Viv

Viv

sobota, 29 marca 2014

[RECENZJA] Infoszok, czyli na wstępie musimy się nagadać


David Louis Edelman
Infoszok

Ocena: 5/10

Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Hatak

Jedną z często wyśmiewanych przypadłości fantasy jest skłonność jej autorów do tworzenia wielgachnych, pełnych rozmachu opowieści, ciągnących się niczym topiony ser, gdzie debiutancki pięcioksiąg autora nagle okazuje się tylko wstępem dla dziesięciotomowej sagi z setką wątków i dwoma tysiącami bohaterów. Jednak Infoszok – debiut Davida Louisa Edelmana – pokazuje, że i w SF zdarzają się podobne historie. Co prawda mamy tu do czynienia „tylko” z trylogią, ale już pierwszy jej tom pokazuje, że autor już na początku wygarnął z grubej rury. Może nawet zbyt grubej.

Trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość, że koncept miał dobry. Jego trylogia Skoku 225 zaczyna się tak naprawdę w momencie, w którym wiele innych utworów tego gatunku się kończy. W rzeczywistości stworzonej przez Edelmana świat widział już wiele: rozpad państw narodowych, wzrost znaczenia technologii, zakończony buntem SI i hekatombą, po której ludzkość podnosiła się przez długie lata. Twory pseudo-państwowe powstawały i upadały, szalały grupy religijne i fanatycy ścigający wszelkie przejawy „diabelskiego” postępu, technologia zaś – powoli i nie bez oporów – ponownie wchodziła w obszar ludzkich zainteresowań i dążeń. I z tego ostatniego właśnie zrodziła się bio/logika – postapokaliptyczny święty graal, który podźwignął społeczeństwa z kolan, otworzył nowe możliwości i pozwolił niektórym zbudować bajeczne fortuny. Bio/logika okazała się milowym krokiem w rozwoju człowieka, idealnym sprzężeniem ciała, umysłu i softu, przekształcającym ludzi w – będąc  złośliwym – rodzaj biologicznego smartfona: potrzebujesz lepszego wzroku, czulszego węchu, albo powalającego uśmiechu? Nie ma problemu – zakupujesz aplikację, wgrywasz go, a następnie jedną myślą decydujesz, kiedy go aktywować, bez fatygi, bez kłopotu. Nic więc dziwnego, że popyt na programy jest ogromny; a gdzie jest popyt, jest i kasa, po którą łapę wyciąga niejeden programistyczny feudokorp – w tym również ten należący do Natcha, głównego bohatera Infoszoku.

Wizja Edelmana może się podobać: widać, że włożył sporo pracy w stworzenie całej polityczno-ekonomicznej siatki zależności między różnymi podmiotami: opartymi o model mistrz-czeladnik feudokorpami, centralnie dotowanymi memekorpami, systemem klasyfikacyjnym Primo i medycznym Dr Łaty, sprawującym władzę polityczną Nadkomitetem i jego zbrojnym ramieniem w postaci Rady Obrony i Bezpieczeństwa. Czuć przy tym, że cały system opiera się w gruncie rzeczy na dość kruchych podstawach, a mordercza konkurencja, spiski, szwindle, zakulisowe zagrywki i robienie swoich sprzymierzeńców w bambuko wcześniej czy później odbiją się na wszystkich – co oczywiście nie przeszkadza dalej kombinować. Tutaj jednak objawia się pierwszy zgrzyt w prozie Edelmana: o ile na poziomie ekonomiczno-politycznym wszystko ładnie się klei, o tyle przy przejściu na poziom społeczny całość okazuje się niejako dryfować w próżni. Świat Skoku 225 to rzeczywistość przesiąknięta technologią: teleportacja okazuje się realna, po ulicach spacerują avatary-projekcje niemożliwe do odróżnienia od prawdziwych, a człowiek może dowolnie sterować swoją fizjologią; ale myliłby się ten, kto spodziewałby się informacji, jak to wszystko wpłynęło na kształt społeczeństwa, jego hierarchie, czy choćby kwestię seksu i relacji intymnych – Edelman zbywa to wszystko strzępkami informacji, w centrum stawiając Historię – i tylko przez nią definiowany zostaje człowiek.

Drugi problem, jaki miałem z Infoszokiem, to jego bohaterowie. Jak przystało na pełną rozmachu wizję, jest ich sporo, niektórzy mają nawet dość duże znaczenie dla fabuły, ale w ostatecznym rozrachunku niemal wszyscy okazują się równie papierowi i płascy, podpadając pod wyraźny typ, pozwalający scharakteryzować ich jednym zdaniem. Mimo to nawet można ich polubić, czego niestety nie da się powiedzieć o głównym bohaterze, Natchu. W założeniu miał być piekielnie inteligentnym, ba – genialnym nawet programistą, zdeterminowanym, żądnym sukcesu i nie znoszącym przegranej: ostatecznie skończyło się na wyjątkowo upierdliwym, socjopatycznym bucu, którego geniusz objawia się głównie w emocjonalnym szantażowaniu swoich podwładnych. Nie wspominając o typowo amerykańskim stereotypowym wnioskowaniu „złe dzieciństwo = psychopata”, jakie zaznacza się w historii jego życia… Nie da się też ukryć, że z Infoszoku wychodzi jego „debiutowość”: styl Edelmana jest dość prosty, miejscami wręcz łopatologiczny – wirtuozem pióra zdecydowanie nie jest. Mimo to, a może właśnie dlatego, powieść czyta się szybko i w miarę bezstresowo, acz zdarza się, że człowiekowi skoczy ciśnienie – autor ma bowiem tendencję do wykładania wszystkich teorii wprost, najlepiej w długich i uroczystych monologach, napęczniałych od patosu; w efekcie czego książka jest miejscami koszmarnie przegadana. Odrobina pracy z edytorskimi nożycami zdecydowanie by się przydała i wyszłaby z korzyścią, zarówno dla dynamiki narracji, jak i fabuły.  Zresztą, a propos narracji… nie da się ukryć, że Infoszok to tak naprawdę tylko wprowadzenie. Jeśli przyjrzeć się klasycznej konstrukcji dramaturgicznej, to pierwszy tom Skoku 225 całkowicie spełnia wymagania wstępu: jest określenie czasu, podstaw świata przedstawionego, ekspozycja bohaterów, zawiązanie akcji, pierwszy zwrot akcji… i tyle. Zupełnie, jakby Edelman napisał grubą książkę, a ktoś następnie wpadł na pomysł „Hej, może lepiej to podzielmy, będziemy mieli więcej hajsu!”.

Ostatecznie więc Infoszok okazuje się niczym więcej, jak zapowiedzią właściwej powieści. Owszem, czyta się szybko i nie bez zainteresowania, ale płynie ono przede wszystkim z opisu poziomu referencyjnego, z poznawania podstaw rzeczywistości i ekonomiczno-politycznego kontekstu, podczas gdy ani bohaterowie, ani tym bardziej rozwodniona fabuła owego zainteresowania dostarczyć nie potrafią. W trylogii Skoku 225 niewątpliwie drzemie potencjał i mam nadzieję, że autor go wykorzysta, ale niestety ocenić trzeba nie możliwości, a efekty, a te w przypadku debiutu Edelmana są, co tu kryć, mocno średnie.  


Brak komentarzy: