Viv

Viv

piątek, 22 lutego 2013

Długa Ziemia, czyli podróż za ziemniaka


Długa Ziemia
Stephen Baxter & Terry Pratchett

Ocena: 8/10 
 
Speców od marketingu można nie lubić (i z pewnością znalazłoby się sporo ku temu powodów), trzeba im jednak przyznać, że często wiedzą, w jakie tony uderzyć. Jeden rzut oka na okładkę Długiej Ziemi duetu Terry Pratchett i Stephen Baxter wystarczy, by dojrzeć, kto z tej dwójki „naprawdę się liczy”. Zagranie – jak dla mnie – dość perfidne, choć nie można mu odmówić pewnych podstaw: wiadomo wszak, czyje nazwisko przyciąga większe rzesze fanów. Z drugiej strony trzeba powiedzieć jasno: to nie jest książka Pratchetta, do której dodany jest bonus w postaci SF, ale synteza tego, co w twórczości pisarzy najlepsze. Jej efektem jest powieść lekka i wciągająca, a przy tym zawierająca garść ciekawych przemyśleń i obserwacji.

Co byście zrobili, gdyby okazało się, że obok naszej Ziemi, tej Podstawowej, znajduje się szereg wersji alternatywnych, będących w większym lub mniejszym stopniu jej odbiciem? Ziemie pozbawione ludzkości, dziewicze, zasobne w bogactwa naturalne i nieskażone wykwitami cywilizacji? A co ważniejsze: co by się stało, gdyby ktoś odkrył łatwy sposób, by przemieszczać się między tymi alternatywnymi światami, bez skomplikowanych urządzeń, zaawansowanej technologii, tylko z odrobiną poskładanych ręcznie części i ziemniakiem? Koniec świata czy początek nowego wieku? A może obydwa po trochu?

Ci, którzy spodziewają się po Długiej Ziemi hard SF, w której ideę światów równoległych rozkłada się na czynniki pierwsze i analizuje z każdej strony, powinni zrewidować swoje oczekiwania. Owszem, kwestia „jak i dlaczego” przewija się wśród rozważań bohaterów, ale ma znaczenie marginalne i najczęściej ogranicza się do stwierdzenia, że nikt nie potrafi jednoznacznie orzec, jakim cudem to wszystko jest możliwe. Z pozoru można to uznać za wadę – wszak mamy do czynienia z czymś, co odmieniło oblicze ludzkości! – ale czy w gruncie rzeczy nie jest to logiczne podejście? Czy na obecnym poziomie rozwoju technologii (odkrycie Długiej Ziemi następuje w 2015 roku) jesteśmy w stanie przedstawić satysfakcjonujące wytłumaczenie tego fenomenu? Baxter i Pratchett pozostawiają te dywagacje, będące w gruncie rzeczy konikiem wąskiej grupy ludzi, by skupić się na czymś większym: reakcjach zwykłych ludzi na pojawienie się nowych możliwości.

Długą Ziemię bez wątpienia można określić jako science fiction socjologiczną: duet pisarzy próbuje określić, jaki wpływ miałoby to epokowe odkrycie na człowieka, zarówno w sensie jednostkowym, jak i w odniesieniu do całych grup społecznych – przy czym dla każdego z tych modeli przyjmuje odmienne podejście. Ten pierwszy uwidacznia się w wątku Joshuy Valiente, tak zwanego „naturalnego kroczącego”, który do podróżowania po światach wykrocznych nie potrzebuje krokera. Z uwagi na swe zdolności zostaje zwerbowany przez Lobsanga – świadomość tybetańskiego mechanika zamkniętą w komputerowych systemach – do odbycia wyprawy na krańce Długiej Ziemi (o ile takowe istnieją). Ich podróż na Zachód ma w sobie elementy zarówno podróży inicjacyjnej, jak i pionierskiej ekspedycji ku nieznanemu. Joshua jest w pewnym sensie bohaterem „z przypadku”: człowiekiem, który wszedł w ten interes nie do końca z własnej woli, odludkiem stroniącym od towarzystwa, nie przepadającym za znajdowaniem się w centrum uwagi (co powoduje, że z początku trudno się z nim utożsamić). Jednak podróż z Lobsangiem sprawia, że modyfikuje sposób, w jakim postrzegał ludzi i ich działania, zaczyna widzieć i czuć więcej, a przede wszystkim dociera do niego, jak wielkim i niezbadanym obszarem jest Długa Ziemia.

Wyprawa staje się kalejdoskopem, w którym ewolucja prezentuje wszelkie możliwe warianty rozwoju biosfery. Duet pisarzy poświęca tym kwestiom sporo uwagi, nie ograniczając się li tylko do ekstrapolowania potencjalności i mutacji wśród fauny i flory, lecz wchodząc głębiej, próbując dociec ich przyczyn, znaleźć czynniki, dzięki którym dana rzecz zaistniała. Jak stworzenia bez rozwiniętej kultury mogą mieć jednocześnie bardzo złożony system komunikacji? Czy inteligencja i zdolność używania narzędzi są domeną tylko człowieka? Jak diametralnie odmienne rzeczywistości mogą czaić się za granicą kolejnego świata? Rozważania te prezentowane są w sposób mało inwazyjny, przede wszystkim w formie dialogów, dzięki czemu czytelnik poznaje te wszystkie informacje razem z bohaterami, ale nie ma wrażenia uczestnictwa w jakimś wykładzie. Przy okazji pojawia się w Długiej Ziemi wątek, którego we współczesnej SF nie widuje się często: wiara w pozytywny aspekt działań nauki, w postęp – jakkolwiek górnolotnie może to brzmieć. Czuć przekonanie, iż dzięki tej wyprawie uda się poznać i zrozumieć więcej, zrobić kolejny krok i dopomóc ludzkości odkrywającej ogrom tego nowo poszerzonego świata.

Jednak ten eksploracyjny pęd nie jest tak naiwny, jak można by się spodziewać – nad głową bowiem stale unosi się przekonanie, że koniec końców ludzie i tak to wszystko spieprzą. O ile w wątku Joshuy nastawienie to pojawia się rzadko i w dużej mierze przysłaniane jest przez nastrój przygody, o tyle narasta, gdy Baxter i Pratchett przechodzą do skali makro i zaczynają analizować wpływ Długiej Ziemi na ogół ludzkości. Ten zaś, jak można się domyślić, wcale nie jest jednoznacznie pozytywny. Owszem, nagle problem przeludnienia, zanieczyszczenia środowiska czy głodu zostają dosłownie zdmuchnięte; zmalała skala przestępstw, powstało miejsce dla nowych wyznań, a kolejna kolonizacja, zachwiawszy strukturą społeczną, wymogła powrót do starych rozwiązań – choćby barteru w miejsce wymiany pieniężnej. Więcej: nowy Dziki Zachód, jak zwykło się nazywać Ziemie wykroczne, jest miejscem wręcz stworzonym dla ludzi dynamicznych, nie bojących się wyzwań i ciężkiej pracy, a tworzone tam społeczności stają się nie tylko samowystarczalne, ale również trwalsze. Ale jednocześnie, pokazując cuda, jakie wytworzyła ewolucja na alternatywnych globach, odsłaniana jest również jej druga twarz – chaotycznej, zimnej suki. W końcu nie każdy dostaje od niej to samo: komuś trafi się szybki metabolizm, a innemu słaby wzrok i wielkie stopy. A jak wiadomo, gdy ktoś ma więcej, lepiej lub łatwiej niż inni, zaczynają się problemy. Zaś chętnych do skorzystania na kryzysie i wyzyskania go we własnych celach nigdy nie brakowało...

Odczuwalny jest przy tym jednak – przynajmniej dla mnie – pewien niedosyt. Ileż bowiem interesujących obserwacji można wyprowadzić z odkrycia Długiej Ziemi! Prześledzić wpływ na ekonomię, demografię, religie, przeanalizować, jak zareagował przemysł i media – Baxter i Pratchett w znacznej mierze tylko zarysowują tę problematykę, nie wchodząc w nią zbyt głęboko. Świadom jestem, że zbytnie skupienie się na tej warstwie zapewne zaburzyłoby konstrukcję powieści, acz nie miałbym nic przeciwko, gdyby książka była grubsza o te sto czy dwieście stron. Tym bardziej, że jest naprawdę przyjemna w odbiorze i znakomicie się ją czyta. Nie epatuje specjalistycznym żargonem, nad którym trzeba by było łamać sobie głowę, choć nie wzdraga się przed przedstawianiem naukowych teorii. Duet pisarzy bardzo dobrze operuje słowem, co znajduje odbicie w plastycznych opisach Ziem wykrocznych oraz świetnie skonstruowanych dialogach. To właśnie te ostatnie „przemycają” gro informacji na temat wyprawy i sytuacji na Ziemi Podstawowej oraz są głównym nośnikiem subtelnego, acz momentami czarnego humoru. Tyczy się to zwłaszcza relacji Joshuy i Lobsanga – odludka i świadomości ze sztucznym ciałem – która podszyta jest zarówno nieufnością oraz niezrozumieniem, jak i sympatią, stając się w efekcie jednym z najjaśniejszych punktów Długiej Ziemi.

Na koniec nieco prywaty: trochę niezrozumiałe jest dla mnie usilne dzielenie powieści i próby określania, co pochodzi od Pratchetta, a co od Baxtera, gdzie przebija ich styl i który z pomysłów z pewnością należy do któregoś z nich. Czy naprawdę nie można tej książki traktować całościowo? Czy to naprawdę ważne, od kogo wyszedł dany gag lub pomysł na postać? Nie wystarczy, że do rąk czytelnika trafia bardzo przyjemna, wciągająca lektura, która może nie wikła się w futurologię ani zbyt skomplikowane analizy kulturowe i socjologiczne, lecz dostarcza interesującą, pełną humoru historię? Długa Ziemia nie zmieni oblicza SF, nie otworzy przed nikim drzwi poznania, ale z pewnością zapewni sporo rozrywki i odrobinę pozytywnych myśli wśród katastroficznych wizji współczesnej fantastyki naukowej.

Pierwotnie recenzja ukazała się na portalu Kawerna.

Brak komentarzy: