Viv

Viv

czwartek, 15 listopada 2012

Pokłosie, czyli stodoła płonie


Pokłosie (2012) Władysław Pasikowski

Ocena: 6/10

Nowy film Pasikowskiego to zdecydowanie jedna z tych produkcji, z oceną których mam pewien problem, na chwilę obecną trudny do przezwyciężenia. Nie mam tu bynajmniej na myśli całej „sensacyjnej” otoczki, jaką wykreowano – lub próbuje się wykreować – wokół tego obrazu: czy jest antypolski, czy kogokolwiek obraza, a może jest prowokacją zrobioną za „ruskie pieniądze”. Chodzi raczej o kwestie realizacji, tego, w jaki sposób reżyser tworzy film, opowiada o relacjach polsko-żydowskich, odkrywaniu grzechów przeszłości i radzeniu sobie z wiedzą o nich.

O tym, że Pasikowski jest twórcą zafascynowanym kinem hollywoodzkim i bardzo sprawnie operującym gatunkowymi schematami nie trzeba specjalnie przekonywać – wystarczy policzyć, ile one-linerów z Psów (1992) weszło do potocznego języka. Pokłosie pod tym względem nie odbiega od starszych filmów reżysera: Pasikowski wykorzystuje pewien fakt historyczny, aby stworzyć solidny, trzymający w napięciu thriller, oparty na sprawdzonych pomysłach i dobrym aktorstwie. W tej materii nie można wiele Pokłosiu zarzucić: już od początku Pasikowski buduje klimat zagrożenia i niepokoju, czy to za pomocą cieni przemykających po lesie w czasie podróży Franka Kaliny (Ireneusz Czop), czy też dziwacznym zachowania Józka Kaliny (Maciej Stuhr), witającego brata z siekierą w ręku... Znajdzie się w Pokłosiu miejsce na intrygę kryminalną, mroczną przeszłość wywierającą wpływ na braci, elementy thrillera psychologicznego a nawet motywy zaczerpnięte z konwencji kina grozy, a wszystko to tworzy sprawnie zrobiony, mocny, trzymający w napięciu film gatunkowy, który naprawdę nieźle się ogląda.

Wątpliwości budzi u mnie tylko sposób, w jaki film wpisuje w te ramy gatunkowe temat pogromów Żydów i kwestii Jedwabnego. Oczywiście Pokłosie nie jest w żadnym wypadku filmem historycznym; wspomniane wydarzenie nie jest tam przywoływane wprost, choć było punktem wyjścia dla historii, a i w fabule znajdują się odniesienia do tego wydarzenia. Reżyser zrezygnował z retrospekcji i przeskoków czasowych, nie próbuje przedstawić tego, jak żyli i jak ginęli miejscowi Żydzi. Zamiast tego lokuje akcję całkowicie w teraźniejszości, dzięki czemu film staje się opowieścią nie tyle o samym mordzie, co o procesie dochodzenia do prawdy, odkrywania bolesnej przeszłości i radzeniu sobie z nią. Czy to źle? W moim przekonaniu wręcz przeciwnie – dzięki temu Pasikowski uniknął przesadnej dosłowności, której i tak nie brakuje w jego filmie. 

Tutaj zasadza się podstawowe pytanie a propos Pokłosia: jak wcisnąć duży, wielowymiarowy i trudny temat w sztywne, dość ograniczone ramy konwencji gatunkowych? Gdzieś trzeba coś obciąć, tam powstanie luka, gdzieś znów coś się odkształci – jest to niebezpieczeństwo, które reżyser podjął. Efektem było z jednej strony powstanie obrazu mocnego, w dużej mierze zrywającego z martyrologiczno-mesjanistycznym podejściem do relacji polsko-żydowskich, z drugiej – miejscami operującego bardzo mocnymi przerysowaniami i uproszczeniami. Polska wieś roku 2001 przedstawiona jest jako siedlisko antysemityzmu, z chłopami wysiadującymi na ławkach z piwem w ręku i mariażem tronu i ołtarza w osobach młodego księdza i komendanta policji. Tłum stojący naprzeciw braci przypomina tłum fanatyków wyjęty z filmów w rodzaju Kultu (1973), zaś finał przywodzi na myśl produkcje spod znaku Dextera (2006), zupełnie nie przystając rozwiązaniami do polskiej wsi. Czasami ten czarno-biały obraz drażni łatwymi rozwiązaniami czy prostymi, a wręcz prostackimi symbolami – często jednak wyziera z pod nich mocny, przejmujący przekaz: niekiedy prawda jest zbyt straszna, aby sobie z nią poradzić, niekiedy człowiek cofnie się przed ostatnim krokiem. Co jest w takim wypadku ważne: prawda? Dobro rodziny? A może sumienie, które wzdraga się przed dokładaniem kolejnej cegiełki do dzieła zła?

Pokłosie jest trudne w ocenie – ogląda się je dobrze, nawet mimo rażących uproszczeń, choć po głowie wciąż kołacze się myśl, że czegoś w tym brakuje, czegoś tu nie ma... Niezależnie jednak od oceny, warto go obejrzeć – zawsze to głos w sprawie, o jakiej w kinie nie często się dyskutuje. Nawet jeśli jest nieco zgrzytliwy, zawsze może być punktem wyjścia dla kolejnych wystąpień.

Brak komentarzy: