David Louis Edelman
Infoszok
Ocena: 5/10
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Hatak
Jedną
z często wyśmiewanych przypadłości fantasy jest skłonność jej autorów do
tworzenia wielgachnych, pełnych rozmachu opowieści, ciągnących się niczym
topiony ser, gdzie debiutancki pięcioksiąg autora nagle okazuje się tylko
wstępem dla dziesięciotomowej sagi z setką wątków i dwoma tysiącami bohaterów.
Jednak Infoszok – debiut Davida Louisa Edelmana – pokazuje, że i
w SF zdarzają się podobne historie. Co prawda mamy tu do czynienia „tylko” z
trylogią, ale już pierwszy jej tom pokazuje, że autor już na początku wygarnął
z grubej rury. Może nawet zbyt grubej.
Trzeba
mu jednak oddać sprawiedliwość, że koncept miał dobry. Jego trylogia Skoku 225
zaczyna się tak naprawdę w momencie, w którym wiele innych utworów tego gatunku
się kończy. W rzeczywistości stworzonej przez Edelmana świat widział już wiele:
rozpad państw narodowych, wzrost znaczenia technologii, zakończony buntem SI i
hekatombą, po której ludzkość podnosiła się przez długie lata. Twory
pseudo-państwowe powstawały i upadały, szalały grupy religijne i fanatycy
ścigający wszelkie przejawy „diabelskiego” postępu, technologia zaś – powoli i
nie bez oporów – ponownie wchodziła w obszar ludzkich zainteresowań i dążeń. I
z tego ostatniego właśnie zrodziła się bio/logika – postapokaliptyczny święty
graal, który podźwignął społeczeństwa z kolan, otworzył nowe możliwości i pozwolił
niektórym zbudować bajeczne fortuny. Bio/logika okazała się milowym krokiem w
rozwoju człowieka, idealnym sprzężeniem ciała, umysłu i softu,
przekształcającym ludzi w – będąc
złośliwym – rodzaj biologicznego smartfona: potrzebujesz lepszego
wzroku, czulszego węchu, albo powalającego uśmiechu? Nie ma problemu –
zakupujesz aplikację, wgrywasz go, a następnie jedną myślą decydujesz, kiedy go
aktywować, bez fatygi, bez kłopotu. Nic więc dziwnego, że popyt na programy
jest ogromny; a gdzie jest popyt, jest i kasa, po którą łapę wyciąga niejeden
programistyczny feudokorp – w tym również ten należący do Natcha, głównego
bohatera Infoszoku.
Wizja
Edelmana może się podobać: widać, że włożył sporo pracy w stworzenie całej
polityczno-ekonomicznej siatki zależności między różnymi podmiotami: opartymi o
model mistrz-czeladnik feudokorpami, centralnie dotowanymi memekorpami,
systemem klasyfikacyjnym Primo i medycznym Dr Łaty, sprawującym władzę
polityczną Nadkomitetem i jego zbrojnym ramieniem w postaci Rady Obrony i
Bezpieczeństwa. Czuć przy tym, że cały system opiera się w gruncie rzeczy na
dość kruchych podstawach, a mordercza konkurencja, spiski, szwindle, zakulisowe
zagrywki i robienie swoich sprzymierzeńców w bambuko wcześniej czy później
odbiją się na wszystkich – co oczywiście nie przeszkadza dalej kombinować.
Tutaj jednak objawia się pierwszy zgrzyt w prozie Edelmana: o ile na poziomie
ekonomiczno-politycznym wszystko ładnie się klei, o tyle przy przejściu na
poziom społeczny całość okazuje się niejako dryfować w próżni. Świat Skoku 225
to rzeczywistość przesiąknięta technologią: teleportacja okazuje się realna, po
ulicach spacerują avatary-projekcje niemożliwe do odróżnienia od prawdziwych, a
człowiek może dowolnie sterować swoją fizjologią; ale myliłby się ten, kto
spodziewałby się informacji, jak to wszystko wpłynęło na kształt społeczeństwa,
jego hierarchie, czy choćby kwestię seksu i relacji intymnych – Edelman zbywa
to wszystko strzępkami informacji, w centrum stawiając Historię – i tylko przez
nią definiowany zostaje człowiek.
Drugi
problem, jaki miałem z Infoszokiem, to jego bohaterowie. Jak
przystało na pełną rozmachu wizję, jest ich sporo, niektórzy mają nawet dość
duże znaczenie dla fabuły, ale w ostatecznym rozrachunku niemal wszyscy okazują
się równie papierowi i płascy, podpadając pod wyraźny typ, pozwalający
scharakteryzować ich jednym zdaniem. Mimo to nawet można ich polubić, czego
niestety nie da się powiedzieć o głównym bohaterze, Natchu. W założeniu miał
być piekielnie inteligentnym, ba – genialnym nawet programistą,
zdeterminowanym, żądnym sukcesu i nie znoszącym przegranej: ostatecznie
skończyło się na wyjątkowo upierdliwym, socjopatycznym bucu, którego geniusz
objawia się głównie w emocjonalnym szantażowaniu swoich podwładnych. Nie wspominając
o typowo amerykańskim stereotypowym wnioskowaniu „złe dzieciństwo =
psychopata”, jakie zaznacza się w historii jego życia… Nie da się też ukryć, że
z Infoszoku wychodzi jego „debiutowość”: styl Edelmana jest dość
prosty, miejscami wręcz łopatologiczny – wirtuozem pióra zdecydowanie nie jest.
Mimo to, a może właśnie dlatego, powieść czyta się szybko i w miarę
bezstresowo, acz zdarza się, że człowiekowi skoczy ciśnienie – autor ma bowiem
tendencję do wykładania wszystkich teorii wprost, najlepiej w długich i
uroczystych monologach, napęczniałych od patosu; w efekcie czego książka jest
miejscami koszmarnie przegadana. Odrobina pracy z edytorskimi nożycami
zdecydowanie by się przydała i wyszłaby z korzyścią, zarówno dla dynamiki
narracji, jak i fabuły. Zresztą, a
propos narracji… nie da się ukryć, że Infoszok to tak naprawdę
tylko wprowadzenie. Jeśli przyjrzeć się klasycznej konstrukcji dramaturgicznej,
to pierwszy tom Skoku 225 całkowicie spełnia wymagania wstępu: jest określenie
czasu, podstaw świata przedstawionego, ekspozycja bohaterów, zawiązanie akcji,
pierwszy zwrot akcji… i tyle. Zupełnie, jakby Edelman napisał grubą książkę, a
ktoś następnie wpadł na pomysł „Hej, może lepiej to podzielmy, będziemy mieli
więcej hajsu!”.
Ostatecznie
więc Infoszok okazuje się niczym więcej, jak zapowiedzią
właściwej powieści. Owszem, czyta się szybko i nie bez zainteresowania, ale
płynie ono przede wszystkim z opisu poziomu referencyjnego, z poznawania
podstaw rzeczywistości i ekonomiczno-politycznego kontekstu, podczas gdy ani
bohaterowie, ani tym bardziej rozwodniona fabuła owego zainteresowania
dostarczyć nie potrafią. W trylogii Skoku 225 niewątpliwie drzemie potencjał i
mam nadzieję, że autor go wykorzysta, ale niestety ocenić trzeba nie
możliwości, a efekty, a te w przypadku debiutu Edelmana są, co tu kryć, mocno
średnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz