Viv

Viv

wtorek, 4 marca 2014

[RECENZJA] Przedksiężycowi III, czyli ostatni krąg piekła


Anna Kańtoch
Przedksiężycowi III

Ocena: 8/10

Siedzę od dobrych kilkunastu minut wpatrzony w ekran i niemrawo próbuję sklecić wstęp do recenzji, nie będący jednocześnie zbiorem frazesów w rodzaju „to już jest koniec!”, bądź – uchowajcie ludzie – „wszystko co dobre, kiedyś się kończy”. Z drugiej strony jest coś absurdalnego w pisaniu wstępu do tekstu traktującego o końcu i to na wielu płaszczyznach. Zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z pozycją intrygującą, jaką niewątpliwie byli Przedksiężycowi. Anna Kańtoch stworzyła niesamowity świat, który następnie na oczach czytelników systematycznie zmieniała w gruzy, mnożąc pytania i podsycając ciekawość w oczekiwaniu na finał, by na koniec, swoim zwyczajem, wywinąć się od wszelkich definitywnych rozwiązań.

Muszę przyznać, że – przyglądając się powieści po dłuższym czasie – Przedksiężycowi III to książka dość specyficzna pod względem konstrukcji dramaturgicznej i atmosfery. Na pierwszy rzut oka może wydawać się prostą kontynuacją i rezultatem wyborów twórczych, dokonywanych na przestrzeni poprzednich tomów. Świadczyć może o tym choćby znajoma forma narracji: krótkie rozdziały, często zmieniająca się perspektywa i skakanie między licznymi postaciami, dzięki czemu czytelnik otrzymuje szeroką panoramę koszmaru, jakim stało się Lunapolis. Ponownie spotykamy się z detektyw Tellis, rewolucyjnie nastawionymi Kairą i Finnenem, coraz bardziej zdesperowanym Danielem, wciąż knującym Issą oraz wieloma innymi postaciami, których losy coraz mocniej się ze sobą splatają, im bliżej jest Przebudzenia i w im większej ruinie znajduje się metropolia. Miasto w niczym nie przypomina niegdysiejszego artystycznego raju; zamienione w miejsce permanentnego strachu i psychozy, pozbawione jakiegokolwiek ducha. Ten brak magii, jaką Lunapolis uwodziło przy pierwszym spotkaniu wpływa po trochu na odbiór bohaterów, nagle podobnie zszarzałych i wyblakłych;  wciąż knujących, szukających i buntujących się, lecz przy tym całkowicie zatopionych w swoich rolach – za wyjątkiem Daniela i „przelatujących w pobliżu” kolonistów, konfrontujących się z dziwaczną cywilizacją. Idąc tym tropem nawet zakończenie można by uznać za ułomne w jakiś sposób: część pytań narosłych w trakcie lektury ostatecznie pozostaje nierozwiązana, kwestie – wydawałoby się – zasadnicze, nagle okazują się nie mieć znaczenia, a ostateczny upadek starej rzeczywistości miast przynieść zrozumienie dostarczył tylko nowych dylematów. Umarł król, niech żyje… no właśnie, kto?

Jeśli jednak przemyśleć całość i spojrzeć na Przedksiężycowych III z kilku różnych stron, czytelnik dostrzeże, że to, co wcześniej uważał za pisarskie potknięcie lub nietrafioną decyzję, tak naprawdę okaże się elementem idealnie wpasowanym w całość. Najlepszym przykładem jest samo Lunapolis: miasto-cacko przekształcone w miejsce nieomal apokaliptyczne, do cna wyjałowione, a jednak – za sprawą mieszkańców – nieodmiennie przepełnione sztucznością. Dopiero ostatni tom wyraźnie pokazuje, że owa sztuczność Lunapolis leżała nie w jego formie materialnej – budynkach, ornamentach, wynalazkach – lecz żyjących w nim ludziach: zmieniających tożsamości według własnego widzimisie, pozbawionych stałego punktu odniesienia w rzeczywistości, mistrzowsko operujących społecznymi maskami. Upadek Lunapolis wiąże się więc nie tylko z ruiną miasta, ale i upadkiem wszelkich pozorów: zaskakujące zwroty akcji, jakimi naszpikowani są Przedksiężycowi III nie tylko dynamizują powieść, podkręcając tempo wydarzeń, ale co ważniejsze unaoczniają kłamstwo, na jakim opiera się cała rzeczywistość przedstawiona. Uczucia, ideały, intrygi, obowiązek, zemsta, ba – nawet podstawowy podział na dobro i zło okazuje się ostatecznie tylko blagą i fałszem, pozbawionym jakiejkolwiek wartości.

Również zakończenie jest mocno niejednoznaczne, pozostawiające sporo miejsca na domysły i interpretacje. Na pierwszy rzut oka finał Przedksiężycowych stanowi ostatnie stadium degeneracji (tudzież ironicznego, lunapolitańsko pojętego postępu), liniowo sunącego od punktu startowego, poprzez kolejne etapy przemian aż po punkt graniczny, gdzie całość wali się w gruzy, przynosząc katharsis Przebudzenia – tyle że nic takiego tak naprawdę nie następuje. Stary porządek zostaje zakwestionowany, płoną ognie rebelii, jednak zamiast nowego ładu jedyne, co otrzymują mieszkańcy Lunapolis, to poczucie Straty i pewnego rodzaju Grozy Powtórzenia. Ta pierwsza uderza w bohaterów w różnych postaciach – dla Finnena byłby to brak dostępu do jakiegoś rodzaju transcendencji, dla Issy odseparowania i osamotnienia, dla Kairy – przejścia w całkowicie nową formę istnienia. Drugie uczucie jest prawdopodobnie nawet gorsze, bo do pewnego stopnia podważa podstawowe kategorie ontologiczne – wolną wolę i koncepcję czasu, które nagle okazują się zaskakująco relatywne, płynne i nie mniej sztuczne niż wszystko inne. Jeśli więc jakieś katharsis w książce Kańtoch jest, to okazuje się grozą przebraną w strój nowego początku: monstrualną i niekończącą się cyklicznością narodzin i śmierci cywilizacji, spenglerowską tragedią kroczenia ku nieodwracalnej tragedii, powtarzającej się raz za razem.


Nie chciałbym, żeby ktoś odniósł mylne wrażenie i spoglądał na Przedksiężycowych III jak na przerażający opis grzebania we wnętrznościach rzeczywistości, nurzający się w rozwlekłych rozważaniach na tematy wszelakie: finał trylogii to bardzo sprawnie napisana powieść, trzymająca dobre tempo, zaskakująca wieloma zwrotami akcji i zachwycająca sposobem konstrukcji poszczególnych wątków. Jednocześnie jednak jestem pod wrażeniem potencjalnych znaczeń, jakimi wypełniona jest książka oraz obrazem, jaki wyłania się z całej trylogii – od początku widziałem w niej przerażającą wizję świata pozbawionego podstaw, kłamliwego, zepsutego i zwyczajnie złego, zaś ostatni tom tylko mnie w tym utwierdził. Nie wiem, czy było to zamysłem Kańtoch – zapewne nie – ale dla mnie, jeśli istnieje jakieś piekło ponowoczesności, to niewątpliwie ma ono twarz Lunapolis. 

Za udostępnienie egzemplarza podziękowania dla wydawnictwa Powergraph.

Brak komentarzy: