Viv

Viv

wtorek, 21 sierpnia 2012

Czarne, czyli w paszczy niemożliwości

Czarne Anna Kańtoch 

Ocena: 9/10

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Kawerna.

Nie potrafię wyjaśnić, czemu ubzdurałem sobie, gdy pierwszy raz zobaczyłem okładkę powieści Czarne Anny Kańtoch, że to z pewnością będzie historia w klimatach noir. Może to przez grafikę zdobiącą tom, która natychmiast przywiodła mi na myśl tajemniczą kobietę fatalną? Albo tytuł kojarzący się – za sprawą kolorystycznego odniesienia – z opowieściami o samotnikach przemierzających betonowe dżungle wielkich miast? Nie wiem i w gruncie rzeczy nie ma to chyba większego znaczenia. Czarne okazało się bowiem powieścią zdecydowanie ciekawszą i bardziej niejednoznaczną, niż mogłem przypuszczać.

Na wstępie wypadałoby oczywiście napisać kilka słów na temat historii, jaką przedstawia czytelnikowi Kańtoch, określić czas, miejsce i bohaterów, pobawić się w gatunkowe szufladkowanie – tyle że próba opisu Czarnego w obrębie tak prostych, sztywnych kategorii jest, przynajmniej według mnie, zadaniem karkołomnym. Z jednej strony mamy bohaterkę i narratorkę jednocześnie – młodą kobietę, szukającą spokoju umysłu w różnych sanatoriach, takich jak to, w którym znajduje się w lecie 1935 roku, gdy spotykamy ją po raz pierwszy. Wraz z nią wracamy wspomnieniami do roku 1914, do lata spędzonego razem z rodziną w Czarnem, gdy miała raptem czternaście lat, a świat wydawał się prostszy i pewniejszy. Z drugiej strony – od samego początku historia wyrywa się sztywnym ramom czasowym, linearyzm ustępuje miejsca logice snu i wspomnień, status rzeczywistości zaciera się coraz bardziej, sedno świata umyka, a prawda gubi się w gąszczu niepewnej pamięci. Już kilka pierwszych rozdziałów sprawiło, że moje skojarzenia natychmiast podążyły w stronę Sanatorium pod klepsydrą w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa. Na początku obserwujemy stykanie się bohaterki z czymś obcym, czujemy niepokój kłujący raz za razem, dający do zrozumienia, że coś jest bardzo nie tak z tymi ludźmi, tym miejscem i całym światem, lecz nie wiadomo do końca co. Potem zaś następuje podróż w głąb, w czasie której związek między przeszłością a teraźniejszością rwie się na strzępy, wspomnienia sprzed lat stają się ostre i klarowne, podczas gdy postacie spotkane przed tygodniem zacierają się i zmieniają w nierozpoznawalne plamy, a wszystko to łączy się razem w jeden łańcuch zdarzeń. A mimo to wciąż pozostaje pytanie: czy to naprawdę tak? Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdą kolejną porcją informacji rzeczywistość, zamiast się klarować, staje się coraz bardziej niepewna. Pojawiają się nowe możliwości, których nie rozwiewa nawet ostateczne, jak się wydaje, rozwikłanie tajemnicy niedopasowania odczuwanego przez bohaterkę. Czy rzeczywiście świat Czarnego został skażony przez obcość, wplątany w klincz między możliwością i niemożliwością? Może to wszystko są rojenia szalonej kobiety, niepotrafiącej wyplątać się z traumy, która wniknęła tak głęboko w jej umysł, że zaburzyła sposób postrzegania otaczającego bohaterkę świata? A może to coś na kształt hipnotycznego czy też psychoanalitycznego transu, powolnego wnikania w przeszłość, zrywania kolejnych zasłon, odkrywania zapomnianych faktów i wydarzeń, by wreszcie dojść do punktu, gdzie wszystko bierze swój początek? Czy właśnie dlatego bohaterka pozbawiona jest własnej podmiotowości, własnego imienia, które zyskuje dopiero przez związek i podobieństwo do aktorki Jadwigi Rathe?

Ta niepewność, niejednoznaczność wydarzeń, jakich świadkiem jest czytelnik, i finał pozostawiający sporo miejsca na różne interpretacje dla niektórych mogą okazać się kłopotliwe czy też irytujące, dla mnie jednak to właśnie te cechy sprawiają, że Czarne jest książką tak intrygującą. Jako kolejny powód niewątpliwie mógłbym wskazać atmosferę powieści, znakomicie budowaną przede wszystkim dzięki warstwie językowej. Kańtoch snuje swą opowieść niespiesznie, lecz z pieczołowitością, dużo miejsca poświęcając opisom – zwłaszcza tym dotyczącym otoczenia oraz uczuć bohaterki. Osoby oczekujące książki opartej na wydarzeniach „wielkiej wagi”, popychających fabułę do przodu mogą się lekko rozczarować – autorka skupia się raczej na detalach, drobnych czynnościach, które jednocześnie wzbudzają fale wspomnień i silnych emocji u narratorki, raz za razem rozbijających jej zdystansowaną postawę, ukazując w pełnym świetle jej uczuciowe rozedrganie i zagubienie. To skupienie się na przeżyciach wewnętrznych zamiast na akcji dla niektórych może być nieco irytujące czy wręcz zalatywać grafomaństwem, dla mnie jednak stanowi znakomity przykład umiejętności budowania opowieści jednocześnie niepokojącej i melancholijnej. Kańtoch udało się świetnie uchwycić klimat międzywojnia – z jego kawiarnianymi romansami, dumnymi kobietami znającymi swą wartość i wygodnymi sanatoriami, gdzie nikt nie mówi wprost o szaleństwie – lecz międzywojnia znanego z czasów powojennych, naznaczonego nostalgią za tym utraconym czasem, światem eleganckim i dekadenckim zarazem, nierealnym wręcz, a przez to również pociągającym. Trochę szkoda, iż w drugiej części książki klimat ten w znacznej mierze ulatuje, jednak zostaje godnie zastąpiony przez nastrój przywodzący na myśl klasyczne opowieści niesamowite, z niezwykłością pełznącą po podłodze, skrywającą się w cieniu i ściskającą gardło w nagłym ataku strachu. Tę mieszankę smutku, rozczarowania, goryczy i niepokoju znakomicie dopełnia delikatnie poprowadzony wątek erotyczny przewijający się przez karty powieści – na początku przybierający postać wyraźnego, lecz subtelnego uczucia dorosłej kobiety, skontrastowanego i dopełnionego później przez obraz erotyzmu powoli rozbudzającego się w młodej dziewczynie. Nie ma tu żadnego efekciarstwa ani świecenia biustami, opisy są powściągliwe, wysmakowane i niezwykle oddziałujące na wyobraźnię, a jednocześnie naznaczone wyraźnym piętnem pewnego niespełnienia i utraty. Doskonały przykład na to, że czasami mniej znaczy lepiej.

Reasumując: Czarne jest powieścią niezwykle pociągającą. Można ją odczytywać przez pryzmat historii niesamowitych, jak i eksploracji własnego Ja, prowadzącego niekiedy do zaskakujących rezultatów. Zachęca wspaniale budowanym klimatem melancholii oraz subtelną narracją, nierezygnującą jednak z olbrzymiego ładunku emocji oraz wymagającą większego skupienia niż podczas lektury zwykłej powieści rozrywkowej. Książka intryguje i niepokoi, niekiedy wprawia w zakłopotanie, by potem nagrodzić obcowaniem z chwilą pełną intymności. Czarne zdecydowanie nie jest dla każdego, ale jeśli ktoś nie boi się nastrojowej literatury doprawionej odrobiną fantastyki oraz nie ma zbyt ciasno pod czaszką, powinien być bardzo zadowolony. Kolejny świetny tytuł z serii Kontrapunkty.

Brak komentarzy: