Zazwyczaj
unikam pisania o grach – jako gracz zdecydowanie niedzielny niemal zawsze mam
poczucie braku kontekstu: trudno wszak opisać np. mechanikę gry w momencie, gdy
ostatni raz w podobnego rodzaju tytuł grało się trzy lata wcześniej i nie
bardzo ma się pojęcie, jak sterowanie/narracja/konstrukcja poziomów ma się do
współczesnych standardów. Dlatego przy opisywaniu The Wolf Among Us elementy
te będą miały dla mnie znaczenie drugorzędne, spróbuję skupić się zaś na tym,
co w najnowszym dziele Telltale games interesuje mnie najbardziej – warstwie
fabularnej i jej kontekście.
Nie
będę ściemniał, że jestem wielkim fanem twórczości studia: w zasadzie poza
chwilowym kontaktem z Sam & Max Save the World moja
styczność z produkcjami Telltale była zerowa – ot, egzystowały sobie gdzieś z
boczku, ani się do mnie nie klejąc, ani mi nie wadząc. I z najnowszym tytułem
byłoby podobnie, gdyby nie osadzenie akcji The Wolf Among Us w uniwersum znanym
z wielokrotnie nagradzanej komiksowej serii Baśnie Billa Willinghama.
Opowiada ona o społeczeństwie bohaterów baśni, bajek i dziecięcych opowieści,
którzy – wypędzeni przez tajemniczego Adwersarza ze swej krainy – stworzyli w
Nowym Jorku azyl, nowym dom, mający choć w części zapełnić pustkę po utraconej
ojczyźnie i stanowić nowy start. Co oczywiście jest wizją tyleż piękną, co
cholernie naiwną.
Trudno
bowiem oczekiwać, żeby dzieci nagle polubiły czarownicę, która jeszcze niedawno
chciała je pożreć, a pasierbica jadła obiad z pragnącą niegdyś jej śmierci
macochą. W efekcie Baśniogród w niczym nie przypomina krainy bajek – to ul
pełen wzajemnych animozji, pretensji, resentymentów i moralnej dwuznaczności,
którego mieszkańcy z zapałem podkładają sobie świnie, spiskują, knują, kłamią a
czasem nawet zabijają nie zważając na to, że dzielą przecież ten sam, żałosny
los wyrzutka. Nic dziwnego, że do rządzenia tą bandą porąbańców potrzeba
twardej ręki i szeryfa, który nie zawaha się przed odgrywaniem złego gliny – a
któż zrobiłby to lepiej, jeśli nie Zły Wilk?
Wspomnianego
Bigby’ego Wilka poznajemy zresztą już na samym początku, kiedy w jego skórze
„wpraszamy” się razem z drzwiami w kłótnię między „pracującą dziewczyną” a
Leśniczym z bajki o Czerwonym Kapturku. Temperatura dyskusji prędko szybuje w
górę, w obroty idą topór i pięści, a po chwili wszystko kończysię lotem z
drugiego piętra w dół. Cóż, nikt nie mówił, że praca szeryfa będzie miła i
przyjemna. A to tylko początek kłopotów Wilka: wbicie kogoś w asfalt to jedno,
ale znalezienie przed drzwiami swego domu odciętej głowy to coś zupełnie
innego… Osoby które komiksu nie czytały nie mają się czego obawiać – akcja gry
rozgrywa się na dwadzieścia lat przed wydarzeniami z serii i stanowi dla niej
interesujący wstęp – znający Baśnie będą mogli się przekonać
m.in. jak sobie radził wcześniej Ichabod Crane bądź Śnieżka oraz poznać nieco
lepiej Colina Świnkę.
The
Wolf Among Us – wzorem innych gier studia – podzielony jest na kilka
epizodów, jednak już pierwszy bardzo dobrze oddaje klimat komiksu: z jednej
strony pełny intertekstualnych gier i reintepretacji znanych motywów, z drugiej
skrajnie niebaśniowy, w którym ze świecą szukać „i żyli długo i
szczęśliwie”. Podobnie jak w przypadku Na
wygnaniu – pierwszego tomu serii – historia skupiona jest wokół wątku
kryminalnego, o ile jednak u Willinghama fabuła trzymała się raczej ram
opowieści detektywistycznej, o tyle Telltale serwuje graczom soczyste noir:
brudne, brutalne, pełne tajemnic i bardzo bezpośredniego podejścia do
zdobywania informacji. Oczywiście o ile w procesie budowania gęstej atmosfery
ogromne znaczenie ma warstwa wizualna (cellshading
pozwolił stworzyć rzeczywistość jednocześnie groźną i przepiękną, doskonale
przenosząc styl graficzny komiksu na ekran), o tyle esencjonalna jest tutaj
konstrukcja postaci, a zwłaszcza Bigby’ego. Zaryzykuję tezę, że jego charakter
jest tutaj rozwinięty nawet lepiej niż w oryginale: nie jest jeszcze skończonym
cynikiem przekonanym o swej nieomylności, lecz bohaterem niemal tragicznym,
rozdartym pomiędzy sumiennym wykonywaniem swego niewdzięcznego zadania, nie
przynoszącego bynajmniej szacunku, a śmiertelnym strachem, jaki wzbudza u
mieszkańców Baśniogrodu. Nowy początek i reset życia to jedno, ale mieć za
szeryfa krwiożerczego wilka, który zeżarł niejednego baśniowca i potrafi
rozerwać Grendela na kawałki – o, to zupełnie inna bajka.
Dychotomia
ta uwidacznia się zresztą nawet w mechanice – z jednej strony typowe dla
przygodówek zbieranie przedmiotów i rozmowy z postaciami, z drugiej – sekwencje
pościgów i bijatyk, naszpikowane fragmentami QTE, znacząco podnoszącymi
dynamikę gry. Dynamika jest tu zresztą dość ważna, jako że zawsze mamy
ograniczony czas na odpowiedź, a od dokonanych wyborów zależy dalszy przebieg
gry. Oczywiście trudno oczekiwać, żeby jeden wybór nagle całkowicie zmienił
przebieg historii – wpływają one raczej na relacje między postaciami i tempo
zdobywania informacji, więc – przynajmniej w obrębie pierwszego odcinka – o
żadnej wielkiej wolcie fabularnej nie ma mowy. Czy to mydlenie oczu
marketingowymi „możliwościami wyboru”? Może i tak, ale spróbujcie na luzaku
wybrać, którego podejrzanego o morderstwo lepiej ścigać…
Pozostając
w obrębie kwestii technicznych – trudno grze właściwie cokolwiek zarzucić.
Wizualnie jest majstersztykiem, doskonale łączącym komiksową wizję Willinghama
z technologią cellshading. Efekt jest
olśniewający: świeży, soczysty, a przy tym wierny oryginałowi (o ile oczywiście
możemy jeszcze traktować The Wolf Among Us w kategoriach
prostej adaptacji/egranizacji – tym bardziej, że fabuła gry jest napisana
specjalnie dla niej i ma być dla uniwersum kanoniczna). Psioczyć można co
prawda na okazjonalne spadki płynności i – z rzadka – redukowanie detali, ale
nie wpływa to zbytnio na przyjemność grania. Nieco bardziej dojmująca może być
długość przygody – pierwszy rozdział można skończyć w około trzy godziny.
Ledwie się człek rozkręci. już musi kończyć: trzeba jednak przyznać, że są to
nad wyraz solidnie wykorzystane trzy godziny, nie wspominając już o mocarnym
cliffhangerze, jakim twórcy raczą gracza na koniec odcinka.
Zdaję sobie sprawę z pewnej rozlazłości tego
tekstu – brak doświadczenia robi swoje. Jednocześnie musiałem to z siebie wypluć.
The
Wolf Among Us jest dla mnie przykładem produkcji doskonale łączącej
dobry poziom techniczny, pomysłową rozgrywkę, wciągającą fabułę i naprawdę świetnie
budowany, gęsty klimat. Jasne, może wpływ tu ma moja sympatia dla Baśni
Willinghama, ale doprawdy – dawno już nie oczekiwałem z takim utęsknieniem na
jakakolwiek grę. Gdyby jeszcze nie kosztowała takiej kasy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz