uwidaczniające się w stale rosnącej ilości miejsca poświęconego relacjom miłosno-seksualnym Anity i stada samców, które wokół niej biega. Nie jestem bynajmniej żadnym purystą: nie przeszkadza mi wyczuwalne napięcie seksualne między bohaterami. To wszak było obecne od samego początku i znakomicie budowało klimat, sprawiając, że wampiry były jednocześnie pociągające i zupełnie nieludzkie, a związek Anity z Jean-Claudem – tak intrygujący. Jednak w Drugiej pełni seksu jest tyle, że powieść już nawet nim nie ocieka – ona się w nim topi; aspekt cielesny wpływa na niemal każdy element książki. Fabuła, która w poprzednich tomach była sporym plusem, tutaj rwie się i raz za razem osiada na mieliznach. Wątki, które wcześniej przeplatały się płynnie i zazębiały, tutaj wydają się krojone nożem – najpierw załatwiamy jeden, drugi odsuwając w kąt, a potem zabieramy się za kolejny, ten pierwszy kończąc pospiesznie, żeby nie pałętał się po drodze, nawet jeśli jego rozwiązanie można odczuć jako nieadekwatne w stosunku do zużytej energii bohaterów. Napięcie? Znajdziemy je tu i ówdzie, ale jest go zaskakująco mało – zwłaszcza w finale. Kto oczekuje zakończenia z fajerwerkami, równie mocnego, co w poprzednich tomach, zawiedzie się sromotnie – tutaj wszystko idzie zaskakująco szybko i gładko. W ramach rekompensaty czytelnik otrzyma za to od autorki solidną dawkę rozmyślań Anity nad swoją sytuacją i faktem, że niemal każda czynność, jaką wykonuje, ma związek z seksem i na nim się kończy.

Oczywiście, znając poprzednie tomy i problemy związane z postacią Rainy, można w pewien sposób zrozumieć kierunek, w jakim zmierza ewolucja postaci Anity: moc, jaką dysponuje bohaterka, sprawia, że jest potężna, lecz charakter tej siły sprawia, iż animatorka zaczyna popadać w coś w rodzaju schizofrenii, rozdarta między własnymi zasadami a tym, czego żąda munin. Wątek niszczącej potęgi byłby niewątpliwie znakomity, gdyby nie sprowadzanie go w większości przypadków do dylematu, z kim iść do łóżka bądź też co zrobić, aby się od tego wykręcić. Mam zresztą wrażenie, że bardzo niedobre rzeczy dzieją się także z poszczególnymi postaciami. Pal licho czarne charaktery, które zawsze okazują się draniami pozbawionymi skrupułów, przeżartymi złem mordercami, dewiantami i psychopatami. Gorzej, że sama Anita zaczyna przypominać kanoniczną Mary Sue: rzuca się na pomoc każdemu swojemu przyjacielowi, zwłaszcza gdy jest on totalną łazęgą, ma moce i zdolności, które zaskakują wszystkich wokół, zawsze udaje się jej uratować swoich kompanów, nawet jeśli jedną nogą są już w grobie, a przede wszystkim niemal każdy mężczyzna (choć samiec byłby chyba lepszym określeniem) próbuje ją zdobyć, uwieść, zaciągnąć do łóżka, alternatywnie po prostu zgwałcić. Oczywiście mogę się domyślać, co chciała osiągnąć autorka – opisać zagubienie bohaterki, jej przytłoczenie zachodzącymi zmianami, konflikt jej moralności z bezwzględnością, jakiej wymaga obcowanie z potworami... Czy jednak naprawdę konieczne były do tego długie, rzewne niekiedy przemyślenia Anity i jej smęcenie, które nie tylko nie buduje atmosfery, ale ją rujnuje, rozpraszając napięcie, znacząco spowalniając akcję i wypierając zawarty w dialogach humor? Postaciom można nadać głębi na różne sposoby, jednak ten zastosowany w Drugiej pełni zupełnie się nie sprawdza.

Mimo moich utyskiwań nie jestem w stanie z pełną premedytacją nazwać Drugiej pełni złą książką. Owszem, ósmy tom to widoczna zniżka formy i regres w stosunku do znakomitych trzech pierwszych części; przesuwa akcenty z trzymającej w napięciu fabuły i intrygi na relacje uczuciowe między postaciami, dodając do tego bardzo dużo pieprzu, co nie wychodzi książce na dobre. Jednak Hamilton wciąż potrafi zaciekawić swoimi pomysłami, rozbawić błyskotliwym dialogiem i wrzucić czytelnika w wir wydarzeń, zaś lektura przygód Anity nadal daje sporo radości. Szkoda tylko, że coraz mniej

Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kawerna.

Brak komentarzy: