Viv

Viv

niedziela, 1 kwietnia 2012

Alkaloid niech panuje nam!

Aleksander Głowacki, Alkaloid.

Ocena: 9



Alkaloid jest niewątpliwie dziwną książką. Czytając jej opis, śledząc założenia fabularne i analizując konstrukcję świata można by dojść do wniosku, że całość powinna spruć się jak stare prześcieradło już po kilkunastu stronach, tudzież stanowić przykład produktu wybujałej wyobraźni – tyleż ciekawy, co całkowicie niestrawny. Tymczasem okazuje się, że zastosowany koncept nie tylko znakomicie się trzyma, zaś jego ekstrawagancja wręcz dodaje dodatkowego smaczku powieści. Przede wszystkim Alkaloid oferuje czytelnikowi wciągającą, klimatyczną historię, w której nic nie jest takie, jak z początku mogłoby się wydawać.

Nie będę ukrywał, że na powieść Głowackiego wyczekiwałem z niecierpliwością, podszytą jednak nutą niepewności. Wciąż zadawałem sobie pytania: jaką wizję świata przedstawi autor? W jaki sposób wpisze w jego obręb szereg postaci historycznych (w rodzaju Tesli czy Churchilla) i czy nie będą one tylko ozdobnikiem, sztucznie podnoszącym atrakcyjność książki? A także – czym u licha tak naprawdę jest ten chempunk?

Przede wszystkim trzeba od razu zaznaczyć, że określenie Alkaloidu powieścią chempunkową nie jest zwykłym chwytem marketingowym, mającym złapać na haczyk ciekawskich czytelników. Głowacki bowiem konstruuje świat przekształcony nie przez technologię, jak w steampunku, ale przez tytułowy Alkaloid – chemiczną substancję zmieniającą świadomość i poszerzającą możliwości (fizyczne i psychiczne) gatunku ludzkiego. Przy czym owo przekształcenie nie jest tylko zmianą czysto estetyczną, powierzchniową, ograniczoną do zastąpienia konnej bryczki pojazdem z kotłem parowym. Wręcz przeciwnie – odkrycie, rozpowszechnianie i użycie Alki ma ogromne konsekwencje polityczne, naukowe i społeczne; przenosi ludzkość na wyższy poziom rozwoju, a przy okazji przewraca dotychczasową rzeczywistość do góry nogami. Świat zaprezentowany przez Głowackiego przypomina lustro, które ktoś najpierw rozbił w drobny mak, a następnie poskładał do kupy, tworząc z niego dziwaczną, sferyczną strukturę, wedle wszelkiej logiki niemożliwą do otrzymania, a mimo to spełniającą swe zadania równie dobrze, a może nawet lepiej niż oryginał. W rzeczywistości Alkaloidu Zulusi, zamiast dać się potulnie wyrżnąć Brytyjczykom, stworzyli Imperium oparte na handlu Bulwą buszmena i potędze wojowników przemienionych przy pomocy Alki. Polska zamieniła się w Interzonę – strefę wolnego handlu Alkaloidem, zaś na wschodzie, Rosjanie zamiast wyrzynać się z ideałami rewolucji proletariackiej na ustach, masakrują się w długotrwałych konfliktach dziesiątek grup religijnych. Dla ludzi nauki ten „król toników” okazał się błogosławieństwem, przestawiającym umysł na wyższy bieg i otwierającym dostęp do idei, o których nie śniło się zwykłym śmiertelnikom, zaś siłom zbrojnym dostarczył środków do stworzenia superżołnierza, posiadającego możliwości, których pozazdrościć mogliby mu bogowie. Wszelkie datowanie historyczne przestało mieć znaczenie – od tej pory świat miał tylko dwa okresy: przed i po odkryciu Alkaloidu.

Dalszą część recenzji można przeczytać na portalu Kawerna.

Brak komentarzy: