Viv

Viv

czwartek, 7 listopada 2013

[GRY] The Wolf Among Us, czyli bajka dla (dorosłych) dzieci

Zazwyczaj unikam pisania o grach – jako gracz zdecydowanie niedzielny niemal zawsze mam poczucie braku kontekstu: trudno wszak opisać np. mechanikę gry w momencie, gdy ostatni raz w podobnego rodzaju tytuł grało się trzy lata wcześniej i nie bardzo ma się pojęcie, jak sterowanie/narracja/konstrukcja poziomów ma się do współczesnych standardów. Dlatego przy opisywaniu The Wolf Among Us elementy te będą miały dla mnie znaczenie drugorzędne, spróbuję skupić się zaś na tym, co w najnowszym dziele Telltale games interesuje mnie najbardziej – warstwie fabularnej i jej kontekście.

Nie będę ściemniał, że jestem wielkim fanem twórczości studia: w zasadzie poza chwilowym kontaktem z Sam & Max Save the World moja styczność z produkcjami Telltale była zerowa – ot, egzystowały sobie gdzieś z boczku, ani się do mnie nie klejąc, ani mi nie wadząc. I z najnowszym tytułem byłoby podobnie, gdyby nie osadzenie akcji The Wolf Among Us w uniwersum znanym z wielokrotnie nagradzanej komiksowej serii Baśnie Billa Willinghama. Opowiada ona o społeczeństwie bohaterów baśni, bajek i dziecięcych opowieści, którzy – wypędzeni przez tajemniczego Adwersarza ze swej krainy – stworzyli w Nowym Jorku azyl, nowym dom, mający choć w części zapełnić pustkę po utraconej ojczyźnie i stanowić nowy start. Co oczywiście jest wizją tyleż piękną, co cholernie naiwną.

Trudno bowiem oczekiwać, żeby dzieci nagle polubiły czarownicę, która jeszcze niedawno chciała je pożreć, a pasierbica jadła obiad z pragnącą niegdyś jej śmierci macochą. W efekcie Baśniogród w niczym nie przypomina krainy bajek – to ul pełen wzajemnych animozji, pretensji, resentymentów i moralnej dwuznaczności, którego mieszkańcy z zapałem podkładają sobie świnie, spiskują, knują, kłamią a czasem nawet zabijają nie zważając na to, że dzielą przecież ten sam, żałosny los wyrzutka. Nic dziwnego, że do rządzenia tą bandą porąbańców potrzeba twardej ręki i szeryfa, który nie zawaha się przed odgrywaniem złego gliny – a któż zrobiłby to lepiej, jeśli nie Zły Wilk?

Wspomnianego Bigby’ego Wilka poznajemy zresztą już na samym początku, kiedy w jego skórze „wpraszamy” się razem z drzwiami w kłótnię między „pracującą dziewczyną” a Leśniczym z bajki o Czerwonym Kapturku. Temperatura dyskusji prędko szybuje w górę, w obroty idą topór i pięści, a po chwili wszystko kończysię lotem z drugiego piętra w dół. Cóż, nikt nie mówił, że praca szeryfa będzie miła i przyjemna. A to tylko początek kłopotów Wilka: wbicie kogoś w asfalt to jedno, ale znalezienie przed drzwiami swego domu odciętej głowy to coś zupełnie innego… Osoby które komiksu nie czytały nie mają się czego obawiać – akcja gry rozgrywa się na dwadzieścia lat przed wydarzeniami z serii i stanowi dla niej interesujący wstęp – znający Baśnie będą mogli się przekonać m.in. jak sobie radził wcześniej Ichabod Crane bądź Śnieżka oraz poznać nieco lepiej Colina Świnkę.

The Wolf Among Us – wzorem innych gier studia – podzielony jest na kilka epizodów, jednak już pierwszy bardzo dobrze oddaje klimat komiksu: z jednej strony pełny intertekstualnych gier i reintepretacji znanych motywów, z drugiej skrajnie niebaśniowy, w którym ze świecą szukać „i żyli długo i szczęśliwie”.  Podobnie jak w przypadku Na wygnaniu – pierwszego tomu serii – historia skupiona jest wokół wątku kryminalnego, o ile jednak u Willinghama fabuła trzymała się raczej ram opowieści detektywistycznej, o tyle Telltale serwuje graczom soczyste noir: brudne, brutalne, pełne tajemnic i bardzo bezpośredniego podejścia do zdobywania informacji. Oczywiście o ile w procesie budowania gęstej atmosfery ogromne znaczenie ma warstwa wizualna (cellshading pozwolił stworzyć rzeczywistość jednocześnie groźną i przepiękną, doskonale przenosząc styl graficzny komiksu na ekran), o tyle esencjonalna jest tutaj konstrukcja postaci, a zwłaszcza Bigby’ego. Zaryzykuję tezę, że jego charakter jest tutaj rozwinięty nawet lepiej niż w oryginale: nie jest jeszcze skończonym cynikiem przekonanym o swej nieomylności, lecz bohaterem niemal tragicznym, rozdartym pomiędzy sumiennym wykonywaniem swego niewdzięcznego zadania, nie przynoszącego bynajmniej szacunku, a śmiertelnym strachem, jaki wzbudza u mieszkańców Baśniogrodu. Nowy początek i reset życia to jedno, ale mieć za szeryfa krwiożerczego wilka, który zeżarł niejednego baśniowca i potrafi rozerwać Grendela na kawałki – o, to zupełnie inna bajka.

Dychotomia ta uwidacznia się zresztą nawet w mechanice – z jednej strony typowe dla przygodówek zbieranie przedmiotów i rozmowy z postaciami, z drugiej – sekwencje pościgów i bijatyk, naszpikowane fragmentami QTE, znacząco podnoszącymi dynamikę gry. Dynamika jest tu zresztą dość ważna, jako że zawsze mamy ograniczony czas na odpowiedź, a od dokonanych wyborów zależy dalszy przebieg gry. Oczywiście trudno oczekiwać, żeby jeden wybór nagle całkowicie zmienił przebieg historii – wpływają one raczej na relacje między postaciami i tempo zdobywania informacji, więc – przynajmniej w obrębie pierwszego odcinka – o żadnej wielkiej wolcie fabularnej nie ma mowy. Czy to mydlenie oczu marketingowymi „możliwościami wyboru”? Może i tak, ale spróbujcie na luzaku wybrać, którego podejrzanego o morderstwo lepiej ścigać…


Pozostając w obrębie kwestii technicznych – trudno grze właściwie cokolwiek zarzucić. Wizualnie jest majstersztykiem, doskonale łączącym komiksową wizję Willinghama z technologią cellshading. Efekt jest olśniewający: świeży, soczysty, a przy tym wierny oryginałowi (o ile oczywiście możemy jeszcze traktować The Wolf Among Us w kategoriach prostej adaptacji/egranizacji – tym bardziej, że fabuła gry jest napisana specjalnie dla niej i ma być dla uniwersum kanoniczna). Psioczyć można co prawda na okazjonalne spadki płynności i – z rzadka – redukowanie detali, ale nie wpływa to zbytnio na przyjemność grania. Nieco bardziej dojmująca może być długość przygody – pierwszy rozdział można skończyć w około trzy godziny. Ledwie się człek rozkręci. już musi kończyć: trzeba jednak przyznać, że są to nad wyraz solidnie wykorzystane trzy godziny, nie wspominając już o mocarnym cliffhangerze, jakim twórcy raczą gracza na koniec odcinka.

Zdaję sobie sprawę z pewnej rozlazłości tego tekstu – brak doświadczenia robi swoje. Jednocześnie musiałem to z siebie wypluć. The Wolf Among Us jest dla mnie przykładem produkcji doskonale łączącej dobry poziom techniczny, pomysłową rozgrywkę, wciągającą fabułę i naprawdę świetnie budowany, gęsty klimat. Jasne, może wpływ tu ma moja sympatia dla Baśni Willinghama, ale doprawdy – dawno już nie oczekiwałem z takim utęsknieniem na jakakolwiek grę. Gdyby jeszcze nie kosztowała takiej kasy…

Brak komentarzy: