Michał Protasiuk
Ad Infinitum
Ad Infinitum
Ocena: 6,5/10
Thriller
nie jest gatunkiem zbyt często spotykanym wśród polskich premier książkowych.
Po części może dlatego, iż wymaga on sporej dyscypliny i dokładności w
konstruowaniu fabuły oraz umiejętności budowania napięcia, których braku nie da
się łatwo zamaskować chwytliwymi dialogami i interesującą kreacją świata
przedstawionego. Kiedy więc dostałem w swoje ręce Ad Infinitum Michała Protasiuka, obiecywałem sobie po nim
całkiem sporo – bo i wydawnictwo sprawdzone, i autor znany z dobrych opowiadań,
no i blurb obiecujący spisek z Żydami
i Wielką Teorią Unifikacji w tle. Teraz jednak, po skończonej lekturze, nie
mogę się pozbyć uczucia lekkiego rozczarowania…
Może
wynika to z faktu, iż nie jestem namiętnym czytelnikiem thrillerów, bądź też
usiadłem do czytania z niewłaściwym nastawieniem. Nie zmienia to faktu, że Ad
Infinitum wzbudziło we mnie mieszane uczucia, raz zaskakując gęstą
atmosferą i ciekawymi pomysłami, by potem wprawić w stupor absolutną
obojętnością, jaką reagowałem na bohaterów. Ale po kolei. Protasiuk prowadzi
narrację dwutorowo: pierwszy wątek, mocno obyczajowy, obraca się wokół Tomasza,
faceta w średnim wieku z wyjątkowo skomplikowaną sytuacją rodzinną; autystyczną
córką i młodą utrzymanką, z którą zresztą spotykamy go już w pierwszej scenie.
Jego ułożony system praca-dom-kochanka zostanie jednak szybko zburzony,
zmuszając do skonfrontowania się zarówno z otaczającymi go ludźmi, zdarzeniami
z przeszłości, jak i samym sobą. Drugi koncentruje się na kwestiach fizyki i
Wielkiej Teorii Unifikacji, zaprzątającej głowę młodego geniusza, Dawida –
przynajmniej do czasu, aż nie spotka on Mayera Hochbauma, starego naukowca
żydowskiego pochodzenia, w przeszłości również badającego to zagadnienie. Ten
zaś postanawia podzielić się swoją historią zimnowojennych gier szpiegowskich,
testów z telepatami zaburzającymi rozkład prawdopodobieństwa i dochodzeniem do
tego, co fizyka może mieć wspólnego z nadejściem Mesjasza…
Fabuła
i jej konstrukcja są elementem, który w Ad Infinitum ocenić mi najtrudniej.
Niewątpliwie należy Protasiuka pochwalić za pomysł z narracją i sposób, w jaki
obydwa wątki się zazębiają: slogan głoszący, iż „każdy detal jest znaczący”
tutaj naprawdę ma rację bytu. Nawet najbłahsze zdarzenie z historii Tomasza,
wspominane niejako półgębkiem, może okazać się istotnym elementem wątku
Hochbauma i na odwrót – mało znacząca decyzja Dawida może mieć ogromne
konsekwencje dla zdesperowanego ojca. Sprawia to, że Ad Infinitum należy
czytać dokładnie, szukać możliwych tropów, bądź też spoglądać wstecz, by w
pełni dostrzec nici intrygi spajającej te dwa, teoretycznie zupełnie
niezwiązane ze sobą wątki. Oczywiście co uważniejszy czytelnik raczej nie
będzie miał problemów z odnalezieniem tych połączeń, ale też nie będzie
odbierało mu to zadowolenia z lektury. W czym więc problem z tą fabułą? W
średnim – przynajmniej moim zdaniem – wyważeniu. O ile część Dawida/Mayera
niemal od samego początku czyta się z wielkim zainteresowaniem – czy to ze
względu na szybko gęstniejącą atmosferę, czy też interesujące dywagacje
okołonaukowe – o tyle ta poświęcona Tomaszowi z początku wlecze się
niemiłosiernie. Jego moralne dylematy, rozterki, a potem i kłopoty spływały po
mnie jak po kaczce, nie potrafiąc wywołać choćby cienia sympatii; mam wrażenie,
że ekspozycja tej postaci trwała po prostu zbyt długo. Co więcej: o ile
początek powieści jest bardzo leniwy, długo się rozkręca, podrzucając
czytelnikowi kolejne tropy, to w momencie, kiedy wątki się splatają, całość
wrzuca najwyższy bieg i pędzi na złamanie karku. I wszystko teoretycznie jest
na swoim miejscu – bo i napięcie szybuje w górę, trzymając człowieka za jaja; czuć
klimat spisku, a przy niektórych scenach serce bije zdecydowanie mocniej – tyle
że wszystko dzieje się zbyt szybko, zwłaszcza gdy porównać to z bardzo wolnym
początkiem. Ba, przecież zasadnicza część intrygi zostaje odkryta w czasie
raptem jednej rozmowy!
A
przecież sama powieść do krótkich nie należy i potrafi to irytować, nawet
biorąc pod uwagę szeroki wachlarz tematów i konwencji, jakie w Ad Infinitum
upchnął autor. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście wątek
sensacyjno-szpiegowski, ale zamiast bazować na samym „mięsie”, Protasiuk
dodatkowo doprawia je m.in. odrobiną mistycyzmu i zagadnień z dziedziny fizyki,
w które czasami trzeba wgryźć się naprawdę mocno. Zresztą za sprawą motywu
mariażu nauki i religii tekst skojarzył mi się z Pi Darrena Aronofsky’ego,
serwując bardzo zbliżony stan napięcia pomiędzy podejściem zdroworozsądkowym,
mistyką i spiskową teorią dziejów, sprawiający, iż nie do końca można określić
status rzeczywistości. Inna rzecz, że Protasiuk zdaje się z jednej strony
unikać treści fantastycznych, z drugiej zaś serwuje dyskurs naukowy w takim
stężeniu, że niektórym z pewnością nie zrobiłoby różnicy, gdyby zaczął po
prostu pisać o różowych jednorożcach… Bardzo spodobał mi się również inny wątek
– niestety, nie do końca chyba wykorzystany, mianowicie przekonanie o
niemożliwości odkrycia Prawdy, odnoszonej najczęściej do drugiego człowieka,
jego myśli i motywacji. Często powraca motyw maski, ujmowany zarówno dosłownie,
jak i metaforycznie, w postaci postaw, form i klisz: niemal każda postać coś
ukrywa, gra i udaje, przeskakując między kolejnymi fasadami, często nawet
nieświadomie. W rezultacie pogoń na spiskowcami przeradza się również w rodzaj
pogoni na pewnością, za sposobem na przeniknięcie zasłony pozorów, którego
uzyskanie ostatecznie i tak jest niemożliwe. Inna rzecz, że wątek ten, ładnie
wpisany w historię Mayera, w przypadku Tomasza wydaje się trochę doklejony, bo
choć pojawia się raz za razem jako lejtmotyw, to nie wynika z niego zbyt wiele.
Mam zresztą z bohaterem problem, bo jak wspominałem wcześniej, absolutnie mnie
jego problemy nie obeszły, a on sam był postacią zupełnie bezbarwną oraz, co
gorsza, całkowicie pozbawioną mocy sprawczej i inicjatywy. Jak na ironię,
faktycznie czułem do niego jakieś cieplejsze uczucia tylko w chwili, gdy… sam
wchodził w kliszę popkulturowego „ojca-mściciela”, pchanego poczuciem obowiązku
do działania, którego tak przecież Tomaszowi brakowało…
Mam
problem, czy polecać Ad Infinitum. Z czystym sercem
zrobić tego nie mogę, bo początek strasznie mi się dłużył, odrzucał mało
interesującym wątkiem obyczajowym oraz sylwetkami bohaterów, których w dużej
części trudno nazwać uczestnikami intrygi (wyglądają raczej na obserwatorów,
idących tam, gdzie ich fala poniesie) i mętnymi niekiedy rozważaniami Tomasza.
Z drugiej strony nie mogę przejść obojętnie wobec faktu, że gdy powieść już się
rozkręciła, to potrafiła zaskoczyć spójną konstrukcją dramaturgiczną, interesującymi
rozwiązaniami fabularnymi, nieźle budowanym napięciem oraz przyjemnym stylem,
dobrze radzącym sobie zarówno ze scenami akcji, jak i opisem zagadnień z
dziedziny fizyki. Myślę, że miłośnikom thrillerów powieść Protasiuka powinna
przypaść do gustu, podobnie jak osobom cierpliwym i lubiącym układać fabularne
puzzle. Reszta… cóż, niech sprawdza na własną odpowiedzialność.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego podziękowania dla wydawnictwa Powergraph.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz