Viv

Viv

czwartek, 10 kwietnia 2014

[RECENZJA] Multirzeczywistość, czyli przeraźliwy potok słów


David Louis Edelman
Multirzeczywistość

Ocena: 5,5/10

Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Hatak.

Nie powiem, aby Infoszok rzucił mnie na kolana. Fakt, debiut Edelmana oparty był na interesującym koncepcie, posiadał też bardzo pieczołowicie skonstruowaną sieć zależności ekonomiczno-politycznych, ale sprawiał jedynie wrażenie wstępu do czegoś większego, nie wspominając o niezbyt zajmującym wątku głównym, średnim stylu i przegadaniu całości. Sięgając po Multirzeczywistość liczyłem, że coś wreszcie zacznie się dziać i poznam powody, dla który główny bohater określany jest mianem geniusza. I faktycznie, drugi tom „Skoku 225” jest zdecydowanie bardziej dynamiczny i treściwy… ale wciąż niewiele mu to pomaga.


Poprzedni tom pozostawił Natcha w dość nieprzyjemnej sytuacji: zaangażowanego w konflikt o Multirzeczywistość między Margaret Surimą a Lenem Bordą, z tajemniczymi zamachowcami na karku, czarnym kodem krążącym w krwioobiegu i zdradzającym tendencje rozpadowe feudokorpem. Lecz Edelman na tym nie poprzestaje i dorzuca bohaterom więcej kłopotów. W kolejnyej części teatr działań znacząco się rozszerza, wprowadzając przy okazji nowych graczy: okazuje się, że zarówno Rada Obrony i Bezpieczeństwa nie jest monolitem, jak i feudokorp Natcha nie jest taki uległy, jak mogło się wydawać. Rozgrywka z Multirzeczywistością w tle zahacza o wysokie szczeble polityki, zaangażowane zostaje stronnictwo libertarian i sam Nadkomitet, pojawia się też więcej informacji na temat napastników w czerni. Słowem: wątek główny, w Infoszoku dość mdły i nieciekawy, nabiera rumieńców. Autorowi po raz kolejny naprawdę dobrze wychodzi odmalowanie skomplikowanego systemu zależności i sprzecznych interesów panujących na styku wielkiego biznesu i polityki: chłodna kalkulacja miesza się z impulsywnością, bezwzględność jest cnotą kardynalną, a miarą wielkości jest umiejętność wykorzystywania swych współpracowników i porzucania ich, gdy staną się zbędni. Co prawda czasem w trakcie lektury można odnieść wrażenie, że nagłych zwrotów akcji jest w Multirzeczywistości wręcz za dużo, a intrygi rozrastają się do gigantycznych rozmiarów, ale w większości przypadków wychodzi to zdecydowanie na plus.

Czy oznacza to, że drugi tom „Skoku 225” jest dobrą powieścią? Odpowiedź brzmi: zdecydowanie nie. Książka powiela niemal wszystkie mankamenty Infoszoku i to nawet w przypadku, gdy próbuje je naprawić. Po raz kolejny nie dostajemy szerszego przeglądu społecznego i to w momencie, gdy byłby on najbardziej wskazany, jako że często przewijającym się motywem są społeczne protesty przeciwko Radzie Obrony (skwitowane kilkoma akapitami) oraz implikacje potencjalnego, szerokiego dostępu do Multirzeczywistości. Tymczasem u Edelmana panuje coś na kształt kultu Wielkiego Człowieka: jednostki decydują o kształcie świata oraz o postępie i to one najefektywniej sprawują władzę, co wyraźnie widać w zestawieniu biurokratycznego i rozlazłego Nadkomitetu z bazującą na systemie wodzowskim Radą Obrony. To Wielcy decydują, co jest najlepsze dla społeczeństwa, ono zaś – plastyczna masa do urabiania i kierowania nią – tylko niemo akceptuje, okazjonalnie sypiąc groszem w imię wolnego rynku.

Oczywiście takie podejście wymusiło nieco wyraźniejsze zarysowanie bohaterów. Niektórym wyszło to na dobre – Jara przestała być taką memeją, więcej miejsca zyskał Quell, interesująco wypadł Magan Kai Lee – inni zaś pozostali po staremu prości i szablonowi. Najgorzej jednak sprawa ponownie ma się z Natchem. Naprawdę próbowałem polubić tego gościa i Edelman był na dobrej drodze, aby mi to umożliwić: są w Multirzeczywistości chwile, gdy programista jest zagubiony, przytłoczony rzeczywistością, niepewny, a jednocześnie cholernie zdeterminowany i w tych momentach faktycznie można się z nim utożsamić. Nawet niektóre jego fortele w tym momencie raczej cieszą, niż irytują; faktycznie pozwalają widzieć w nim zmyślnego wizjonera, a nie socjopatę. Potem jednak czar pryska, a pisarz ponownie pokazuje nam starego Natcha: pozbawionego empatii buca, wciąż niezadowolonego i mieszającego z błotem każdego, kto nie daje się kontrolować lub ma odmienne zdanie. Ba, po pewnym czasie cieszyłem się z każdej kłody, jaka lądowała pod jego nogami… 

Nie jestem też przekonany do stylu, w jakim napisany jest „Skok 225”. Już Infoszok był chwilami przegadany, ale drugi tom pod tym względem osiąga wyżyny. Zastanawiające, że o ile w kwestii opisów powieść zazwyczaj trzyma poziom (choć i tutaj znalazłoby się sporo fragmentów zdatnych do bezbolesnego wycięcia), o tyle w przypadku dialogów czytelnik męczy się potwornie. Bohaterowie uwielbiają mówić, a że „wymiany zdań” często tak naprawdę przybierają postać sążnistych monologów, dostajemy potężne bloki tekstu, w którym od A do Z wyjaśnione zostaje absolutnie wszystko, wypowiedziane dodatkowo w tonie prawd objawionych zbawcy światowej humanistyki z uniwersytetu w Koziej Wólce. Kwintesencją tej maniery jest finalna rozmowa Jary i Magana: drewniana, napuszona, rozkraczona pomiędzy dramatyzmem a absolutnym kiczem. Nie będę ukrywał, że pod koniec tomu miałem już Multirzeczywistości serdecznie dość i marzyłem tylko o tym, by się skończyła. A nie o to chyba chodziło…


Nie wiem, jak ostatecznie ocenić drugi tom „Skoku 225”. Doceniam fakt, że akcja nabrała rozpędu i zyskała na rozmachu, a liczne zwroty akcji sprawiły, że do pewnego momentu śledziło się historię z dużym zainteresowaniem. Ale mam też w pamięci wnerwiającego Natcha, chrzęszczące w uszach dialogi, papierowych bohaterów i dłużyzny, których pokonywanie przypominało próby zjedzenia kilograma krówek-mordoklejek. Na raz. Ostatecznie Multirzeczywistość okazuje się lepsza od Infoszoku, tyle że to tak naprawdę nic nie zmienia: nadal mamy do czynienia ze średniakiem, który – przynajmniej w moim przypadku – skutecznie odstręczył od poznania finału trylogii. 

Brak komentarzy: