Viv

Viv

środa, 28 maja 2014

[RECENZJA] Conan i Królowa Czarnego Wybrzeża, czyli zabójcza namiętność


Sound Tropez
Conan Barbarzyńca i Królowa Czarnego Wybrzeża

Ocena: 7,5/10

Recenzja została pierwotnie opublikowana na portalu hatak.

Wkładając do napędu płytę z nagraniem Conana Barbarzyńcy i Królowej Czarnego Wybrzeża, nie wiedziałem, czego dokładnie się spodziewać. Oczywiście słyszałem o dźwiękowej adaptacji komiksu Żywe trupy i przeczytałem kilka pozytywnych komentarzy, ale i tak idea wydała mi się cokolwiek karkołomna. No bo o ile z książką nie ma problemu, to jak miałaby wyglądać sprawa z medium, w którym tak ważna jest warstwa graficzna? Cóż, dzięki Conanowi... wreszcie mogłem się o tym przekonać – z całkiem pozytywnym skutkiem.

Audiobook (czy też raczej słuchowisko) jest adaptacją komiksu Briana Wooda opartego z kolei na opowiadaniu Roberta E. Howarda i zaczyna się tak, jak mogliby wyobrażać sobie wszyscy, którzy mają choćby mgliste pojęcie o postaci Conana – mianowicie od kłopotów, szaleńczego galopu ulicami miasta, wreszcie nieoczekiwanego lądowania na statku. Nieoczekiwanego głównie dla załogi, ta jednak szybko do barbarzyńcy się przyzwyczaja (wiadomo, jak gra przeciw władzy, to swój) i dzieli się z nim opowieścią o budzącej grozę piratce Belit, zwanej Królową Czarnego Wybrzeża, której szlak naznaczony jest przez krew, złupione statki i ich wyrżnięte załogi – a więc to, co Cymeryjczykowi jest dobrze znane. Nic więc dziwnego, że Belit szybko zawładnęła jego wyobraźnią. A jak się wkrótce okaże, nie tylko nią… Nie ma co ukrywać – Conan Barbarzyńca i Królowa Czarnego Wybrzeża to opowieść dość prosta, w której znajdzie się to, czego można się po Cymeryjczyku spodziewać: miłość, nienawiść, opisy pięknych miast i jeszcze piękniejszych kobiet oraz masę walk zakończonych najczęściej utratą ważnych części ciała. A to wszystko podlano typowym dla heroic fantasy patetycznym stylem pełnym kwiecistych metafor i wielkich słów, który z jednej strony może chwilami budzić uśmiech politowania, z drugiej jednak jest przecież częścią uroku tego typu literatury, choć myślę, że tę docenią głównie fani przygód barbarzyńcy.

Ale najważniejsze i tak pozostaje pytanie: jak wypadło samo nagranie? Cóż, przyznam, że byłem mocno zaskoczony. Przyzwyczaiłem się, że w audiobookach nacisk kładzie się przede wszystkim na lektora, w tło wrzucając jakąś mało inwazyjną melodię, czasem pojedyncze efekty dźwiękowe. Tymczasem Conan... zdaje się nie uznawać półśrodków i od samego niemal początku daje ostro po garach: niezależnie od tego, czy to zatłoczona tawerna, czy kupiecki statek, czy środek masakry urządzanej przez Cymeryjczyka – efekty dźwiękowe są soczyste, bardzo dobrze dopasowane, może chwilami nieco przesadzone, ale przez to jak ulał pasują do nastroju opowieści, nadając jej miłego dla ucha rozmachu. Zresztą wydawnictwo to w ogóle wydaje się mocno "filmowe", nie tylko za sprawą rozbudowanego tła, ale i częstego użycia muzyki rozpoczynającej i kończącej poszczególne rozdziały – począwszy od melodii etnicznych, a skończywszy na srogich gitarowych riffach idealnie komponujących się z historią barbarzyńcy. Jedyne, co może irytować, to fakt, że czasem podkład zagłusza kwestie aktorów, ale na szczęście dzieje się tak w naprawdę nielicznych sytuacjach.

Dobrze przygotowane tło na nic by się jednak zdało, gdyby odtwórcy dali ciała przy swoich kwestiach. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca: lektorzy wykonali kawał dobrej roboty. Najlepiej wypada niewątpliwie Krzysztof Banaszyk w roli narratora: cała opowieść ma formę gawędy opowiadanej przy kuflu piwa i trzeba przyznać, że był to świetny pomysł. Gawędziarz-pijus raz za razem przerywa, by zwilżyć sobie gardło, robi krótkie wypady wprzód, by podgrzać atmosferę, nie skrywa niekiedy ironicznego podejścia do Conana, a Banaszyk świetnie to wszystko oddaje. W jego ustach nawet kiczowate porównania brzmią jakoś bardziej… szlachetnie. Reszta aktorów również nie ma się czego wstydzić. Podobała mi się Magdalena Boczarska jako Belit (choć momentami brakowało jej nieco szorstkości) oraz Nergal, któremu udało się znakomicie oddać nastawienie Kapitana Gwardii z rodzaju "noszę tyłek wyżej niż głowę". W zasadzie tylko Conan w interpretacji Szymona Bobrowskiego średnio mi podszedł. Niewątpliwie udało mu się oddać młody wiek Cymeryjczyka, ale niestety jego barbarzyńca jest strasznie niedookreślony i w czasie słuchania nie wiedziałem, czy jest bardziej narwanym młokosem, honorowym wojownikiem czy po prostu aroganckim dupkiem.

To jednak raptem łyżka dziegciu w beczce miodu, bowiem Conan Barbarzyńca i Królowa Czarnego Wybrzeża to przykład produkcji przygotowanej z pieczołowitością i rozmachem, świetnie brzmiącej i całkiem wciągającej. Słuchowisko nie ustrzegło się oczywiście pewnych mankamentów, a i materiał wyjściowy nie należał do literatury bardzo wymagającej, ale nie wpływa to zbyt mocno na przyjemność ze słuchania – ta zaś jest całkiem spora. Co prawda całość nie powala długością (trwa raptem 106 minut), ale przynajmniej czas ten wypełniony jest rozrywką na wysokim poziomie.

Za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego 
podziękowania dla wydawnictwa Sound Tropez.

Brak komentarzy: