Viv

Viv

czwartek, 8 marca 2012

Histeria czyli seks, humor i wibracje.

Histeria – romantyczna historia wibratora (Tanya Wexler, 2012)

Ocena: 7,5



Ten film mógł być koszmarkiem, nieodrodnym synem Złego Smaku i intelektualnej Miernoty, straszącym krzywą gębą, w której zamiast zębów znajdowałyby się czerstwe żarty, utuczone dużą ilością gołych cycków. Na szczęście po raz kolejny okazało się, że brytyjskie poczucie humoru potrafi obronić nawet wybitnie dziwaczny pomysł.

Histeria w ciekawy sposób wpisuje się w długi łańcuch produkcji podejmujących temat seksualności, które ostatnimi czasy pokazywane są w kinach. Nie jest jednak ani tak bezpośrednia, jak na przykład Wstyd czy Code Blue, tak brutalna jak Róża (tak, wiem – seksualność nie jest tam najważniejsza, ale sposób jej przedstawiania zapada w pamięć) ani tak poważna jak Sponsorig. Prawdę powiedziawszy, gdyby bazować li tylko na tym, co w filmie „widać”, komedia Tanyi Wexler nie powinna nawet stawać w jednym szeregu z wyżej wymienionymi – jak przystało na film kostiumowy o wiktoriańskiej Anglii, cała nagość ogranicza się w tym filmie do gołej... łydki.


Wbrew pozorom seksu jest tu całkiem sporo, tyle że większość kończy się na dość spektakularnych (a niekiedy mocno absurdalnych i groteskowych) reakcjach na „masaż relaksacyjny” oraz – a może przede wszystkim – pełnych aluzji kwestiach. Dialogi są zresztą w największym atutem filmu: oparte na dysonansie między oczekiwaniami widza i faktycznymi wydarzeniami, zawierające solidną dawkę ironii i zaskakujących puent, a przede wszystkim faktycznie zabawne, nawet w momentach, w których żarty nieco obniżają lot (żeby wspomnieć o Molly Lolly i komentarzach odnośnie jazdy konnej podczas „masażu”). Cieszy to o tyle, że fabuła jest w gruncie rzeczy mało odkrywcza: mamy standardowy zestaw postaci (młody lekarz najwidoczniej zapatrzony w dr Judyma, jego przyjaciel – bogaty utracjusz, kobieta idealna, kobieta zdecydowanie nieidealna, stary specjalista) oraz typową opowieść o rozkwitającej miłości, połączoną z perypetiami zawodowymi i wątkiem samego wibratora. Całość jest dodatkowo podlana retoryką feministyczną (wątek Charlotte walczącej o polepszenie sytuacji kobiet) i społeczną, ale w sposób mało inwazyjny, subtelny i wyważony między zgrywą a powagą.


Fabuła to zresztą chyba najsłabszy element filmu – zwłaszcza w środkowej partii, gdy opowieść nieco zniża lot a napięcie opada. W połączeniu z pewną bajkowością bijącą z niektórych rozwiązań (zwłaszcza scena rozprawy – biorąc pod uwagę czasy i miejsce, wyjątkowo postępowa i szybka) sprawia to, że od strony fabularnej Histeria nie każdemu przypadnie do gustu – może nawet nieco znudzi. Ale nawet jeśli sama historia nie zachwyca, trudno nie docenić strony wizualnej (znakomite kostiumy i scenografia, zwłaszcza w zalatującym steampunkiem mieszkaniu St. John-Smythe’a) oraz kreacji aktorskich. Grający główne role Hugh Dancy i Maggie Gyllenhaal, idealnie wpasowali się w role, a ich dialogi skrzyły się ironią i magnetyzmem buzującym wokół we wspólnych scenach; cudownie wypadł również Rupert Everett, jako zblazowany, niespełniony wynalazca St. John-Smythe – sposób w jaki mówi, z tym wielkopańskim tonem zdradzającym przy okazji pajaca, jest po prostu zniewalający.

Histeria – romantyczna historia wibratora to całkiem zabawna komedia romantyczna z garścią pieprzu. Cieszy, że nie próbuje atakować widza nagością, zadowalając się soczystymi dialogami i świetnym aktorstwem. W czasie seansu ludzie raz za razem wybuchali śmiechem, a i ja bawiłem się całkiem nieźle, więc mogę film Wexler polecić. Na randkę w kinie będzie jak znalazł.

PS. Motyw z królową Wiktorią mnie zabił. Pozytywnie.

Brak komentarzy: