Viv

Viv

piątek, 11 lipca 2014

[RECENZJA] Opowieści z Wilżyńskiej Doliny, czyli to nie jest dobra bajka


Anna Brzezińska
Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Ocena: 8/10

Książka dostępna jest w pakiecie Book Rage.


Życie bywa ironiczne. Opowieści z Wilżyńskiej Doliny Anny Brzezińskiej chodziły za mną długo, acz zanadto się nie narzucały: nigdy nie brakowało książek, które wydawały się ciekawsze albo przynajmniej ”kłuły” w oczy na tyle mocno, że lądowały na szczycie listy „do przeczytania”, mimo ciągłych polecanek, że to przecie „lekkie, zabawne, z humorem, jeszcze świetne językowo i w ogóle cud, miód i orzeszki”. No i zacząłem czytać, skuszony obietnicami przyjemnej, wesołej lektury… Cholerni łgarze, oby wam języki obeschły!

Główną bohaterką Opowieści z Wilżyńskiej Doliny jest niewątpliwie Babunia Jagódka, którą jednak z owymi jagodami żadna słodkość nie łączy – chyba, że chodzi o wilcze łyko. Jest czarownicą jak się patrzy: brzydką, wredną i zgryźliwą, z kocurem, capem i magiczną studnią. No i sztachetami, na których lata nad wioską, plując karczmarzom na głowy. Mieszka na odludziu, nie stroni od dobrego jadła i popitku, trzyma w garści Wilżyńską Dolinę, a z respektem i przestrachem podchodzi do niej niemal każdy: począwszy od wioskowego świniopasa, poprzez plebana, na władyce kończąc. Chyba, że czarownica postanowi się zabawić i odmieni w oszałamiającą piękność – wtedy z czym innym ku niej chłopy podchodzą. Zdaje się więc Babunia kwintesencją bajkowej wiedźmy, mądrej, a groźnej jak rozeźlona żmija; ze wszystkimi jej czarami, dekoktami i swawolami. I faktycznie, jej życie może przypominać baśń: a to uczyni świniopasa swoim pomagierem, a to utuczy kota na śmiercionośną bestię, albo znów księcia wyswata, pakując się przy okazji w kabałę o zabarwieniu romansowym i to na wysokim szczeblu.

Brzezińskiej doskonale wychodzi budowanie tych bajkowych narracji, przepełnionych zgryźliwym humorem, ironią, ale niekiedy również zwyczajnym ciepłem, niezależnie od tego, czy czytamy o zwyczajach Kota Czarownicy, groźniejszej niźli ospa; zbóju, co gadającym rydzem z początku się zdawał czy nawet trzech życzeniach, których zasada działania wymyka się wszelkim kanonom racjonalnej myśli. I doprawdy, nie raz i nie dwa można się szczerze zaśmiać, czytając o perypetiach prostego ludku Wilżyńskiej Doliny. Ale jeśli coś wychodzi Brzezińskiej lepiej niż wykorzystywanie baśniowych narracji, to odzieranie ich z magii, wyszydzanie ich naiwności i nieadekwatności oraz roztrzaskiwanie ich w drobne drzazgi. O ile bowiem Babunia Jagódka faktycznie zdaje się wyjęta z opowiastek czytanych na dobranoc dzieciom, pragnącym usłyszeć o wiedźmie z magiczną jabłonką, o tyle rzeczywistość, w której żyje, z bajkami niewiele ma wspólnego. Tutaj kopciuch nie stanie się księżniczką żyjącą z księciem długo i szczęśliwie, a prostaczek nie zostanie wynagrodzony czarodziejskim dworem, o nie. Zamiast tego Inna dostanie kamieniem i łajnem w twarz, grasanci spalą wioskę, po romantycznej miłości barda zostaną jeno wióry, a córki grabarza będą po kolei mrzeć z mrozu, głodu i zarazy, bo są biedne i wszyscy nimi gardzą. Ostatecznie bowiem nawet Babunia rozumie, jak ten świat jest skonstruowany: może naigrywać się z uczuć świniopasa lub zmienić wieśniaczkę w księżniczkę, ale nie sprawi, że maruderzy przestaną wyżynać wieśniaków, chłopy skończą z biciem kobiet, władyka nie zostawi ludności na pewną śmierć, a niewydarzona sierota nie będzie musiała sprzedawać się za oberżniętego miedziaka.

Wielu twierdziło, że opowiadania o Babuni Jagódce to miła, humorystyczna lektura, ale dla mnie teksty te okazały się po prostu smutne, a ów smutek wynikał wprost z tego zderzenia baśni z rzeczywistością, które dla tej pierwszej niemal zawsze kończy się całkowitą rozsypką. Z jednej strony dajemy się ponieść językowi, soczystym opisom, kolejnym cudom lub psikusom sprawianym przez wiedźmę, czując się jak w domu, jak w bajce – tylko po to, by zostać sprowadzonym na ziemię przez realia, w których kobieta rodzić ma chłopców – byle więcej i byle mężniejszych – a nie myśleć o romansach. Chcielibyśmy, aby wszystko kończyło się dobrze i szczęśliwie, ale nawet sama Babunia Jagódka nie może liczyć tylko na dobre rozwiązania: niby potężna i niezależna, ostatecznie okazuje się w pewien sposób postacią tragiczną: zawieszoną pomiędzy legendą a realnym światem, rozumiejącą zastaną rzeczywistość i dostosowana do niej, ale jednocześnie i mimowolnie całkowicie do niej niepasujaca, funkcjonująca na zupełnie innych zasadach. Niejednokrotnie mamy okazję dowiedzieć się strzępów informacji na temat przeszłości Babuni Jagódki, gdzie bajdy i mity mieszają się ze wspomnieniami, a przeszłość raz za razem puka do drzwi, nie pozwalając o sobie zapomnieć, niezależnie od wysiłków. W takich chwilach widać wiedźmę najpełniej: jako kobietę skomplikowaną, którą raz się wielbi, by zaraz pragnąć dać jej po łbie za wyjątkowo niesprawiedliwe zachowanie; która najpierw panuje nad sytuacją, by za moment popełnić prosty, a brzemienny w skutkach błąd. Ostatecznie bowiem, mimo swej mocy, wciąż przejawia typowo ludzkie emocje: gniew, zazdrość, strach, żal, radość czy rozczarowanie.


Opowieści z Wilżyńskiej Doliny to dziwna książka i – dla mnie osobiście – smutna. Smutna poprzez to zderzenie z baśnią, której tak bardzo się pragnie, szuka jej i ze smutkiem konstatuje, że to tylko majak, zadeptany butami grasantów, zagłuszony wrzaskami bab pod karczmą i rodzących się w bólach bachorów, którego nie uratuje nawet wiedźma. A może to po prostu ja naiwnie oczekiwałem legendy tam, gdzie jest tylko trud, bród i znój? Diabli wiedzą. Ale o tym niech czytelnik przekona się sam, wchodząc w świat Babuni Jagódki: czasem zabawny, a czasem…

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego podziękowania dla Book Rage,
 w którego ostatnim pakiecie książka się ukazała. 

1 komentarz:

Vatelema pisze...

Świetna recenzja :) Miałam takie same odczucia po przeczytaniu tej książki.