Dawno nie było aktualizacji, ale cóż - egzaminy, sesja, przygotowania do wyjazdu po drodze, egzemplarze recenzenckie do ogarnięcia... trochę tego było, ale teraz powinno znaleźć się nieco czasu na odrobinę częstsze aktualizacje. Dlatego wrzucam drugą część opracowania na temat samurajów w popkulturze. Smacznego.
Samuraje w odległej galaktyce
Palpatine-domo, rebelianci nadchodzą. Źródło: geektyrant.com |
Osobnym przypadkiem jest tutaj uniwersum Gwiezdnych Wojen, a przede wszystkim
dwie filmowe trylogie wyprodukowane przez George’a Lucasa. Saga, zapoczątkowana
w 1977 roku i będąca jednym z obrazów, które trwale wpłynęły i odmieniły
popkulturę, bardziej niż do kwestii historycznych i politycznych – jako
chociażby filmy science fiction w latach pięćdziesiątych – sięgała po retorykę
mityczną, jednocześnie doprawiając produkcje solidną dawką nostalgii. W
rezultacie historia potyczki Rebelii ze złym, nieludzkim Imperium łączyła w
sobie elementy mitu (wyprawa Luke’a w celu zdobycia wiedzy, pobieranie nauk u
mentorów, potyczka z ojcem), baśni (sławna fraza „Dawno temu w odległej
galaktyce...”) a także konwencji westernu (zawadiacki Han Solo)[1].
Jednak obok wpływu kultury europejskiej, Lucas sięgnął również po inspirację
dalekowschodnie, uwidaczniające się przede wszystkim w kreacji jednych z
najpopularniejszych postaci popkultury – rycerzy Jedi, będących w zasadzie
futurystycznymi samurajami. Fakt ten uwidacznia się nie tylko w ich
przymiotach, (które omówię później) ale przede wszystkim ich broni – mieczach
świetlnych, prawdziwej wizytówce uniwersum Gwiezdnych
Wojen. Podobieństw między nimi a kataną
nie trzeba daleko szukać: tak jak w przypadku miecza samurajskiego, miecz
świetlny pozwala natychmiast rozpoznać bohatera – można nie znać postaci, nie
orientować się w fabule, ba – nie trzeba nawet znać filmu; widok wiązki
zabarwionej na niebiesko bądź czerwono wystarczy, by rozeznać się, z jaką
grą/filmem/komiksem mamy do czynienia. Co więcej, obydwa rodzaje broni niosą ze
sobą niemal identyczny ładunek symboliczny:
„[Miecz świetlny] Był oficjalną bronią Rycerzy Jedi. Nie tak niezgrabny i
przypadkowy jak blaster. Aby go używać, potrzeba było czegoś więcej, niż tylko
celne oko. Broń pełna elegancji. A przy tym również symbol. Każdy mógł użyć
blastera czy palnika fuzyjnego – lecz sprawne posługiwanie się mieczem
świetlnym było oznaką kogoś, kto górował ponad zwykłymi ludźmi.”[2]
Widać więc, że miecz świetlny był
postrzegany jako broń zdecydowanie szlachetniejsza niż blastery – tak jak katana górowała wdziękiem nad bronią
palną. Był wyznacznikiem statusu i pozycji, a jednocześnie wielkim skarbem.
Oczywiście ktoś, kto nie odbył treningu Mocy mógł wejść w posiadanie miecza
świetlnego[3],
jednak nie był w stanie właściwie go wykorzystać:
„Z powodu nieważkości plazmy i silnego efektu żyroskopowego, jaki
powodowała, posługiwanie się mieczem świetlnym wymagało sporej siły i
zręczności, było przy tym szalenie trudne – i niebezpieczne – dla kogoś, kto
próbował używać go bez odpowiedniego treningu. Jednakże, w rękach mistrza Jedi,
miecz świetlny stawał się bronią, która budziła szacunek i strach. Dzierżyć
miecz świetlny było świadectwem niezwykłych umiejętności i pewności siebie, jak
i mistrzowskiej zręczności i zestrojenia z Mocą.”[4]
Miecz świetlny był wreszcie bronią nie
tylko szlachetną i elitarną, ale także bardzo „osobistą”. Miecznicy często
osiągali sławę i pozycje równą władcom feudalnym, a ich ostrza były powszechnie
cenione i pożądane. Proces wykuwania broni był długi i skomplikowany, a tajniki
tej sztuki, postrzeganej niemal jako boskiej,
zazdrośnie skrywane przez kowali – co nie dziwiło o tyle, że w
powszechnym przekonaniu twórca miecza przelewał w ostrze cząstkę swej duszy[5]. W
przypadku rycerzy Jedi stworzenie miecza świetlnego również było ważnym aktem –
może nawet donioślejszym, jako że każdy adept, osiągając status rycerza, musiał
sam skonstruować własny miecz. Stworzenie własnej, zindywidualizowanej broni
było przy okazji ostatecznym testem Mocy, któremu poddawali się zarówno Jedi,
jak również członkowie bractwa Sith.
Gwiezdne
Wojny są też ciekawym przykładem na sposób, w jaki potraktowano kwestie
umiejętności samuraja i jego samodyscypliny. Jak zaznaczyłem w poprzednim
podrozdziale, spokój i opanowanie nie były z definicji cechami samuraja, lecz
wykształciły się z konieczności dostosowania klasy samurajów do wymogów okresu
pokoju, ograniczenia ich skłonności do stosowania przemocy chociażby przy
rozstrzyganiu sporów. Wzorem był wojownik, który nie da się ponieść impulsowi,
lecz zachowa spokój, zarówno w trakcie sporu, jak i walki, by nie okazać
słabości a przez to również swych uczuć. Samuraj, który nie wyciąga pochopnie
miecza z pochwy, ale gdy już to czyni, walczy z zabójczą skutecznością,
niejednokrotnie pokonując wrogów posiadających liczebną przewagę. Miyamoto
Usagi, bohater serii komiksów Usagi
Yojimbo, jest królikiem-wojownikiem, który przeżył niejedno: brał udział w
wojnach, pojedynkował się z ninja, wielokrotnie stawał na drodze
nadprzyrodzonych sił. Jest samurajem w pełni oddanym kodeksowi bushidō, niezwykle sprawnym szermierzem,
a jednocześnie osobą, którą lata wędrówki nauczyły, że nie zawsze rozlew krwi
jest jedyną metodą rozwiązywania konfliktów. W opowieści Oszust, wdowa i ronin z albumu Daisho
Usagi wchodząc do gospody, przypadkiem wpada na Kademono – wielkiego,
grubiańskiego i zapuszczonego wojownika, który poczytuje to za zniewagę i grozi
Usagiemu. Ten, nie chcąc sięgać po miecz, spokojnie przeprasza, wzbudzając tym
wesołość gbura – jeszcze nigdy żaden samuraj go nie przeprosił i nie ukłonił mu
się! Gest długouchego został poczytany – zgodnie z rozumowaniem
średniowiecznego wojownika – jako akt słabości i tchórzostwa. Kiedy jednak
zostaje przez Kademono wyzwany na pojedynek, zabija go bez większych problemów,
kwitując starcie krótkim: „Świat jest pełen głupców. Wziąć uprzejmość za
słabość”[6].
Innym przykładem zabójczego połączenia
samodyscypliny z ogromna siłą jest Sanjuro ze Straży przybocznej (1961, Akira Kurosawa). Trudno określić jego
motywy czy ideały, od początku jednak widać wyraźnie, iż jest to doskonale
wyszkolony wojownik o niezwykłej inteligencji, dla którego doprowadzenie do
wzajemnego wyrżnięcia się dwóch rywalizujących gangów jest dobrą zabawą.
Funkcjonuje w mieście niczym nadczłowiek: interes mieszkańców zepchnięty jest
na dalszy plan; liczy się przede wszystkim radość wynikająca z rozgrywania
naiwnych gangsterów i żądza przemocy, tym intensywniejsza, im bardziej
przedstawiana jako ratunek[7].
Jednak ten brak litości i łatwość w maczaniu miecza we krwi zostaje
skonfrontowana i podważona w Sanjuro:
samuraj znikąd (1962, Akira Kurosawa), gdzie bohater w finale pojedynkuje
się ze swoim rywalem. Walka nie ma absolutnie żadnego sensu – ani politycznego,
ani osobistego – następuje, ponieważ nastąpić musiała. Po zabiciu rywala,
Sanjuro wprost przyznaje: „był dokładnie taki jak ja: obnażony miecz. Ale
kobieta miała rację: naprawdę dobre miecze pozostają w swoich pochwach”[8].
Młodzi samuraje obserwujący Sanjuro nie zdają sobie sprawy z wagi tej lekcji,
niepomni jednej z najważniejszych nauk: „skoro staliśmy się lepsi niż wczoraj,
od jutra zacznijmy się doskonalić; przez całe życie, dzień po dniu, trzeba
dążyć do perfekcji. To też nie kończy się nigdy.”[9]
Wracając do Gwiezdnych Wojen: zarówno Rycerze Jedi, jak i Lordowie Sith należą
do najpotężniejszych wojowników w galaktyce, którym przeciwstawić mogą się
nieliczni – poza oczywiście innymi użytkownikami Mocy. Porównując jednak tzw.
„kodeksy” obydwu frakcji można dojść do interesujących wniosków: podczas gdy
tym pierwszym bliżej jest do wzoru samuraja epoki Tokugawa, ci ostatni zdają
się kierować ideałami bliższymi samurajom średniowiecznym oraz okresu Sengoku.
Kodeks Jedi:
„Nie ma emocji – jest spokój.
Nie ma ignorancji – jest wiedza.
Nie ma namiętności (pasji) – jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu – jest harmonia.
Nie ma śmierci – jest Moc.”
Nawet hełmu nie trzeba Vaderowi zmieniać. Źródło: doubleaardvarkmedia.com |
Rycerz
Jedi powinien panować nad swoimi emocjami, nie pozwalać, aby kierowały jego
poczynaniami, wpływały na jego decyzje i zaciemniały trzeźwy ogląd sytuacji.
Nierzadko wiązało się to zresztą z trudnymi wyborami – zaniechaniem zemsty lub
odrzuceniem miłości by całkowicie poświęcić się Mocy, co nie dla wszystkich
okazywało się możliwe (tych, którzy ulegali Ciemnej Stronie Mocy, nazywano
Mrocznymi Jedi). Ideałem była rezygnacja z wszelkich rzeczy, do których można
się przywiązać, a które stały na drodze pełnego zespolenia się z Mocą:
pieniędzy, statusu, władzy, namiętności[10].
Poza tym Jedi, niezależnie od rangi, powinni dążyć do stałego poszerzania swej
wiedzy – podnoszenia umiejętności, zdobywania nowych; ciągły rozwój był głęboko pożądany, ale nie mógł on odbywać się
za wszelką cenę. Jedi mieli wreszcie stać na straży i bronić życia innych istot
– zwłaszcza tych rozumnych – nie licząc na nagrody czy względy.
W
kontraście do szlachetnego, skoncentrowanego na dyscyplinie i samorozwoju Jedi,
wyciągającego miecz tylko w ostateczności, reguła Bractwa Sith była
zdecydowanie brutalniejsza i nastawiona na konfrontację:
Kodeks Sith:
„Spokój to
kłamstwo – Jest tylko pasja;
Dzięki pasji
osiągam siłę;
Dzięki sile
osiągam potęgę;
Dzięki
potędze osiągam zwycięstwo;
Dzięki
zwycięstwu zrywam łańcuchy.
Moc mnie
oswobodzi.”
Choć może się wydawać, iż kodeks Lordów
Sith jest prostym przeciwieństwem kodeksu Jedi, nie jest to do końca prawda –
bowiem w obydwu przypadkach chodzi w gruncie rzeczy o to samo: rozwój i
uwolnienie swojego całkowitego potencjału. Jednak Sithowie odrzucali przy tym wszelkie
ograniczenia, jakie nakładali na siebie Jedi – samokontrolę, samodyscyplinę,
spokój – uznając je za działania przeczące prawom natury, odrzucające bolesną
prawdę o nich samych. Władcy Ciemnej Strony Mocy postrzegali siebie jako
poszukiwaczy, wojowników rozbijających zastany ład, zazwyczaj oznaczający
godzenie się z ograniczeniami. Ścieżka Sith była drogą ciągłego rozwoju,
podnoszenia swojej siły i zdobywania coraz większej potęgi – ponad wszystko
stawiała rozwój jednostki i jej umiejętności. Ostatecznym celem zaś było
osiągnięcie stanu perfekcji – odrzucenie wszystkiego, co narzucało jakiekolwiek
ograniczenia: statusu, rodziny, reguł i zasad i uwolnienie pełni swoich
możliwości. Wyznawali przy tym przekonanie, że zwycięstwo nie zawsze oznacza to
samo: całkowite jest dopiero, gdy problem zostanie pokonany przy jednoczesnym
okazaniu potęgi i przewagi zwycięzcy. Im lepiej Sith używał Mocy, tym
potężniejszy się stawał, ale zawsze musiał o potęgę walczyć i potwierdzać swoje
umiejętności. Jego pozycja nie zależała więc od statusu czy rangi – decydowała
o niej siła i umiejętności, których ostatecznym sprawdzianem było często
zabicie własnego Mistrza[11].
Samurai znaczy „ten, który służy”
Jednak przymiotami, które najczęściej
wiąże się z samurajami – a przy tym równie często idealizuje lub interpretuje w
zależności od prymarnych interesów jednostek lub grup – jest lojalność i honor, cnoty stojące na szczycie kodeksu bushidō. Kategorie te mocno się ze sobą wiążą i jak to bywa w
przypadku fenomenów rozciągniętych w czasie jak kultura samurajska – trudne do
jednoznacznego opisania ze względu na fakt, że z biegiem lat ulegały one
przemianom. W okresie Kamakura i późniejszej epoce Sengoku honor wiązał się
przede wszystkim z wojennym rzemiosłem, sprawnością wojownika i był kluczowym
elementem życia samurajów.[12]
Nie dość na tym – sprawność bojowa stała się wyznacznikiem honoru, który
poddawany był stałej, publicznej weryfikacji i reglamentacji; wszak tylko
odważny dowódca miał szansę zapanować nad innymi samurajami – gdyby okrył się
hańbą i stchórzył, jego status był podważany[13].
Nie inaczej było z kwestią lojalności – jej powiązanie z kulturą honoru miało
przede wszystkim przynosić pewność, że dany samuraj nie zdradzi i nie przejdzie
pod skrzydła innego pana, co – w czasie, gdy wielu lokalnych możnych
rywalizowało o wpływy, a zaprawiony w bojach żołnierz stanowił prawdziwy skarb
– było niebezpieczeństwem powszechnym[14].
Idealnym układem było, gdy „pana i wasala zespalała nie tylko wymiana interesów
– a więc coś, co stanowiło podwalinę ich relacji – lecz także nić emocjonalna i
osobista”; innymi słowy chwila, gdy związek ten zarówno zapewniał wasalowi
pewną ekonomiczną niezależność, jak i zacieśniał więzy z domem jego pana[15].
Dla kontrastu, w epoce Tokugawa nastąpiło znaczące przesunięcie w tej materii –
w czasie pokoju wyznacznikiem honoru stała się nie tyle skuteczność w działaniu
i umiejętności bitewne, co samodyscyplina i status, który był dziedziczny i nie
trzeba było o niego walczyć[16].
Zmianie uległo także źródło honoru – z jednostki przeniosło się ono na
organizację polityczną:
„Kolejnym wyróżnikiem kształtowania się opartej na państwie koncepcji
honoru było także to, że wszystkie organizmy państwowe daimyo stały się locus
honoru. To one wyznaczały i przydzielały, w niezwykle widocznych postaciach,
normy honoru samuraja. Honor każdego samuraja nieodmiennie przywiązany był do
honoru pańskiego ie. Gdyby samuraj
okrył się publiczna hańbą, jego osobisty honor nie byłby jedynym problemem;
zostałby on oskarżony o zszarganie imienia swego pana.”[17]
Jednak, jak
już było wspomniane, popkultura nie zagłębia się zbytnio w niuanse historyczne
– wybiera określone tropy i cechy, łączy je, miksuje, tworząc mocno
wyidealizowany konstrukt nadający się do wykorzystania na różnych polach
kulturowej konsumpcji. Nic dziwnego zatem, że „typowy” samuraj więcej wspólnego będzie miał z wojownikiem czasów Sengoku – głównie ze względu
na przekonanie, iż to czyny określają prawdziwego wojownika, a jednostkowy
honor jest esencjonalny – mimo iż przeważająca większość filmów chambara rozgrywa się w erze Tokugawa (choć nie jest to żelazna zasada - pamiętajmy, że model zdyscyplinowanego i opanowanego mistrza to twór dość późny).
Usagi Yojimbo - honor służy mu zdecydowanie lepiej, niż Starkom Źródło: soundcolourvibration.com |
Zabieg taki ma jednak określoną funkcję:
uwypuklić ów jednostkowy honor bohatera, unaocznić jego samodyscyplinę, duchową
dojrzałość i oddanie drodze wojownika, bądź też wskazać jego moralną przewagę
nad systemem podpierającym się na pustych rytuałach lub dokonującym
niegodziwych czynów pod pozorem dbania o honor klanu i pana. Stąd zresztą
wypływa źródło popularności produkcji traktujących o samurajach – nie chodzi
tylko o nostalgię za wyidealizowaną przeszłością, ale również o napięcie
pomiędzy zhierarchizowanym, sztywnym systemem klasowym, a niezależnością,
honorem w wymiarze indywidualnym, a nawet miłością. To zaś mogło mieć wiele
twarzy. W opowieści Uciekinierzy z
wymienionego wcześniej tomu Daisho
Miyamoto Usagi wraca pamięcią do czasów służby u pana Mifune, gdy dostał
polecenie eskorty księżniczki Kinuko, mającej poślubić pana Hirano. W czasie
podróży zostają zaatakowani przez oddział ninja i tylko Usagiemu wraz z
księżniczką udaje się umknąć. W trakcie ucieczki dziewczyna, wcześniej będąca
rozkapryszonym dzieciakiem, zmienia nastawienie widząc determinację i
poświęcenie swego obrońcy, wyznaje również, że nie kocha pana Hirano –
małżeństwo ma charakter czysto polityczny. Usagi, który tuż przed wymarszem z
zamku dowiedział się o ślubie swej dawnej ukochanej, zaczyna darzyć uczuciem
księżniczkę – z wzajemnością zresztą. Jednak gdy ta proponuje mu ucieczkę,
odmawia, świadom wagi planowanego małżeństwa i własnego statusu. Tego rodzaju
konflikt – między ludzkimi namiętnościami (ninjo)
a obowiązkiem (giri) rozumianym w tym
wypadku jako wypełnianie rozkazów suwerena – był częstym tematem różnych
opowieści o samurajach[18].
Podobny motyw można znaleźć również w
drugiej części trylogii Hiroshiego Inagakiego Musashi Miyamoto: Pojedynek przy świątyni Ichijoji (1955).
Miyamoto, kroczący drogą wojownika od jednego wygranego pojedynku do drugiego,
postanawia wyzwać na pojedynek mistrza szkoły Yoshioka. Pierwsza próba kończy
się niepowodzeniem z powodu nieobecności mistrza, druga ma rozegrać się koło
mostu Sanjuro. Zanim jednak dochodzi do walki z przedstawicielami szkoły,
Musashi spotyka Otsu, którą opuścił kilka lat wcześniej. Kobieta rzuca mu się w
ramiona, ciesząc się na jego widok, on jednak, mimo iż odwzajemnia jej uczucie,
pozostaje niewzruszony: „Stałem się mądrzejszy. I bardziej zachłanny. Byłem
rozdarty między miłością do ciebie i do mojego miecza. Wiele przeszedłem, by
dojść do prawdy. Wolę mój miecz niż ciebie.” Brutalność tego stwierdzenia jednocześnie
odkrywa szczere oddanie Musashiego Drodze Miecza, licujące z ustępami Hagakure, które twierdzą, że „niedobrze
jest dzielić uwagę. Poszukując wyłącznie bushidō,
nie należy podążać za niczym innym”[19].
I choć słowa te dotyczą przede wszystkim nauk konfucjańskich i buddyjskich,
można je odnieść także do wartości materialnych i uczuć – sam Musashi w trakcie
swej wędrówki nie dba o zaszczyty i pieniądze, Otsu zaś nie jest jedyną
kobietą, której względy odrzucił.
[CDN]
[1] M. Keith Booker, Alternate Americas .
Science Fiction Film and American Culture, Praeger Publishers, Westport
2006, s. 109.
[2] Wookieepedia, Lightsaber,
http://starwars.wikia.com/wiki/Lightsaber.
[3] Po
rozprawie Dartha Vadera z Jedi, większość mieczy świetlnych, jakie uratowały
się po masakrze rycerzy, trafiła do rąk kolekcjonerów. Widać tutaj podobieństwo
w stosunku do samurajskiego miecza, który – po kapitulacji Japonii – stał się
interesującą pamiątką i elementem kolekcji w USA, dokąd broń ta płynęła w dużej
liczbie.
[4] Ibid.
[5] A. Silver, op. cit., s. 29.
[6] S. Sakai , Usagi Yojimbo. Daisho, tłum. Jarosław
Grzędowicz, Egmont Polska, Warszawa 2002, s. 40.
[7] U. Eco, Superman w literaturze masowej, tłum.
tłum. Joanna Ugniewska, P.I.W 1996, s. 114.
[8] A. Silver, op. cit., s. 51.
[9] J. Yamamoto, Hagakure (ukryte wśród liści) [w:]
Krystyna Wilkoszewska [red.] Estetyka
japońska. Estetyka życia i piękno umierania, tłum. Krystyna Okazaki,
UNIVERSITAS, Kraków 2005, s. 112.
[10]
Rycerze Jedi znajdowali się więc w sytuacji bardzo podobnej jak Musashi Miyamoto
z trylogii Hiroshi’ego Inagakiego (1954-1956), gdzie samuraj – mimo
świadomości, jaką miłością darzą go kobiety, oraz swoich własnych uczuć –
twardo wybierał los wędrownego samuraja, przedkładając Drogą Wojownika nad
uczucia i namiętność.
[11]
Darth Bane był tym, który wprowadził swoją Doktrynę – prawo, iż Lordów Sith
zawsze może być tylko dwóch: Mistrz, posiadający potęgę Ciemnej Strony Mocy,
oraz pożądający jej uczeń. Mistrzem można było zostać tylko zabijając swego
nauczyciela, uczniem – pozbywając się poprzedniego adepta. Sprawiało to, że
relacja między dwoma Sithami była bardzo bliska – uczeń był niemal fanatycznie
oddany swemu Mistrzowi, jednocześnie stale mając świadomość, że jego pozycja
nie jest dana mu na stałe.
[12] E. Ikegami, op. cit., s.
50.
[13] Ibid., s. 76.
[14] Ibid., s. 27.
[15] Ibid., s. 85.
[16] Ibid., s. 547.
[17] Ibid., s. 279.
[18] Ruth Benedict, starając się usystematyzować
skomplikowany system samurajskich zależności, skonstruowała model określający
rodzaj zobowiązań i sposób ich spłaty. Wyróżniła między innymi on – zobowiązanie, które jednostka
przyjmowała niezależnie od swej woli (było na nią nakładane) oraz dwa rodzaje
odwzajemnienia: Gimu – niemożliwe do
pełnego odwzajemnienia, w którym dług nigdy nie ulega przedawnieniu (dzielące
się dalej na chu – obowiązki względem
cesarza i ko – obowiązki wobec
rodziców) oraz giri – zobowiązania,
które muszą zostać spłacone co do grosza w określonym czasie, odpowiednio do
wielkości przysługi. To drugie mogło przyjmować dwojakie formy: albo
zobowiązania wobec świata (zwłaszcza wobec suwerena, dla którego spłatą długu
była służba samuraja) albo wobec własnego imienia (konieczność zawodowej
kompetencji, oczyszczenia swego imienia ze zniewagi lub wendetty).
Zob. Ruth
Benedict, Chryzantema i miecz, tłum.
Ewa Klekot, Biblioteka Myśli Współczesnej.
[19]
R.T. Ames, Bushidō: sposób życia czy
kodeks etyczny [w:] Krystyna Wilkoszewska [red.] Estetyka japońska. Estetyka życia i piękno umierania, tłum. Joanna
Wolska, UNIVERSITAS, Kraków 2005, s. 148.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz